Antek Smykiewicz: "Muzyka, emocje i czas" [WYWIAD]

Antek Smykiewicz w 2010 roku wygrał ogólnopolski festiwal karaoke, III Karaoke MAXXX Festiwal w Opolu, brał udział w programach "The Voice of Poland" w 2011 oraz "Must Be The Music. Tylko Muzyka" w 2014, a jesienią tego samego roku podpisał kontrakt z wytwórnią Universal Music Polska. Jego debiutancki przebój "Pomimo burz" autorstwa Marka Kościkiewicza zyskał status diamentowego singla. Muzyk opowiedział o swojej przygodzie po występie w "MBTM".

Antek Smykiewicz
Antek Smykiewiczmateriały promocyjne

Magda Goździńska-Birecka: Twoja kariera w ostatnich latach nabrała tempa. Cofnijmy się jednak do Twojego udziału w „Must Be The Music”. Jaki to był moment w Twoim życiu?

To było już ponad 12 lat temu. W porównaniu do innych programów, w których brałem udział, ten był dla mnie krótką, ale intensywną przygodą – wystąpiłem w dwóch odcinkach. Scena była ogromna, emocje wielkie. Pamiętam, że półfinałowy występ był dla mnie ważny, bo po raz pierwszy mogłem zaprezentować swój własny repertuar. Zaśpiewałem wtedy utwór "Już nie Ty", który później trafił na mój album jako czwarty singiel.

Czy decyzja o udziale była dla Ciebie trudna?

Miałem już za sobą udział w dużym talent show i zastanawiałem się, czy ponownie wchodzić w ten świat. Wiedziałem, jak działają tego typu produkcje, a presja i oceny były dla mnie wtedy dużym stresem. Z drugiej strony, po "The Voice of Poland" moja kariera jeszcze nie nabrała rozpędu – byłem artystą bez własnych utworów. W "Must Be The Music" po raz pierwszy zmierzyłem się z oceną autorskiej piosenki. Może nie było to „wow”, ale był to dla mnie ważny krok.

Antek Smykiewiczmateriały prasowe

Bywasz także jurorem w różnych konkursach, programach. Jak oceniasz występy innych?

Teraz rozumiem, jak trudne jest to doświadczenie dla artysty. Szczególnie doceniam autorskie piosenki – jeśli ktoś śpiewa swój utwór, zwracam uwagę na tekst i emocje. Wtedy, w programie, jury miało rację – moja piosenka była popowa, bez fajerwerków, ale tekst Marka Kościkiewicza pozostaje dla mnie ważny. Utożsamiam się z nim i jest częścią mojej prawdy, moich emocji.

Twój debiutancki album – co było w nim dla Ciebie najważniejsze?

To był mój pierwszy mainstreamowy album i w dużej mierze ufałem wytwórni oraz bardziej doświadczonym osobom. Dziś wiem, że w show-biznesie nacisk kładzie się bardziej na "biznes" niż na "show". Chciałem, by płyta była spójnym zbiorem opowieści o miłości – dlatego nazwałem ją Nasz film. Niektóre utwory napisałem sam, z innych jestem bardziej lub mniej dumny, ale to był szczery album. Pokazał moją wrażliwość i, choć nie planowałem tego, zaszufladkował mnie jako "Antka od Pomimo burz".

"Pomimo burz" to Twój wielki przebój – jak bardzo czujesz się zaszufladkowany?

Z jednej strony artysta zawsze rozwija się i patrzy na swoje starsze utwory inaczej, ale z drugiej – to niesamowite, że ten numer wciąż jest grany w różnych stacjach radiowych po tylu latach. Wiele hitów błyskawicznie znika, a ten przetrwał próbę czasu. Cieszę się, że mogłem nad nim pracować z Markiem Kościkiewiczem. Ostatnio dowiedziałem się, że znalazł się na liście Przebojów Dziesięciolecia – to wielka satysfakcja.

Twój album doczekał się wersji deluxe – jak to wyglądało od strony wytwórni?

Duże wytwórnie działają według określonych zasad – często kontrakty obejmują kilka albumów. Jeśli artysta ma gotowy materiał, ale nie czas na nową płytę, wydaje wersję deluxe. W moim przypadku to była rozszerzona wersja Naszego filmu, która pojawiła się cztery miesiące po premierze i zawierała dodatkowe utwory, w tym "Cud".

Antek Smykiewiczmateriały prasowe

Ale czy na tej płycie czułeś, że jesteś już bardziej dojrzały muzycznie?

Tak, zdecydowanie. Pojawiły się utwory, które mocniej odzwierciedlały to, co przeżywałem wewnętrznie – jak "Prawda", "Zagubieni" czy "Cud". Pisanie to dla mnie pewnego rodzaju autoterapia. Czasem nawet nie zdaję sobie z tego sprawy w momencie tworzenia, ale później wracam do tych piosenek i widzę, że już wtedy odpowiadałem sobie na pytania, które nurtują mnie dzisiaj. To niesamowite, jak sztuka potrafi wyprzedzać czas.

Czy zaraz po programie twoje życie przyspieszyło?

Nie do końca. Programy często kreują swoich uczestników na "gwiazdy", ale prawdziwą gwiazdą zostaje się dopiero wtedy, gdy udowodnisz swoją wartość i ciężko pracujesz. Pamiętam, jak zadzwoniłem do menadżera znanego artysty, z którym miałem okazję współpracować. Zapytałem, dlaczego nie zostałem zaproszony na jego jubileuszowy koncert, skoro byłem "gwiazdą". Usłyszałem wtedy: Gwiazda? Ty jesteś nikim.

Antek Smykiewiczmateriały prasowe

Czyli pokora musiała się obudzić?

To był mocny cios, ale jednocześnie ogromna lekcja. Postanowiłem, że jeszcze wszystkim pokażę i zacząłem pracować dwa razy ciężej. To mnie nauczyło, że nie można oddawać swojego losu w czyjeś ręce. Trzeba samemu walczyć o swoje miejsce.

A teraz pracujesz nad nową płytą. Jak do niej podchodzisz?

Z dużą ekscytacją! Kocham koncerty – to dla mnie najlepsza forma ekspresji. Uwielbiam czuć energię ludzi i obserwować, jak reagują na moją muzykę. Nad nowym albumem pracuję z fantastycznymi ludźmi, w tym z Yoadem Nevo – producentem, który współpracował m.in. z takimi artystami jak: Bryan Adams, Ed Sheeran i Sia.

To ciekawe doświadczenie, bo on przy swoim ogromnym dorobku pozostaje niezwykle skromny, co jest rzadkością. W Polsce wielu producentów często tylko kopiują trendy z Zachodu.

Masz jakiś swój system pracy nad piosenkami?

Tak, pracujemy od zera – nie dostaję gotowych podkładów, tylko wszystko tworzymy od podstaw. Jeżdżę na sesje do Londynu razem z Piotrkiem Szczepanikiem, moim przyjacielem i muzycznym kompanem jeszcze z czasów Ściany Wschodniej. Razem produkujemy, komponujemy, czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej, ale to proces.

To dla mnie ważne, bo właśnie dzięki temu czuję się w pełni artystą – kreatorem swojej rzeczywistości. Nowy album jest bardziej progresywny i dojrzalszy. Na początku kariery zastanawiałem się, co powiedzieć ludziom. Teraz po prostu mówię, co myślę.

Antek Smykiweiczmateriały prasowe

Czego ludzie najbardziej oczekują od artysty na scenie?

Naturalności i prawdy. Można wybaczyć, że ktoś danego dnia zaśpiewa trochę gorzej, ale nie wybacza się fałszu. Publiczność od razu wyczuwa, kto jest autentyczny, a kto tylko produktem stworzonym przez wytwórnię.

Spójrz na Dawida Podsiadło – on po prostu jest sobą i wszyscy to czują. Nie musi nikomu nic udowadniać, po prostu jest wielki. To właśnie odróżnia artystę od osoby, którą ktoś wykreował w biurze marketingowym.

Masz ochotę dalej eksperymentować z muzyką?

Na pewno! Nie wiem jeszcze, dokąd mnie to zaprowadzi, ale na pewno nie przestanę się rozwijać. Całe życie będę się uczył muzyki i i tak umrę głupi – ale to jest piękne!

Moja muzyka ewoluuje i pewnie jeszcze nie raz skręcę w inną stronę. Dzisiaj określiłbym swój styl jako progresywny pop, ale tworzę to, na co mam ochotę, a nie to, co jest akurat modne. I to jest dla mnie największa wolność – mogę robić swoje i żyć z muzyki, nie musząc nikomu niczego udowadniać.

A który moment, w Twojej podróży muzycznej był dla Ciebie najbardziej przełomowy?

Zdecydowanie moment, kiedy pojawił się utwór "Pomimo burz", bo to był taki moment, który wbił mnie na scenę mainstreamową. Żadna inna piosenka nie znalazła się tam. Wcześniej również grałem z moim składem Ściana Wschodnia, gdzie graliśmy melodyjnego rocka i kombinowaliśmy w każdą stronę jak najbardziej ciekawie. Natomiast nie mieliśmy, komercyjnego zacięcia. I cieszę się, bo chłopaki grają ze mną do dzisiaj.

Antek Smykiewiczmateriały prasowe

Z czego czerpiesz największą inspirację do swojej twórczości i co Ci daje satysfakcję?

Uwielbiam koncerty. To jest dla mnie najważniejsza inspiracja, dlatego, że ludzie nie tylko słuchają moich piosenek, ale odbierają mnie jako człowieka, który jest blisko nich, a ja w trakcie swoich koncertów staram się być aktywny w interakcji z publicznością cały czas. Jestem z nimi, rozmawiam, nawiązuję kontakt słowny, wzrokowy, to wszystko buduje ogromne zaufanie między artystą, a jego słuchaczami.

Po koncercie często podchodzą do mnie nie tylko fani, ale ludzi, którzy czasem po raz pierwszy są na moim koncercie i dziękują mi za moje przesłanie jakie niosę w muzyce, w tekstach. To jest satysfakcja największa, której nie da się opisać słowami. To są bezcenne emocje.

Jak łączysz życie zawodowe z życiem osobistym? Kto Cię wspiera na co dzień?

Staram się to wszystko równoważyć, bo jak wiadomo, że samą pracą człowiek nie jest w stanie się nasycić, więc staram się to połączyć z podróżami, które są moją ogromną pasją. Kocham gotować, uwielbiam majsterkować.

Uwielbiam zgłębiać wiedzę, poznawać nowe tematy, lubię dużo czytać, lubię dużo pisać i po prostu lubię ten stan, gdy każdego dnia budzi się we mnie ogromny apetyt na życie. Uwierz mi, że dobra książka daje mi takiego kopa jak dobry koncert.

Moja żona jest moim największym wsparciem. Znamy się jeszcze z czasów "przedkarierowych". Cenię ją dlatego, że wie wszystko lepiej. (śmiech). Naprawdę. Ona potrafi mnie zmotywować do tego, żebym nie wątpił. Wiesz co? Cudownie jest, gdy masz koło siebie kogoś takiego, kto jest w stanie ciebie docenić i widzi lepszą wersję Ciebie.

A Twoje miejsce na ziemi?

Moje miejsce na ziemi? To Azja. Kocham Azję, uwielbiam podróżować szczególnie po Azji. Byłem tam dziesiątki razy i mimo, że spędziłem tam część pandemii i dosyć mroczny wtedy czas, to Tajlandia jest miejscem takim moim i mojej żony. Ale myślę, że podsumowałbym to raczej w ten sposób: moje miejsce jest na ziemi. I to jest najpiękniejsza podróż w jakiej uczestniczę.

Dawid Kwiatkowski szczerze o nowej edycji "Must Be The Music". "Brali operatora i wywracali go z kamerą"INTERIA.PL