Okrutne plotki o rzekomych śmierciach artystów

Pięćdziesiąt cztery lata temu studencka gazeta Nothern Star Uniwersytetu Północnego Illinois zamieściła informację o śmierci Paula McCartneya w wypadku samochodowym. Informację podchwycił prezenter stacji WKNR-FM w Detroit i, pomimo że były to lata 60. ubiegłego wieku, bez istniejących mediów społecznościowych, to dramatyczny news szybko poleciał w świat. To jeden z tych przykładów, kiedy dziennikarze i zwykli ludzie kolportowali jako prawdę niesprawdzone plotki. Oczywiście zjawisko nasiliło się w XXI wieku, kiedy przy użyciu Facebook i Twittera rozpoczęto manipulację, niemal na przemysłową skalę, na różne tematy, dotyczące gwiazd, w tym ich rzekomych śmierci.

The Beatles na okładce płyty "Abbey Road". Papieros w prawej ręce leworęcznego Paula McCartneya to jeden z "dowodów", że został zastąpiony sobowtórem
The Beatles na okładce płyty "Abbey Road". Papieros w prawej ręce leworęcznego Paula McCartneya to jeden z "dowodów", że został zastąpiony sobowtórem 

Studencka gazeta z Illionois podchwyciła ten wątek z innego studenckiego periodyku ze stanu Iowa. Zakochani w The Beatles studenci żyli życiem i twórczością swoich idoli i plotkowali o niepokojących doniesieniach. Biorąc pod uwagę, że były to czasy wojny w Wietnamie, wszyscy byli w stanie uwierzyć w teorię spisku zorganizowanego przez wyimaginowany globalny rząd.

Paul McCartney początkowo był zaskoczony plotkami o swojej rzekomej śmierci. Przebywał ze swoją żoną Lindą na farmie w Szkocji. Śmierć muzyka miała nastąpić trzy lata wcześniej, w wyniku wypadku samochodowego, a jego samego miał zastąpić sobowtór. Zwolennicy tej teorii stworzyli całą masę rzekomych dowodów, znaków, czy zaszytych w piosenkach grupy tajnych informacji.

Na nic nie zdały się kolejne oświadczenia biura prasowego grupy, nie pomógł wywiad, jakiego McCartney udzielił telewizji wprost ze swojej posiadłości. Wszystko się zgadzało w umysłach wierzących w konspiracyjną teorię. Wśród teorii krążących wśród fanów było przekonanie, że The Beatles przestali występować na żywo i zastąpili Paula sobowtórem, wysyłając do fanów subtelne sygnały, jak na okładce albumu "Abbey Road".

Bob Dylan przeżył to wiele razy

Najczęściej uśmiercanym przez media artystą na świecie jest laureat Nagrody Nobla Bob Dylan. Wszystko zaczęło się jeszcze w 1966 roku. Uznany za głos swojego pokolenia muzyk cieszył się sukcesem swojego przeboju "Like A Rolling Stone", który dotarł do drugiego miejsca na liście Billboard. Jego płyta "Blonde On Blonde" sprzedawała się znakomicie, koncerty cieszyły się powodzeniem, więc kiedy Dylan zniknął z przestrzeni publicznej, na kilka tygodni, cały kraj zalała fala plotek i spekulacji na temat jego rzekomej śmierci.

Do tego jego menedżer Albert Grossman uwielbiał wytwarzać aurę tajemniczości wokół swojego klienta. Tymczasem prawda o zniknięciu gwiazdy była bardzo prozaiczna. Bob Dylan miał niegroźny wypadek, kiedy jechał na przejażdżkę swoim motorem. W wyniku uszkodzenia kręgosłupa musiał poleżeć kilka dni i nie ruszać się z miejsca. Stan błogiego lenistwa okazał się przyjemnym momentem w życiu zapracowanej gwiazdy, tak bardzo, że postanowił przedłużyć go o kilka następnych dni. Niestety, kiedy pojawiały się kolejne rzekome doniesienia o śmierci Dylana, zawsze trafiały na podatny grunt.

Klaus Voorman, przyjaciel Beatlesów, muzyk, grafik miał udział w jeden z takich sytuacji. W 1969 roku Bob Dylan wydał album "Nashville Skyline" z piosenkami utrzymanym w stylu country. Zamiast kolejnych protest songów, pełnych mrocznej symboliki, utrzymanych w duchu minimalistycznego rock and rolla słuchacze otrzymali zbiór radosnych piosenek śpiewanych przez kogoś, kto nie był obdarzony szorstkim głosem mistrza. Na dodatek z okładki spoglądał uśmiechnięty chłopiec w kowbojskim kapeluszu, a wiadomo, że Bob Dylan nigdy się nie uśmiechał.

Nie jest jasne, kiedy pojawiły się plotki, że muzyk miał zostać zastąpiony sobowtórem po rzekomej interwencji CIA w odpowiedzi na jego wywrotową twórczość. Voorman podzielił się informacją z George'em Harrisonem, który zadzwonił do niego któregoś dnia. Kiedy Klaus opowiedział całą zasłyszaną plotkę gitarzyście The Beatles, ten poprosił, żeby powtórzył ją jeszcze jednej osobie. Vorman zrobił to i usłyszał po wszystkim w słuchawce zdawkowe "no taaa". Kiedy spytał się George’a, z kim rozmawiał, ten powiedział z uśmiechem: "Powiedziałeś właśnie Dylanowi, że jest martwy".

Ostatnie doniesienia o śmierci wybitnego muzyka pojawiły się trzy lata temu, kiedy stacja MSNBC podała je, relacjonując aukcję pamiątek wystawionych przez Dylana. Telewizja wprawdzie szybko naprawiła swój błąd, ale skoro informacja pochodziła z zaufanego, dziennikarskiego źródła to musiała być prawdziwa. Kilka dni temu sytuacja ponownie miała miejsce, a w internecie zaczęła nawet działać strona "RIP Bob Dylan", która w szybkim tempie zdobyła ponad milion polubień. Przedstawiciele artysty wydali oświadczenie: "Bob Dylan dołącza do długiej listy celebrytów, którzy padli ofiarą tego typu oszustwa. Nadal żyje i ma się dobrze, przestańcie wierzyć w to, co zobaczycie w internecie".

My tam wiemy swoje kto żyje, a kto nie

Wielokrotnie ofiarami podobnych, niesprawdzonych informacji wypuszczanych w mediach społecznościowych padały popularne gwiazdy pop. W 2012 roku stało się to udziałem Justina Biebera, który zdumionym fanom przekazał wiadomość, że żyje, umieszczając zdjęcie z dziadkiem podczas wędkowania. "Czasem warto robić z dziadkiem proste rzeczy w życiu.

W tym samym roku Taylor Swift miała rzekomo umrzeć we śnie w nocy w swoim domu, a gwiazda country Garth Brooks zginąć podczas jazdy skuterem wodnym. Dwa lata później Corey Taylor wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył plotkom o swojej rzekomej śmierci w wypadku samochodowym. Wiele osób oczywiście nie uwierzyło frontmanowi Slipknot. Wiadomo, zawsze ukrywa się za maską, może to kolejny sobowtór.

Radiowi zadymiarze sieją głupotę

Czasami szokujące plotki mogą być wynikiem zwykłej głupoty. W 2001 roku dwaj didżeje radiowi z Dallas postanowili dla zabawy oszukać swoich słuchaczy informacją o śmierci w wypadku samochodowym Britney Spears i Justina Timberlake'a. Ten ostatni zszokowany tym, co usłyszał w radio, natychmiast skontaktował się ze swoją przyjaciółką, chcąc sprawdzić, czy nic jej nie jest. Traf chciał, że w chwili rzekomego tragicznego zdarzenia obydwoje przebywali w różnych miejscach. Spears w Los Angeles, a Timberlake w Filadelfii. Po swoim wyczynie obaj prezenterzy zostali zwolnieni z pracy, musieli też ostro przepraszać gwiazdę 'N Sync, aby uniknąć sądowego pozwu.

Niekiedy fałszywe plotki rozpuszczane przez nieodpowiedzialnych ludzi miały długotrwały wpływ na opinie publiczną. Pierwsze niepotwierdzone doniesienia o stanie zdrowia Kurta Cobaina pojawiły się w marcu 1994 roku. Zmarł miesiąc później, a jego śmierć stała się tematem do żarliwej dyskusji o tym, czy wydarzenie, do którego doszło w stolicy Włoch, nie było czasem pierwszą samobójczą próbą. Oliwy do ognia dodała wtedy niezastąpiona Courtney Love, która udzieliła wypowiedzi, stwierdzając w wywiadzie, że jej partner miał głęboką chęć do autodestrukcji.

Ozzy Osbourne przestał oddychać na 1,5 minuty

W całej pogoni za doniesieniami o zgonach gwiazd zaskakujące jest to, że kiedy naprawdę muzycy otarli się o śmierć, nie generowało to takiego zainteresowania. W 2010 roku Josh Homme przeszedł śmierć kliniczną na stole operacyjnym w wyniku wstrząsu spowodowanego przez znieczulenie.

Ozzy Osbourne zawsze słynął z lekkomyślności, czy to przez zażywanie narkotyków, czy odgryzanie łbów nietoperzom, ale tak naprawdę był bliski przeniesieniu się do lepszego świata w wyniku wypadku podczas jazdy na quadzie w 2003 roku. Muzyk stracił kontrolę nad pojazdem i rozbił się, doznając obrażeń pleców i głowy, gdy motocykl spadł na niego. Jego żona Sharon poinformowała później, że nie miał tętna i przestał oddychać na półtorej minuty.

Slash swoją historię ośmiominutowego pobytu w zaświatach dziś traktuje jako anegdotę, ale w 2005 roku po przedawkowaniu narkotyków przeszedł śmierć kliniczną. Podobne historie są udziałem Dave'a Gahana z Depeche Mode, Phila Anselmo z Pantery czy Ala Jourgensena z Ministry, który ma na swoim koncie aż trzy takie zdarzenia.

W przeciwieństwie do plotek o celebrytach i gwiazdach te ostatnie informacje są faktami. Być może z tego powodu nie były tak interesujące dla internetowych siewców głupoty. Można było je po prostu sprawdzić. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy fałszywe informacje są towarem, za który płaci się spore pieniądze, szerząc globalną dezinformację, warto zawsze sprawdzać źródła takich sensacyjnych doniesień, aby nie stać się ogniwem w łańcuszku fake newsów. Warto też czytać artykuły, a nie same nagłówki, często budowane w celu zwiększenia zainteresowania treścią, bo co by było, gdybyście dziś zamiast tego artykułu przeczytali jedynie tytuł "Paul McCartney nie żyje".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas