Reklama

Mad Cool Festival 2023: Eres especial [RELACJA]

Gdyby ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, czego życzyć mi na urodziny, to poproszę o zaczynanie sezonu koncertowego zawsze od takich festiwali jak Mad Cool. Choć zawsze będę uważać, że Pol’and’Rock to Najpiękniejszy Festiwal Świata, to przecież drugie miejsce w rankingu to też bardzo wysoko!

Gdyby ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, czego życzyć mi na urodziny, to poproszę o zaczynanie sezonu koncertowego zawsze od takich festiwali jak Mad Cool. Choć zawsze będę uważać, że Pol’and’Rock to Najpiękniejszy Festiwal Świata, to przecież drugie miejsce w rankingu to też bardzo wysoko!
Robbie Williams na Mad Cool Festival 2023 / Javier Bragado /materiały prasowe

Pierwszy plus Mad Coola? Jest w Hiszpanii. Pierwszy minus Mad Coola? Jest w Hiszpanii. Choć po złapaniu słońca, wakacyjnego vibe'u i radości z festiwalu na tę hiszpańską rozlazłość, autobusy, które nie zwracają uwagi na rozkłady jazdy, i ogólne poczucie bałaganu, można przymknąć oko. Można nawet obrócić to na plus i ponapawać się tym, że nie zawsze wszystko musi być ogarnięte i na czas.

A tak poważnie, Mad Cool już na start dostał dwa duże plusy. Ktoś wpadł na to, żeby suchą ziemię, z której pył po przejściu pięciu metrów, miałoby się w nosie, buzi i na ubraniach, zastąpić sztuczną trawą. Nie ma nic przyjemniejszego niż sobie spokojnie usiąść pod sceną w cieniu, na czymś, co jest miękkie i czyste. Jest też bardzo dużo stoisk z jedzeniem, w cenach nawet przystępnych, i dużo nalewaków do piwa. Kolejek za to mało. Druga rzecz to centrum prasowe, klimatyzowane, z napojami, wi-fi, gniazdkami i zamykanymi szafkami na rzeczy. Prywata do organizatorów polskich festiwali - check.

Reklama

Większości nazwisk z line-upu próżno szukać na mojej playliście. Albo raczej - próżno było szukać. Jeszcze zanim weszliśmy na teren festiwalu, przywitało nas The Offspring i "Pretty Fly". Ale złe dobrego początki, jak to mówią. Umówmy się tak, że ja zostawię swoją ocenę The Offspring dla siebie, a oni niech zostawią Ramonesów i ich "Blitzkrieg Bop" w spokoju. I won't pay, I won't pay ya, no way, na-na, why don't you get a job?

Machine Gun Kelly też mnie nie przekonał, choć tym razem przynajmniej nie tupał nogami ze złości, bo pod sceną było więcej osób niż na Open'erze. A potem już było dobrze. Koncert Lizzo był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Przypomniała złote czasy popu, pokazując, oprócz wielkiego talentu, najważniejszą dla mnie rzecz, czyli radość z tego, że gra kolejny koncert dla ludzi, których pod sceną zebrało się naprawdę sporo. Czy będę teraz słuchać Lizzo w domu? Nie wykluczam. Do tego szczery uśmiech, kiedy publiczność zaczęła klaskać w odpowiedzi na jej twerki. No nie znam osobiście, a polubiłam. You are special. Eres especial. W drodze pod dużą scenę, na której zaraz miał zaczynać Robbie Williams, rzuciło się w oczy jeszcze jedno - nie ma tutaj, że ktoś jest za stary na zabawę i mu nie wypada. Wszystko wypada. I się dobrze bawić, i wyglądać, jakby się przyjechało na festiwal prosto z biura, i tańczyć tak, jak się czuje.

Robbie... pewnie gdybym była nastolatką, kiedy on miał 20-kilka lat, miałabym jego plakat nad łóżkiem. Koncert zaczął się od "Hey Wow Yeah Yeah" - dobre do poderwania ludzi z trawy. Drugie było "Let Me Entertain You" i już przy dęciakowym turuturu byłam zdobyta. Bo trzeba podkreślić, że duży zespół robił tutaj robotę. Cover "Land of 1000 Dances" jeszcze dzień później siedzi w głowie. Przed następną piosenką wokalista nagle przerwał koncert, łapiąc oddech. "To długi Covid, to nie mój wiek" - to zdanie słyszały chyba wszystkie miasta, w których występował. Wybaczamy Robbie, w wieku prawie pięćdziesięciu lat można sobie czasem usiąść.

Przy kolejnym coverze - "Don't Look Back In Anger" - publika już totalnie oszalała, śpiewając równie głośno, co wcześniej "You think that I'm strong / You're wrong / You're wrong / I sing my song". Wyszliśmy z Robbiego ze smutkiem, żeby zdążyć na Rinę Sawayamę i... pobiegliśmy pod scenę tylko po to, żeby dowiedzieć się, że koncert w ostatniej chwili został odwołany. "Mój zespół i ja byliśmy gotowi za kulisami od wielu godzin, ale z powodu problemów produkcyjnych na festiwalu nie możemy dzisiaj zagrać. Próbowaliśmy wszystkiego, mój zespół pracował tak ciężko, aby występ się odbył, ale jest to poza naszą kontrolą" - napisała na Instagramie. Przykro, ale za to wróciliśmy na jeszcze kilka hitów od Robbiego. Było "Feel", "Rock DJ""Angels". Zdecydowanie poszłabym jeszcze raz. Ale najlepiej też na świeżym powietrzu i najlepiej też w Hiszpanii.

Na koniec miał być koncert, po którym chciałam napisać, że marzenie zostało spełnione, jestem szczęśliwym człowiekiem i już nawet ten cover "Blitzkrieg Bop" nie boli tak bardzo. Ale tak nie będzie, bo panowie z Franz Ferdinand zapomnieli zabrać energię na scenę. Chciałam pośpiewać do "Take Me Out" albo "Love Illumination", a ostatecznie ewakuowaliśmy się, żeby nie psuć obrazu tego zespołu w mojej głowie. Alexa, puść "Walk Away". To był jeden z tych smutniejszych momentów, ale to przecież nie wina festiwalu, bo oni bardzo próbowali spełnić moje ciche marzenie. Może panowie Szkoci się porządnie wyśpią i kiedyś jeszcze spotkamy się, żeby naprawić wszystkie błędy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mad Cool Festival | Robbie Williams | Lizzo | Franz Ferdinand
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy