Katarzyna Moś: "Byłam pełna obaw, niesamowicie zestresowana" [WYWIAD]
Katarzyna Moś na scenie zadebiutowała jeszcze w 2002 roku. Obecnie na swoim koncie ma cztery albumy studyjne, a jej ostatni krążek zatytułowany "Wszystko to, czego nie da się powiedzieć" swoją premierę miał w listopadzie zeszłego roku. Na przestrzeni lat koncertowała zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, reprezentowała nasz kraj w 62. Konkursie Piosenki Eurowizji występowała w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" oraz dotarła do finału "Must Be The Music". Jakie plany artystka ma na najbliższą przyszłość?

Magda Goździńska-Birecka: Jakie znaczenie w Twoim życiu ma muzyka?
Muzyka jest dla mnie czymś, co nadaje sens mojemu życiu. Od zawsze stanowiła jego nieodłączną część. Wychowałam się w muzycznej rodzinie, więc w pewnym sensie nasiąknęłam nią od najmłodszych lat. Mój tata, związany z Kwartetem Śląskim i głównie muzyką klasyczną, odegrał kluczową rolę w kształtowaniu mojego podejścia do dźwięków. Razem z bratem, chcąc nie chcąc, byliśmy już od dziecka ukierunkowani na muzykę. Uczestniczyliśmy w festiwalach, koncertach, towarzysząc tacie, co sprawiło, że muzyka była nie tylko obecna, ale i naturalna w naszym codziennym życiu.
Z czasem moje postrzeganie muzyki ewoluowało. Odbieram ją inaczej niż w dzieciństwie, zaczęłam dostrzegać jej głębię i różnorodność. Jednak to solidne podstawy muzyki klasycznej, wyniesione z tamtych lat, dały mi fundament do dalszego zgłębiania świata dźwięków i odkrywania jego charakteru. To doświadczenie niewątpliwie ukształtowało mnie jako człowieka i artystkę.
Równocześnie jestem od najmłodszych lat zaangażowana w pomoc zwierzętom, co również daje mi poczucie sensu i znaczenia. W takich chwilach czuję, że moja obecność na świecie ma prawdziwą wartość. Obie te sfery – muzyka i działania na rzecz zwierząt – są dla mnie mocno integralne. Pomagają mi zachować wewnętrzną równowagę i lepiej radzić sobie z rzeczywistością.
Jesteś dobrze wykształcona muzycznie, skończyłaś Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną, a następnie kontynuowałaś naukę w Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie wokalu na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Jaką wartość ma dla Ciebie edukacja muzyczna?
Uważam, że edukacja muzyczna ma ogromne znaczenie i jest niezwykle istotna. Niestety, bardzo żałuję, że w naszym systemie edukacji przedmioty związane z muzyką, takie jak lekcje muzyki w szkołach podstawowych, są często traktowane po macoszemu. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach przypominają one przymusową naukę, pozbawioną pasji i kreatywności. Brakuje podejścia, które zachęcałoby młodych ludzi do aktywnego kontaktu z muzyką, choćby przez wspólne granie w zespołach – nawet w niezobowiązujący, amatorski sposób. Na tym etapie kluczowe jest, by nauka muzyki była czymś kreatywnym i radosnym, a nie jedynie obowiązkiem. Kontakt z muzyką kształtuje młodego człowieka, rozwija jego wyobraźnię, wrażliwość i sposób postrzegania świata. Uważam, że dotknięcie sztuki, nawet w podstawowej formie, sprawia, że zaczynamy postrzegać rzeczywistość delikatniej i z większą empatią.
Przykładem może być projekt "Moniuszko 200", w którym uczestniczyłam. Początkowo wiele osób obawiało się, że taka muzyka będzie zbyt trudna, zarezerwowana wyłącznie dla wąskiego grona odbiorców. Jednak po koncertach słyszałam od słuchaczy: "Dziękujemy, że pokazaliście klasykę w nowoczesnej formie. To zupełnie zmieniło nasze postrzeganie". Dla mnie to bardzo ważne – uświadamiać ludziom, że muzyką klasyczną można się bawić, odkrywać jej różne odcienie i czerpać z niej radość.
Cieszy mnie również fakt, że projekt "Moniuszko 200" znalazł swoje miejsce w szkołach muzycznych, ale także poza nimi. Bywa, że nauczyciele w szkołach ogólnokształcących, zafascynowani muzyką, wykorzystują go, by pokazać, że klasykę można przedstawić w bardziej przystępny sposób. Jest to niezwykle cenne, bo dzięki temu młodzi ludzie coraz częściej odwiedzają filharmonie i otwierają się na sztukę. To dla mnie wielka wartość.
Jak określiłabyś się w swojej misji muzycznej? Jaką rolę pełnisz? Co takiego chcesz przekazać ludziom, do których docierają Twoje dźwięki?
W muzyce najważniejsza jest prawda. Dla mnie kluczowe jest podążanie za tym, co w pierwszym kontakcie urzeka – za dźwiękami, które są zgodne z naszym gustem, przekonaniami i sumieniem. Uważam, że muzyka, którą dzielę się ze słuchaczami, musi być wiarygodna i naturalna. Tylko wtedy może poruszać i pozostawiać ślad. Oczywiście, wsłuchiwanie się w siebie nie zawsze jest łatwe, ale to konieczne, by zachować autentyczność. Przykładem jest decyzja, którą podjęłam jako osiemnastolatka. Zrezygnowałam wówczas ze współpracy z panem Robertem Jansonem, mimo że miałam nagraną płytę i kontakt z Universalem. Wydawało się, że kariera stoi przede mną otworem, ale nie byłam przekonana do tej muzyki. Czułam, że nie jest zgodna z tym, kim jestem. Może, gdybym wtedy zdecydowała się pójść tą drogą, szybciej osiągnęłabym rozpoznawalność i sukcesy artystyczne, ale nie byłabym wierna sobie. Myślę, że moja wrażliwość, ukształtowana przez klasyczne fundamenty muzyczne, nie pozwoliła mi na kompromisy w tej kwestii.
Jestem głęboko przekonana, że szczerość w pracy i twórczości ma ogromne znaczenie. Jeśli artysta dzieli się z ludźmi czymś prawdziwym, to jest to zauważalne i doceniane. Właśnie dlatego wierzę, że płyta „Moniuszko 200” zostanie zapamiętana. Choć jestem bardzo krytyczna wobec siebie, mogę śmiało powiedzieć, że to naprawdę dobra płyta, z której jestem dumna. Tym bardziej cieszy mnie, że znalazła wielu odbiorców i poruszyła tak szerokie grono słuchaczy. To dla mnie dowód, że prawda w muzyce zawsze znajduje swoją drogę do ludzi.
Co jest takim punktem kulminacyjnym tej płyty "Moniuszko 200"?
Mam wrażenie, że siłą tej płyty jest jej różnorodność. Łączy w sobie dźwięki moniuszkowskie, charakterystyczne dla XIX wieku, z elementami współczesności. Przyjęliśmy zasadę, by w pierwszych zwrotkach wiernie odzwierciedlać oryginał, ale z biegiem utworów wprowadzać coraz więcej improwizacji. Dzięki temu płyta zyskała wyjątkowy charakter, łącząc tradycję z nowoczesnością.
Za aranżacje odpowiadał mój brat, Mateusz Moś, który choć wychowany na muzyce klasycznej, czerpie również inspiracje z takich gatunków jak soul, R&B czy rap. Z kolei nasz pianista, Mateusz Kułakowski, od dziecka związany z jazzem, wniósł do tej płyty świeżość i kreatywność, będąc jednocześnie jedną z wielkich nadziei polskiego jazzu. Dzięki takim różnorodnym podejściom muzycznym, płyta jest bogata w wartości artystyczne, ale wciąż zakorzeniona w klasyce, która jest bliska naszym sercom. To właśnie ten dialog między tradycją a nowoczesnością czyni ją tak wyjątkową.
Jak wspominasz swój udział w programie "Must Be The Music"? Co skłoniło Cię do wzięcia udziału w telewizyjnym talent show?
Szczerze mówiąc, nigdy nie planowałam udziału w talent show. Zawsze wydawało mi się, że jeszcze zbyt mało potrafię, i to poczucie niewystarczalności mnie blokowało. Miałam wtedy 25 lat i niedawno wróciłam ze Stanów Zjednoczonych, gdzie spędziłam trochę czasu. Po powrocie zaczęłam współpracę z jednym z producentów nad nowymi utworami. To właśnie on zasugerował mi, żebym spróbowała swoich sił w "Must Be The Music". Program dawał możliwość prezentacji własnych kompozycji, co było dla mnie niezwykle istotne.
Decyzja o zgłoszeniu się do programu była dla mnie sporym wyzwaniem – wymagała odwagi i zmierzenia się z własnymi lękami. Wystąpiłam z utworem "I Can’t Say". Pamiętam, jak w pierwszym odcinku zaśpiewałam "(You Make Me Feel Like) A Natural Woman" Arethy Franklin. Byłam pełna obaw, niesamowicie zestresowana, ale kiedy zaczęłam śpiewać, coś się we mnie zmieniło. Po występie reakcja publiczności była nie do opisania – entuzjazm widzów, uśmiechy jurorów, a przede wszystkim słowa pani Kory, które na długo zapadły mi w pamięć. Ten moment, gdy usłyszałam cztery razy "TAK", był dla mnie niezwykły. Pani Kora swoją wrażliwością i ciepłem, zawsze mnie wzruszała. Oczywiście, program wiązał się z dużym stresem – to były moje pierwsze doświadczenia z kamerami i występami w takiej formule. Ale wspominam ten czas z ogromnym sentymentem i wdzięcznością. "Must Be The Music" było dla mnie wspaniałą przygodą.
Czy po udziale w programie "Must Be The Music" poczułaś, że stajesz się rozpoznawalna, usłyszana zdobywając kolejnych swoich odbiorców?
Zdecydowanie tak, szczególnie po moim pierwszym występie. Pamiętam, że media zaczęły o mnie pisać, chociaż social media nie były wtedy tak rozwinięte jak dziś, pojawiło się wiele komentarzy, artykułów, a znajomi dzwonili i informowali mnie o materiałach na mój temat. To był dla mnie bardzo budujący czas. Co ciekawe, do dziś dostaję wiadomości od ludzi, którzy pamiętają mnie właśnie z "Must Be The Music". Minęło tyle lat, a jednak program pozostawił ślad w ich pamięci.
Niestety, mimo tak pozytywnego odbioru przez publiczność, brakowało mi wówczas odpowiedniego wsparcia menadżerskiego i zaplecza organizacyjnego. W efekcie po programie niewiele się wydarzyło, co było dla mnie trudnym doświadczeniem, zwłaszcza że czułam ogromny potencjał.
Teraz, po latach, historia zatacza koło – wkrótce wydam utwór "I Can’t Say", z którym wystąpiłam w programie. To szczególnie ważne, bo wiele osób wciąż o ten utwór pyta. Wreszcie nadszedł moment, by podzielić się nim z publicznością w pełnej wersji.
Jako doświadczona wokalistka, artystka dotknęłaś różnych aspektów muzycznego świata, w swojej karierze, która cały czas pięknie się rozwija. Jakich rad udzieliłabyś początkującym artystom?
Niechętnie udzielam rad, ale nie dlatego, że chcę je zatrzymać dla siebie – po prostu wierzę, że każdy najlepiej wie, czego najbardziej potrzebuje, a to, co sprawdziło się w moim przypadku, niekoniecznie zadziała u innych. Mogę jednak podzielić się tym, co mnie wzmacnia i daje siłę: nigdy nie rezygnować z marzeń i własnych przekonań. Nie poddawać się. Trzeba być świadomym, że za każdym osiągniętym celem, sukcesem czy spełnionym marzeniem kryje się ciągła, ciężka praca i konsekwencja. Tylko dzięki temu można zbudować coś trwałego i prawdziwego.
Tworzenie nowych rzeczy i nieustanny rozwój są kluczowe – to właśnie poczucie niedosytu napędza nas do dalszej pracy. Ważne jednak, by nie dać się zwieść chwilowym blaskom i uniesieniom, bo one potrafią być bardzo zgubne. To jedno z największych zagrożeń, jakie mogą spotkać artystę.
Dlatego zawsze powtarzam i przypominam, jak istotne są pokora i skromność. Nie możemy pozwolić, by przysłowiowa "woda sodowa" uderzyła nam do głowy. Tylko zachowując równowagę i pokorę, możemy tworzyć prawdziwą sztukę i rozwijać się w sposób trwały.
Jakie masz cechy, które pozwalają Ci odnosić sukces, jaka jest Katarzyna Moś według swojej subiektywnej oceny?
Uważam, że jestem konsekwentna i pracowita. Z pewnością cechuje mnie także delikatność i wrażliwość. Ważne jest dla mnie, jak czuję się silna i co mnie dotyka. Kiedy coś mnie niepokoi, to motywuje mnie do działania – chcę samej sobie udowodnić, że potrafię. Mam też wpojone wartości, takie jak empatia i pomoc słabszym, które są dla mnie kluczowe w rozwoju. Kocham zwierzęta, ich los nigdy nie jest mi obojętny, dlatego przyglądam się nie tylko ludziom, ale także światu wokół mnie. Każdego dnia uczę się od innych i staram się to przekazywać. Zawsze zachęcam do tego, by być po prostu dobrym człowiekiem, bo wierzę, że prawda i dobro zawsze się obronią.
A jakie masz plany zawodowe na najbliższą przyszłość?
Od 28 lutego zaczynam trasę promującą moją najnowszą płytę "Wszystko to, czego nie da się powiedzieć". Na początek koncertujemy w pięciu miastach, a potem, kiedy już urodzę, wrócimy na trasę jesienią tego roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Pracuję również nad dwoma nowymi płytami, ale na razie nie chcę zdradzać szczegółów. Cały czas koncertuję, a w ciągu roku planuję tylko miesiąc wolnego, choć oczywiście życie może to zweryfikować. Wierzę, że wszystko się ułoży, bo zawsze staram się podejść do sprawy z pełną mobilizacją. Praca nad muzyką, tworzenie nowych utworów, koncerty, a także spędzanie czasu z rodziną, zwierzętami i przyjaciółmi to dla mnie najważniejsze aspekty na ten rok.