Tyler, the Creator w Krakowie: Nie zabrakło w tym wszystkim miejsca dla muzyki [RELACJA]
Ciężko mi znaleźć słowa, które oddawałyby klimat, jaki panował podczas sobotniego koncertu Tylera, the Creatora w krakowskiej Tauron Arenie. Wielokrotnie swoją dyskografią pokazywał, z jakiego pokroju artystą mamy do czynienia i po raz kolejny to udowodnił, tym razem jednak na żywo. Było kilka starszych kawałków, było świętowanie urodzin "Goblina", ale przede wszystkim była "CHROMAKOPIA", dla której warto było czekać na jego powrót do Polski.

Muszę przyznać, że dawno nie spotkałem się z tak zaangażowaną publicznością i to naprawdę trzeba docenić. Gdy swój występ rozpoczął pierwszy support - Paris Texas, hip-hopowy duet z LA - to nie musieli się prosić o pogo czy skakanie każdej osoby, która znalazła się na płycie - publiczność robiła to sama.
Jednak w pełni show skradł, uwielbiany przez polską publiczność, Lil Yachty. Jego viralowy hit "Poland" został zagrany aż trzykrotnie, a publiczność wymachiwała biało-czerwonymi flagami i szalikami. Nie zabrakło również jego największych hitów jak "A Cold Sunday" czy "drive ME crazy!" z genialnego krążka "Let's Start Here.". Jednak gdy światła zgasły, a po arenie rozniosło się głośne intro z "St. Chroma", zaczęło się to, na co wszyscy czekali najbardziej.
Tyler, the Creator w Tauron Arenie Kraków. Tak zaskoczyli go Polacy
Ostatni krążek Tylera, czyli wspomniana już "CHROMAKOPIA", to jeden z tych albumów, które są po prostu stworzone pod granie na wielkich arenach. W otoczeniu kilkunastu przepotężnych zielonych kontenerów, Tyler, the Creator zaczął koncert pierwszymi utworami z płyty. Trzeba przyznać, że z pozoru uboga scenografia niezwykle oddawała klimat krążka w otoczeniu licznych petard czy ogni. W pierwszej części koncertu, największe wrażenie zrobił jednak utwór "Sticky", który zagrany ze zwisającego mostu, łączącego dwie sceny, poniósł się spektakularnie.
W myśl narracji prowadzonej na "CHROMAKOPII", przy utworze "Take Your Mask Off", Tyler zdjął maskę i przeszedł na scenę B, gdzie rozpoczął się przegląd jego dyskografii. Całość zaaranżowana była na jego mieszkanie, gdzie raz za razem wybierał winyle, które teraz zgromadzonej publiczności zaprezentuje. Druga część koncertu miała formę medleya z najważniejszymi trackami z poszczególnych albumów. Przygodę zaczęliśmy od legendarnego "IGOR'A", który przyniósł ze sobą niekwestionowane hity jak "I THINK" czy "EARFQUAKE".
Następnie przyszła pora na "Goblina", przy którym Tyler podzielił się z publicznością informacją, że równo dzisiaj są 14. urodziny tego właśnie krążka. Spotkało się to z natychmiastową reakcją zgromadzonych fanów, którzy tłumnie zaczęli śpiewać "Sto lat", oczywiście po polsku. Zdezorientowany Tyler podsumował to słowami "I don't know what the f... you're singing, but I like it". Był to niewątpliwie jeden z ważniejszych momentów, bo polska publiczność po raz kolejny pokazała na co ją stać. Przegląd dyskografii zamknęły "Golf", "CALL ME IF YOU GET LOST" i "Flower Boy".
Na trzecią - ostatnią - część koncertu, Tyler ponownie wrócił na główną scenę, gdzie dokończył "CHROMAKOPIĘ" (z pominięciem "Balloon") przeplatając "See You Again", "NEW MAGIC WAND" oraz "WUSYANAME" - tym razem granymi w całości. Koncert zakończył pięknym "I Hope You Find Your Way Home", żegnając się z krakowską publicznością.
Koncerty Tylera ciężko rozpatrywać w kategoriach "koncertów" - to było coś znacznie więcej. Historia opowiedziana całym performance'em bardziej przypominała spektakl teatralny, od którego ciężko było odwrócić wzrok. Nie zabrakło w tym wszystkim miejsca dla muzyki, która spełniła wszelkie oczekiwania. Miejmy nadzieję, że prędko wróci, bo to był show absolutnie spektakularny.
Wiktor Fejkiel, Kraków