Wokół jego śmierci narosło wiele mitów. Pojawił się dokument "The Stones and Brian Jones"
Mateusz Kamiński
Brian Jones z The Rolling Stones zmarł 54 lata temu. To szmat czasu, a wielu młodszych fanów rocka kojarzy go nie jako genialnego muzyka i współtwórcę The Rolling Stones, a tego, który w niewyjaśnionych okolicznościach utonął lub nawet został zamordowany przez kręcącego się koło domu majstra. Pojawił się już nowy dokument "The Stones and Brian Jones", który zdaniem reżysera wyprostuje wiele niedomówień i pokaże Jonesa w innym świetle, niż dotychczas.
Niektórzy twierdzą, że wraz z odejściem Briana Jonesa z The Rolling Stones, w historii zespołu skończył się najważniejszy, a nawet najlepszy okres. Muzyk był założycielem zespołu i początkowo sprawował pieczę także nad technicznymi, menedżerskimi sprawami grupy. Multiinstrumentalista wnosił do grającego bluesowe covery zespołu nowe brzmienia - to dzięki niemu w "Under My Thumb" słyszeliśmy marimbę, a także sitar w "Paint It, Black".
Kilka dni temu zadebiutował film dokumentalny "The Stones and Brian Jones" w reżyserii Nicka Broomfielda. Produkcja zdobywa dobre oceny krytyków i widzów - na portalu Rotten Tomateos półtoragodzinny dokument 20 krytyków określiło "świeżym" z wynikiem 90% na 100, a publiczność dała ocenę w wysokości 75%.
W filmie twórca zdecydował się pokazać ogromny wpływ muzyka na to, czym Stonesi się stali. "Wszyscy myślą, że to był zespół Micka i Keitha. Ale to był zespół Briana" - przypominał w rozmowie z Yahoo w 2019 roku Bill Wyman, promując film dokumentalny "The Quiet One". "Zawsze poświęcałem sporo czasu na wyjaśnianiu, że Brian był osobą, która na początku stworzyła Rolling Stones. Wybrał rodzaj muzyki. Wybrał nazwę. On był liderem. Podpisał wszystkie kontrakty nagraniowe, kontrakty menadżerskie i tak dalej" - objaśniał Wyman.
Choć wydawać się mogło, że razem podbiją świat, to po pierwszych sukcesach muzyk dał się pochłonąć własnym demonom. W ubiegłym roku grupa obchodziła 60. rocznicę powstania, minęły także 54 lata odkąd nie ma go w zespole i od jego przedwczesnej śmierci.
Niektórzy sądzą, że Mick Jagger i Keith Richards celowo pomijają zasługi Jonesa w dzisiejszej działalności grupy, a obecna między nimi rywalizacja jeszcze z lat 60., ma się przenosić na współczesność. Reżyser filmu stwierdza nawet, że jego zdaniem muzycy "ledwo co wspominali o Jonesie" przy okazji 60-lecia tylko po to "by wzmocnić kłamstwo, że Mick i Keith stworzyli Stonesów".
Ponadto Broomfield uważa, że Jagger nigdy nie odczuł skruchy po tym, co spotkało Jonesa po wyrzuceniu z zespołu, inaczej do sprawy ma podchodzić Richards. "Myślę, że Keith bardzo cierpi, ponieważ w różnych okresach byli całkiem dobrymi kumplami" - mówi i wspomina, jak Bill Wyman opowiadał mu o studenckim mieszkaniu, w którym Richards z Jonesem mieszkali. Nie było w nim ogrzewania, więc razem leżeli na łóżkach w płaszczach grając na gitarze. "Byli bardzo, bardzo, bardzo blisko. Mogę więc sobie wyobrazić, że było to bardzo, bardzo trudne dla Keitha - zwłaszcza cała sprawa z dziewczyną [Anitą Pallenberg]" - wyjaśnia.
Kim był Brian Jones? "Miał szaloną stronę, ale oni mieli większą kontrolę"
Brian Jones od dziecka był wzorowym uczniem. Charakteryzował go nieprzeciętny poziom intelektu - oprócz nauki gry na klarnecie, miał też świetne wyniki z fizyki czy chemii.
W latach 50. zainteresował się twórczością Charliego Parkera, a rodzice sprawili mu saksofon, później zaczął uczyć się grać na gitarze. Gdy miał 17 lat na świat przyszło jego pierwsze dziecko. Hipnotyzujące, niebieskie oczy, blond włosy oraz intelekt działały jak magnes na koleżanki, z którymi się spotykał w nastoletnich latach. Jazz, który niedawno słyszał po raz pierwszy, pozostał z nim i jeszcze mocniej rezonował w jego codzienności. Na początku lat 60. był już stałym bywalcem lokalnej sceny jazzowej w Cheltenham.
