Reklama

Metallica: 20 lat płyty "St. Anger". Źli faceci w średnim wieku

Wydany 5 czerwca 2003 r. "St. Anger" to jeden z najbardziej krytykowanych albumów w dorobku grupy Metallica, choć trzeba przyznać, że legenda metalu wielokrotnie wystawiała cierpliwość fanów na próbę. "Lubię patrzeć na ten album jak na powrót do korzeni" - mówił po premierze gitarzysta Kirk Hammett.

Wydany 5 czerwca 2003 r. "St. Anger" to jeden z najbardziej krytykowanych albumów w dorobku grupy Metallica, choć trzeba przyznać, że legenda metalu wielokrotnie wystawiała cierpliwość fanów na próbę. "Lubię patrzeć na ten album jak na powrót do korzeni" - mówił po premierze gitarzysta Kirk Hammett.
Metallica w 2003 r. - od lewej: Robert Trujillo, Lars Ulrich, James Hetfield, Kirk Hammett /Mick Hutson/Redferns /Getty Images

Nagrania następcy "Reload" (1997) rozpoczęły się jeszcze w 2001 r., ale prace stanęły, gdy wokalista i gitarzysta James Hetfield zdecydował się pójść na odwyk. Na kilka miesięcy wręcz zerwał kontakt z pozostałymi muzykami.

"James po raz pierwszy w 20-letniej historii zespołu postawił swoje zdrowie wyżej niż grę w zespole. Wstrzymaliśmy wszelkie prace, bo bez niego nie mogliśmy nic zrobić. Powiedział, żeby nie dzwonić, że to on pierwszy się odezwie" - opowiadał w okolicach premiery "St. Anger" gitarzysta Kirk Hammett.

Reklama

"Myśleliśmy, że potrwa to parę tygodni, a nie mieliśmy od niego wieści przez pięć czy sześć miesięcy. Zastanawialiśmy się, czy nadal chce robić z nami muzykę" - mówił Hammett.

"To była ogromna presja, zwłaszcza że wiedzieliśmy, że ludzie mają na nas oko. Wszyscy czekali, co wyjdzie z tego, że tak długo pracujemy nad albumem" - wspominał z kolei James Hetfield w rozmowie z "Rolling Stone".

Metallica na terapii. Film "Some Kind of Monster"

Podczas pracy nad nowym materiałem zespołowi starającemu się na nowo poukładać relacje między muzykami towarzyszyli filmowcy Bruce Sinfosky i Joe Berlinger. To oni odpowiadają za wypuszczony w 2004 r. dokument "Some Kind of Monster".

"To nie jest film o Metallice - to film o związkach międzyludzkich" - stwierdził nie bez powodu perkusista Lars Ulrich w wywiadzie dla "Rolling Stone'a".

Początkowo miał to być jedynie zapis procesu twórczego, związanego z nagrywaniem kolejnej płyty ("St. Anger") najpopularniejszego metalowego zespołu na świecie. Z czasem jednak film przekroczył ramy typowego rockandrollowego dokumentu, jakich sporo było w historii muzyki.

Tuż po rozpoczęciu zdjęć z Metalliką nieoczekiwanie rozstał się długoletni basista, Jason Newsted. Dalsza działalność grupy stanęła pod znakiem zapytania, tym bardziej, że relacje między muzykami były napięte, a wokalista James Hetfield miał problemy osobiste. Gdy moment wejścia do studia nagraniowego coraz bardziej odwlekał się w czasie, menedżerowie zaproponowali muzykom pomoc terapeutyczną, aby pomóc im radzić sobie z wyzwaniami. Uzdrowienia Metalliki podjął się doświadczony psycholog Phil Towle.

"Joe i ja zetknęliśmy się z naprawdę trudnymi sprawami. Pewnie nie życzylibyście sobie złych informacji na temat któregokolwiek z nich, ale one są w tym filmie i będziecie mogli się o tym przekonać, poczuć ten dramat. Tak więc zobaczycie zmiany, jakie dokonują się wewnątrz zespołu i będziecie świadkami bólu, którego doświadczają jego członkowie" - mówił Sinofsky podczas prac nad filmem "Some Kind of Monster".

Wspomniany Jason Newsted z Metalliką rozstał się po 14 latach. "St. Anger" jest jedynym albumem Metalliki nagranym jako trio: James Hetfield, Kirk Hammett i Lars Ulrich. W studiu w roli basisty pomagał im producent Bob Rock. Efekt końcowy do dziś budzi mieszane uczucia wśród fanów i krytyków - brak gitarowych solówek, surowa produkcja i metaliczne brzmienie perkusji. Serwis Pitchfork dał płycie ocenę zaledwie 0,8/10. Nawet kontrowersyjny album "Lulu" nagrany przez Metallikę z Lou Reedem otrzymał tam 1/10.

"Nasza muzyka zatoczyła krąg. Wracamy do początków, do wczesnego stylu. Znów gramy szybko, agresywnie, jesteśmy złymi facetami w średnim wieku. To głos czterech facetów robiących muzykę twórczo i spontanicznie, bez zastanawiania się, co z tego wyjdzie. Jest tu ten sam gniew, który zawsze nam towarzyszył" - mówił Kirk Hammett, dodając, że na "St. Anger" zabrali słuchaczy na "zupełnie nowy poziom emocjonalny".

W lutym 2003 r., gdy materiał był już bliski ukończenia, oficjalnie do Metalliki przyjęto Roberta Trujillo, byłego muzyka grup Suicidal Tendencies i Infectious Grooves, który pracował również m.in. z Ozzym Osbourne'em, Jerrym Cantrellem i Black Label Society.

"Wiedziałem po pierwszych pięciu minutach, że to właściwa osoba. Był o niebo lepszy od innych basistów, których słuchaliśmy. Gra w sposób zbliżony do naszego oryginalnego brzmienia. Poza tym ma wspaniałą osobowość, jest szczery i dobrze się z nim rozumiemy" - cieszył się Kirk Hammett, który zadebiutował w roli współautora tekstów.

"St. Anger": Album, który uratował Metallikę

Lars Ulrich po latach w rozmowie z magazynem "Kerrang!" przyznał, że dla niego "St. Anger" jest albumem, który pomógł Metallikę przetrwać trudne czasy.

"Przeszliśmy przez trudny okres, a tworzenie tej płyty pozwoliło nam się zjednoczyć i przetrwać. Bez niej nie wiem, czy wciąż byśmy grali razem. Pomimo wszystkich kontrowersji, jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy" - mówił perkusista.

Pomimo tej dumy, muzycy niezbyt chętnie sięgają po materiał z "St. Anger". Najczęściej na żywo grali utwory "Frantic" i "St. Anger", a w 2022 r. kilkanaście razy odświeżyli "Dirty Window". Na tegorocznej trasie nie pojawił się żaden numer z tego albumu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Metallica
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy