Ania Karwan "Swobodnie": Wcale nie tak swobodnie [RECENZJA]
Paweł Waliński
Wbrew tytułowi, Anna Karwan wydała album na którym deklarowana lekkość przecina się z typowo dosyć polską siermięgą. Przy czym nie jest to wcale płyta straszna i bez zalet.
Ania Karwan od lat funkcjonuje w bardzo różnych strefach polskiej sceny rozrywkowej. A to napisze scenariusz jakiejś reklamy, a to zaśpiewa w chórkach u Piaska, Brodki czy Dąbrowskiej. A to błyśnie w jakimś telewizyjnym konkursie w stylu "The Voice of Poland", gdzie była finalistką, a to wygra konkurs "premier" na festiwalu w Opolu. Pracowitości i determinacji ciężko jej odmówić - mało kto wie, że droga do spełnienia marzeń, bycia gwiazdą, wiodła ją istotnie przez ciernie: z przemocowego domu, z chwilową bezdomnością na Dworcu Centralnym. "Swobodnie" to jej druga płyta, a debiut, wydany w 2019 roku, oblał się złotem.
Tyle notki historycznej. "Swobodnie" zaczyna się alt-country'owym "Biegnę biegnę". Jest całkiem fajnie. Można wręcz powiedzieć, że to granie oscylujące gdzieś w okolicach genialnej Neko Case, a i nawet barwa miejscami podobna. Gorzej brzmi generyczny indie-popowy "Stop". Ot, średniopółkowa nuda. Później powrót do country, czy nawet gothic americany w "Skowroneczku". Blues "Powedz mi, tato", to doskonale zaśpiewane rozliczenie z własną przeszłością. Choć na tyle klasyczne to bluesowanie, że jak kto nie gustuje, może się od tego odbić. Denerwuje też refren niepotrzebnie ścigający się na podniosłość z Adele.
W "Kiedy mrugam" Karwan wspomaga na fortepianie Leszek Możdżer. Brzmi to... jak każdy utwór Możdżera, bo każdy utwór Możdżera brzmi dokładnie tak, jak każdy inny utwór Możdżera. Człowiekowi w tyle głowy, również ze względu na tekst, odzywa się "Piosenka księżycowa" Varius Manx. Tyle dobrego w tym numerze: budzi dobre skojarzenie. W utworze tytułowym idziemy w indie rock. Tylko to jednak niezal raczej z polskiego serialu, nie z fajnej wielkomiejskiej koncertowni. Dopiero "Lew", również indie rockowy, próbuje nawiązać jakiś dialog ze współczesnym polskim graniem niezależnym. Słychać trochę post-punkowego nerwu, pochody akordowe trochę jak z Podsiadły. I w końcu cokolwiek interesującego w tekście. No, bo lwy z reguły są interesujące. No, chyba że nie są. "Znowu palę, palę papierosy/wypadają włosy/trzęsie mnie z tych nerwów" - tak startują "Papierosy". Przyznam, że śmiechnąłem. Trochę to jakieś dalekie echa Jefferson Airplane, trochę znacznie bliższe bigbitów Ani i Ady Rusowicz.
"Bestia" brzmieniowo rozpina się gdzieś między Cream a Jamesem Brownem. To dobre inspiracje. Szkoda, że kompozycja poprzeczki nie doskakuje. "Sen". Znów niby ładnie, ale znowu raczej serial telewizyjny niż cokolwiek innego. Ciekawiej robi się w "Sercu", bo początek brzmi tam jak coś z Cocteau Twins czy This Mortal Coil. Niestety dobite refrenem. "Ostatni raz" to znów udana, choć przewidywalna balladka jakby żywcem wyjęta z lat dziewięćdziesiątych, z zupełnie niepasującymi wtrętami saksofonowymi Grzegorza Piotrowskiego. Saksofon usuwa tu całkowicie ciężar gatunkowy, niepotrzebnie przedłuża numer skręcając w rejony jakiegoś późnego Turnaua (choć u niego chyba częściej był klarnet). A z Turnauem wiadomo: wczesny fajny, późny... przemilczmy. Na koniec "Kiedy mrugam". Tu na szczęście jest lepiej, bo gdzieś to w miarę współczesny indie pop spod znaku Darii Zawiałow czy Julii Marcell. Dobre zamknięcie bardzo średniego nagrania.
Problemem "Swobodnie" jest przerost ambicji, pociąg do przepychu, melodramatyzmu, niekoniecznie dobra orientacja w tym, co się współcześnie gra. Miejscami to niedzisiejsze, ale nie w znaczeniu retro, tylko myszkowych zapachów. Miejscami to wysilone, jakby pisane na kolanie "bo trzeba", pozbawione lekkości. Miejscami Karwan wchodzi na taki emocjonalny diapazon, że nic tylko się z niego sp.....aść. Dobrze zagrane, nieźle zaśpiewane, ze słabymi w większości kompozycjami. Płyta - średniak i doskonała demonstracja, czym się owa średnia półka różni od nagrań najlepszych w tym, także rodzimym, biznesie. Ania Karwan "Swobodnie", Agora 5/10