"Brian desperacko łaknął aprobaty wielu osób, w tym swoich rodziców" - mówi w dokumencie Nick Broomfield. "Bardzo ważne było dla niego, aby był postrzegany jako lider i założyciel zespołu, aby zawsze to dostrzegano. Nie mógł tak po prostu przejść obok Micka i Keitha, którzy byli naturalnymi przywódcami, kiedy napisali takie rzeczy jak 'Satisfaction'. Zamiast więc mówić: 'Och, to wspaniałe', Brian chodził w kółko i powtarzał, że nienawidzi 'Satisfaction'! Czuł się bardzo niepewnie, że nie jest w stanie napisać tak wspaniałych piosenek, jak oni. A rywalizacja z kimś takim jak Mick Jagger - cóż, nie wygrasz. To było dla niego bardzo trudne" - opowiada reżyser.
Twórca sądzi, że styl bycia Briana Jonesa dał Stonesom najważniejszy element - to on był często poirytowany, zły, gburowaty, a jego życie jako pierwszego wymknęło się spod kontroli. "Myślę, że to on był najbardziej irytujący" - sądzi. "To on zaczął nosić damskie ubrania i jako pierwszy nałożył tusz do rzęs na oczy i naprawdę robił to - może w ramach buntu przeciwko temu, jakie otrzymał wychowanie w establishmencie. I to naprawdę już pozostało przy Stonesach. Możesz zobaczyć, jak Mick i Keith to przyjęli. Wiele z tego pochodziło od Briana. Miał tę szaloną stronę, ale mieli o wiele większą kontrolę niż on, więc byli w stanie to rozwinąć" - tłumaczy.
Dzięki znajomości z Alexisem Kornerem, Jones miał dostęp do muzyków o nieprzeciętnych umiejętnościach. To w Ealing Jazz Club w Londynie pierwszy raz natrafił na perkusistę Charliego Wattsa. Niedługo później sam stał się członkiem grupy, która ze względu na połączenie bluesa z instrumentami podpiętymi do prądu była ewenementem na lokalnej scenie.
Pewnego dnia wśród publiczności znaleźli się Mick Jagger i Keith Richards. W 1962 roku zespół jako The Rolling Stones (z towarzyszeniem Iana Stewarta, Dicka Taylora i Micka Avory'ego) zagrał swój pierwszy koncert. Rok później, po kilku zmianach personalnych, w zespole na perkusji grał Charlie Watts, a na basie Bill Wyman. Był to początek wielkiej kariery zespołu, w którym Brian Jones występował do połowy 1969 roku.
Zobacz zwiastun filmu!
Niech śmierć go nie definiuje
Nocą z 2 na 3 lipca 1969 roku Brian Jones został znaleziony martwy w przydomowym basenie. Pojawiło się wiele hipotez na temat jego przedwczesnej śmierci - jedną z nich było morderstwo, którego miał dokonać robotnik przeprowadzający renowację domu Jonesa. Przyjęto, że jego śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem, ale tego samego dnia z domu zniknęły wszelkie pamiątki czy nagrania, które nagrał z Rolling Stonesami i innymi wykonawcami.
Teoria o tym, że Jones został zamordowany przez majstra, Franka Thorogooda, który naprawiał coś w jego domu, przez wiele lat była mocno faworyzowana w dziełach popkultury - m.in. filmie "Stoned" z 2005 roku, a książka "Paint it Black: The Murder of Brian Jones" przedstawiała nawet kolejnego podejrzanego - szofera Stonesów, Toma Keylocka.
Wedle zapowiedzi nowy film o Brianie Jonesie ma za zadanie przedstawienie wyjątkowości, sporej złożoności charakteru multiinstrumentalisty, który zapoczątkował jeden z najważniejszych zespołów w historii muzyki - nie skupiając się zbyt wiele na legendarnej śmierci, która pewnie już nigdy nie zostanie wyjasniona. Nick Broomfield nie chce też, by Jones został zapamiętany jedynie z powodu tajemniczej śmierci, a niebywałego dorobku, który pozostawił.
"Ten facet miał niesamowitą wizję zespołu, który chciał stworzyć. Wniósł do Stonesów niesamowity, wyrazisty talent, który mają do dziś. I choć miał bardzo nieszczęśliwą, ciemną stronę, było w nim też mnóstwo światła" - uważa reżyser filmu "The Stones and Brian Jones". "Nie powinniśmy więc oceniać ludzi pochopnie. Był skomplikowanym facetem, który wymaga przemyślenia; większość z nas tak robi. I z tym chciałbym ludzi zostawić" - kończy twórca.
Śmierć Jonesa upamiętniono koncertem w Hyde Parku, a 10 lipca 1969 roku muzyk został pochowany w rodzinnym Cheltenham. Trumnę, w której spoczął, przekazał Bob Dylan. Na pogrzebowej ceremonii zabrakło Jaggera i Richardsa. Stawili się za to Bill Wyman i Charlie Watts. Nowym gitarzystą zespołu został Mick Taylor, który występował w grupie do 1974 roku. Później zastąpił go Ronnie Wood, Wyman odszedł w 1993 roku, a gdy w 2021 roku zmarł Charlie Watts grupa nadal występuje ze Steve'em Jordanem za perkusją.
W październiku 2023 roku wydali 25. już album, "Hackney Diamonds".