Inside Seaside 2024: dzień drugi. "Nananana do białego rana"[RELACJA]

Drugiego dnia dotarło do mnie, dlaczego ten festiwal tak mi się podoba. Bo line-up jest inny niż na letnich imprezach, więc w końcu można zobaczyć coś po raz pierwszy i wkręcić się w nowy zespół. A było w czym wybierać.

Black Pumas na scenie Inside Seaside 2024
Black Pumas na scenie Inside Seaside 2024Eris WójcikINTERIA.PL

Niedzielne koncerty rozpoczął zespół Sad Smiles. No i co mam powiedzieć? Powtarzać się, że są świetni, trzymam kciuki, czekam na płytę i w ogóle? To od dłuższego czasu niezmiennie prawda. Nie będę już nawet namawiać, żebyście poszli na koncert. Po prostu odpalcie sobie takiego "Terapeutę" i sami zaczniecie sprawdzać, kiedy grają w okolicy.

Gdańsk Stage otworzyła Daria ze Śląska, którą widziałam już wcześniej, więc przeniosłam się na scenę obok i występ Kasi Lins. To kolejny koncert, na który warto wybrać się chociaż raz. Że jest to dobre muzycznie, to można się spodziewać po przesłuchaniu, na przykład, "Omenu". Ale oprócz muzyki dochodzi tu też ten element teatralności. Niepodrabialny klimat.

Z koncertu Kasi zmiana na coś nieco bardziej tanecznego i pozytywnego, czyli Vito Bambino. "Nie byłem przygotowany ma taką liczbę osób, jestem trochę w szoku" - mówił Vito, ale oooj tam, po co ta skromność. Przecież piosenki z "Kawalerki" czy "Pracowni" to są koncertowe pewniaczki. Kolejny zespół, którego już naprawdę nie chce mi się chwalić, to Klawo. No bo ileż można! Dobre jazzowe ziomki, jak to mówią.

Vito BambinoEris WójcikINTERIA.PL

Jedno z moich odkryć tego dnia to Warhaus. Jeśli podoba wam się Balthazar, to solo przedsięwzięcie Maartena Devoldere’a też warto sprawdzić. Niby to tylko takie piosenki o miłości, ale głos Maartena i stworzona przez niego intymna atmosfera sprawiły, że soundtrackiem mojego powrotu był album "Ha Ha Heartbreak". Zwłaszcza "Desire" wpadło na pętlę.

WarhausEris WójcikINTERIA.PL

Jeśli ktoś chciał sobie poskakać, to dobrym wyborem był grający na Theatre Stage Daði Freyr. Coś wam to mówi? Eurowizja 2021, "10 Years", pamiętacie? Islandzcy power rangersi? Był to klimatyczny przeskok, trzeba przyznać, ale chętnych do zabawy było wielu.

Headlinerem tego dnia był zespół Black Pumasi zdecydowanie byli to właściwie ludzie na właściwym miejscu. Psychodeliczny soul i co za głos! Zdecydowanie chętnie usłyszałabym ich jeszcze raz. Mogę na Jazz Around? Mogę? Proszę!

Black PumasEris WójcikINTERIA.PL

Black Pumas nie przesłuchałam do końca, bo chciałam jeszcze zdążyć na Lor na UP Stage. I nie zawiodłam się, a nawet dostałam więcej niż oczekiwałam, czyli genialne prowadzenie koncertu. Z dziewczynami też na pewno jeszcze się spotkamy, bo śpiewałam nananana do białego rana i jeszcze trochę dłużej.

LorEris WójcikINTERIA.PL

Na koniec Inside zaproponował Kerala Dust. Czy można połączyć rocka i techno? Gdyby to było złe, to Bóg by inaczej świat stworzył, że tak się posłużę cytatem. Londyńczycy spełnili swoje zadanie hucznego zakończenia festiwalu.

A porównując z poprzednim rokiem? Gdańsk trzyma poziom! Na pierwszej edycji koncerty Shame i Sleaford Mods niezapomniane. W tym roku z kolei Idles, The Last Dinner Party czy Black Pumas… no złoto! Line-up na pewno zasługuje na pochwałę. Właściwie jedynym minusem jest, jak to można było usłyszeć w press roomie, "przepustowość -2", bo na korytarzach potrafi być dość ciasno. Z drugiej strony można wtedy pooglądać wystawy z przepięknymi plakatami, które chciałoby się zabrać do domu. Dopisałam Inside Seaside do must see już rok temu, a ostatni weekend tylko potwierdził, że to już naprawdę mocna marka.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas