Hammerfall "Avenge the Fallen": Metal nadal jest kuty [RECENZJA]

Paweł Waliński

Trzydzieści lat od powstania, na albumie numer 13, Hammerfall nadal kują tym swoim młotkiem ten swój metal. Tylko czy aby nie mamy już trochę dość tych odgłosów z kuźni?

Hammerfall przygotował nowy album "Avenge the Fallen"
Hammerfall przygotował nowy album "Avenge the Fallen"Gina Wetzler/RedfernsGetty Images

Po szoku wywołanym grungem i brit popem, klasyczny heavy (a także power) metal, w latach dziewięćdziesiątych przeżywał etap, kiedy w piwnicy, w brudnym kącie musiał być resuscytowany przez najbardziej oddanych miłośników gatunku i znikąd nie widać było ani pomocy, ani choćby jednego promyka światła, który przyniósłby choć ździebko nadziei. Tymczasem, zupełnie niespodziewanie, końcówka owej dekady przyniosła heavy metalowi revival, na którym - może nie jak na najzrywniejszym z mustangów - ale jedzie nam ten klasyczny metal dalej, co jakiś czas przeżywając n-tą młodość.

Przypomnijmy choćby lata 1997-98, kiedy ukazały się tak mocne nagrania, jak "Jugulator" Judasów, "Accident of Birth" i "Chemical Wedding" Dickinsona, debiut Rhapsody (wtedy jeszcze nie "- of Fire"), "Louder Than Hell" Manowar, "Nightfall" Blind Guardian, "Something Wicked" Iced Earth, "Dead Again" Mercyful Fate, "Vain Glory Opera" Edguya, "Knights" Grave Diggera... wymieniać dalej, czy wystarczy? Wystarczy z pewnością, choć w tym ciągu pominąłem wiele niemałych premier. I to tylko dlatego, że prywatnie mi z nimi nie po drodze. Dobre to więc lata były dla heavy metalu. Dokładnie w tych latach na scenie pojawili się (i nieźle na niej zamieszali) też mili Szwedzi z Göteborg i to aż z dwoma albumami, to jest "Glory to the Brave" oraz "Legacy of Kings".

Sztandar, który podówczas podnieśli, targają ze sobą po dziś dzień. I próżno tak naprawdę szukać tu jakiegoś wymyślania się na nowo. Przeciwnie, to nadal miejscami toporny power/heavy, jednak również nadal power/heavy z prześlicznymi po prostu melodiami. W roli ich kreatora jak zwykle bryluje Joacim Cans, którego barwy można nie lubić, ale nie sposób mu odmówić, że w porywające linie wokalne umie jak mało kto i to właśnie jego partie niuansują od zawsze proste przecież i sterydowe heavy zespołu.

Słucham tego "Avenge the Fallen" trochę w rozkroku, bo z jednej strony nadziwić się nie mogę, jak bardzo odtwórczy i zupełnie nieprogresywny z tego Hammerfall zespół, jak niewiele (o ile choć na jotę) się zmienili przez te trzydzieści lat, z drugiej strony właściwie każdy kawałek teleportuje mnie do czasów, kiedy z kumplem z liceum (pozdro, Porman!) śpiewaliśmy sobie "The Dragon Lies Bleeding", a największym z naszych życiowych problemów była poprawka z fizyki i to, że ta z klasy B niekoniecznie nas chce. Cóż... w kwestii tego chcenia heavy/power metal pewnie nie pomagał.

Szczęśliwie, poza nostalgią, "Avenge the Fallen" przynosi nam to, czego trochę brakowało na tercecie "Built to Last", "Dominion" i "Hammer of Dawn" (2016-2022), a więc naprawdę fajne piosenki i mnóstwo easter eggów w postaci autocytatów (choćby z "Heeding the Call" w "Hero to All"). I jasne, że jest to metal do granic absurdu zwackenizowany, a więc czysto komercyjny, raczej dla słuchacza młodszego, albo - jak uprzednio ustaliliśmy - nostalgicznego. Jasne, że wielkiej sztuki tu nie ma. Jest jednak cały wór hecy, beczka dobrej, prostej zabawy i - co oczywiście charakterystyczne dla gatunku - takiego odklejenia od życiowego peronu (aka eskapizmu), że nie da się tego nagrania nie polubić. Nawet jeśli sympatia to z dużą dozą przymrużenia oka.

Można na Hammerfall marudzić, ale mają jeszcze jedną cechę, która wszelkie te dąsy momentalnie cancelluje: chłopaki z nich tak niezadęte i tak sympatyczne, że kupiłbym od nich nawet styropianowy miecz i tarczę. Choćby nawet handlowali tym szajsem na jakimś odpuście w Swornegciu, Złym Mięsie czy Świńczu. Nie kupiłbym na odpuście w Samoklęsce, ale przecież w Samoklęsce oni by nigdy nie wystawili straganu...

Hammerfall "Avenge the Fallen", Nuclear Blast

7/10

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas