James Blake x Lil Yachty "Bad Cameo": koniec z rapem już na dobre [RECENZJA]

Wiktor Fejkiel

Ostatni album Lil Yachty'iego "Let's Start Here." pokazał nam, że po amerykańskim raperze możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Gdy do tego dodamy dość nieobliczalnego Jamesa Blake'a, projekt może wyjść naprawdę ciekawie. Jak w takim razie prezentuje się "Bad Cameo"?

Lil Yachty wydał płytę z Jamesem Blake'em
Lil Yachty wydał płytę z Jamesem Blake'emKaitlyn MorrisGetty Images

Muszę przyznać, że włączając po raz pierwszy cały krążek wiedziałem, że należy spodziewać się niespodziewanego. A mimo to zaskoczył mnie i to wiele razy. Na wstępie trzeba jednak powiedzieć, że to kompletnie inny album, niż wspomniany już "Let's Start Here.", co dla wielu może być dość dużym rozczarowaniem. To już kolejny znak, że Lil Yachty chce jeszcze bardziej odejść od typowego amerykańskiego hip-hopu i szukać własnego gatunku. Przy tym wszystkim aż ciężko o lepszego kompana dla niego, niż James Blake.

Wystarczy wziąć na tapet chociażby otwierający całą płytę "Save The Savior", by zrozumieć, jak bardzo ich głosy pasują do siebie. Chociażby powtarzane w refrenie przez Lil Yachty'iego "somebody save the savior" i w tle wokalizy Blake'a, tworzą naprawdę piękne barwy niczym modlitwy, których aż przyjemnie się słucha.

Kolejny, ponad 6-minutowy kawałek "In Grey", to poniekąd kwintesencja całego "Bad Cameo". Ten utwór łamie wszelkie konwenanse, jakie obowiązują w rapie. Ilość ambientowych wstawek, rozbudowane harmonie, liczne beat switche, czy spokojne, bardzo barwne i melodyczne wokale to jest właśnie to, co definiuje cały krążek.

Na albumie są dwa utwory, które dość znacząco wybijają się ponad resztę. Mowa o "Midnight" i "Woo". Można powiedzieć, że są mniej wymagające i bardziej przystępne dla przeciętnego słuchacza, ale przy tym wszystkim słychać, że mamy do czynienia z muzyką, która może podchodzić pod eksperymentalną i prezentuje coś świeżego. Myślę, że na minus trzeba zapisać tytułowy utwór "Bad Cameo", który brzmi jak nieudana próba stworzenia czegoś wielkiego.

Mimo wszystko czuję jednak trochę rozczarowanie. Patrząc na to, co James Blake pokazywał na poprzednich projektach oraz jak bardzo od konwencji typowego rapera odszedł Lil Yachty, spodziewałem się czegoś odważniejszego w mniej ambientowym rozumieniu. Czegoś, co zapisze się w historii. A mam wrażenie, że za miesiąc nikt nie będzie pamiętać o tym albumie. Są momenty, które urzekają, które przyciągają, które są po prostu piękne. Pytanie tylko, czy te momenty wystarczą.

James Blake x Lil Yachty "Bad Cameo", Motown

8/10

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas