Inside Seaside 2024: dzień pierwszy. "Spróbuj to przebić"
Lubię ten festiwal coraz bardziej. Przychodzi jesień, robi się coraz ciemniej i zimniej, i smutniej, aż tu nagle Inside Seaside, światełko w tunelu dla ludzi uzależnionych od pisania: "Cześć, chciałbym zgłosić delegację". No i ten line-up!
Inside Seaside pozwolił mi, po raz drugi już!, przeżyć koncert, który wpadł do TOP koncertów w życiu. Ale po kolei.
Całą imprezę rozpoczął zespół Rusted Teeth, czyli białostocki punk rock/emo/metal. Pierwszy tip dla uczestników: jeśli chcecie zobaczyć coś na UP Stage, to trzeba albo iść wcześnie, albo przygotować się na stanie w kolejce. Tak, nawet o 17:30.
Zaskoczony frekwencją o tej porze był też Skubas, który otworzył Gdańsk Stage. "Chyba ten festiwal jest w porządku, skoro jest was tyle" - stwierdził, no i chyba tak, chyba racja. Skubas w tym roku wydał płytę "W ogień", której teraz mogliśmy posłuchać na żywo i… nie odpalajcie "Żywego trupa", bo wam już nie wyjdzie z głowy. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Następnie Artur Rojek. Nie był to mój pierwszy koncert Rojka i to naprawdę się nie nudzi. Wciąż fajnie posłuchać "Kundla", dostać ciarek przy "Układzie" i pooglądać na scenie słynny taniec z teledysku do "Bez końca". Warto zobaczyć.
Później skierowałam się na Ergo Hestia Theatre Stage, gdzie już rozkładał się Spięty. Choć mam kilka kawałków z płyty "Heartcore", do których wracam, to tęsknię za Lao Che. Nic na to nie poradzę. Ale uczciwie przyznaję, że nic nie można temu koncertowi zarzucić!
Pamiętacie boom na The Last Dinner Party po debiucie "Prelude to Ecstasy"? No, a na żywo brzmią jeszcze lepiej. To był kompletny show, dowodzony przez Abigail Morris, która doskonale wie, jak zawładnąć publicznością. Zachwyconam, będę o tym koncercie opowiadać jeszcze nie raz.
Kevin Morby kojarzy mi się głównie z "Harlem River" i - przyznaję się bez tortur - gdyby mnie ktoś spytał o tytuły innych piosenek, to z biegu wymieniłabym może jeszcze ze cztery. Nie przeszkadzało mi to natomiast w rozpłynięciu się podczas koncertu. Chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć go w bardziej kameralnym miejscu, jakimś małym zadymionym barze? Oby się spełniło.
I teraz najlepsze! Idles. Idles, na które czekała większość festiwalu poubierana w koszulki z logiem zespołu. Idles, które katuję zawsze podczas biegania, kiedy potrzebuję energii. Idles, które weszło do zestawienia najlepszych koncertów, jakie przeżyłam. Kiedyś cool było takie powiedzenie, że "nie sprzątaj, bo ktoś tam pozamiatał", nie? Koncert Idles to jest idealny czas, żeby to powiedzenie wróciło. Przecież takie "Gift Horse" jest stworzone do grania na żywo.
Drugą scenę zamknął RY X, a wcześniej na UP Stage udało mi się usłyszeć jeszcze fragment Nene Heroine, których polecałam po Jazz Around i teraz polecam ponownie. Na wspomnianej UP Stage tego dnia grali też JAD, SPRINTS i Homosapiens, no ale choćby człowiek chciał, to wszystkiego się nie da. Do nadrobienia.
Trudno znaleźć słowa podsumowania, skoro nawet w pokoju prasowym cały wieczór upłynął pod znakiem "I jak po Idles?". Drugi dniu Inside - spróbuj to przebić, choć panowie poprzeczkę ustawili naprawdę wysoko.