Mad Cool Festival 2023: Czarodziejski flet i hiszpańskie paliwo [RELACJA]

Lizzo /Harry Durrant / Contributor /Getty Images

Madryt, na zewnątrz 34 stopnie w cieniu. Ulice są niemal puste, tak jak lokalne place - także zabaw. Żar leje się z nieba. Nad prażącymi, metalowymi zjeżdżalniami miraż, a jedyne marzenie to ukryć się w klimatyzowanym pokoju albo wskoczyć gdzieś do wody. Wieczorem robi się chłodniej, to i więcej się chce - na przykład wybrać na jeden z najważniejszych w Europie festiwali muzycznych, czyli Mad Cool Festival.

Nie mam co ukrywać, w czwartek było mi gorąco. Było i jest, a jeszcze przez najbliższe dwa dni Mad Cool nieraz ponarzekam na tę przepiękną złocistą kulę, która - jak się przekonałem na pierwszym dniu festiwalu - maluje wspaniały zachód słońca, wpływając jednocześnie na atmosferę koncertów. 

Może na początek nieco o samym festiwalu. Mad Cool jest organizowany od 2016 roku w Madrycie. W tym roku już po raz trzeci w swojej historii zmienił lokację i odbywa się w okolicy Villaverde. W przeszłości headlinerzy byli naprawdę zacni - The Who, Foo Fighters, Pearl Jam, Ms. Lauryn Hill, Metallica czy Neil Young. W tym roku jest nie gorzej i naprawdę różnorodnie. Red Hot Chili Peppers, The Prodigy, Lil Nas X, Lizzo, a obok nich jeszcze Sam Smith, The Black Keys czy Liam Gallagher (!), na którego czekam najbardziej. Słowem - jest w czym wybierać. Muszę dodać, że na każdą edycję Mad Cool przyjeżdża nawet 80 tysięcy osób.  

Reklama

Uczestnicy korzystają z przestrzeni liczącej 190 tys. metrów kwadratowych. I robić też jest co, bo miłośnicy widoków mogą skorzystać z koła młyńskiego, popluskać się w basenie z kulkami, albo pośpiewać z uczestnikami konkursu talentów Vibra Mahou. Tak, popularność tej malutkiej sceny mocno mnie zaskoczyła. Nie jestem ekspertem od hiszpańskiej muzyki, ale wydawało mi się, że wykonujący lokalne szlagiery artyści przez moment czarowali uczestników równie mocno, co czarodziejski flet Lizzo. 

Mad Cool Festival 2023: Lizzo i jej czarodziejski flet

Bo pierwszy dzień Mad Cool to czas bezapelacyjnego triumfu Lizzo. Parę dni temu obserwowałem jej koncert na Open'er Festival (sprawdź), który był tak samo świetny. Śmiem twierdzić jednak, że hiszpańscy widzowie ze swoim ognistym temperamentem przyjęli ją o wiele cieplej i żywiej. Zaczęło się od "Cuz I Love You" i przebojowego "Juice", a publika dobrowolnie oddała się w ręce Amerykanki. Urodzona w Detroit 35-latka przeżywa swój złoty czas, a jej zakorzeniona w klasycznym popie, posypana garścią rapu i r&b twórczość zdaje egzamin na żywo. Na pewno potwierdzi to zróżnicowana pokoleniowo publika, która od początku do końca oddała się tańcom, a nawet twerkom!  

Lizzo, która z muzycznego wykształcenia jest flecistką, znów to zrobiła - w kilku piosenkach zagrała na flecie poprzecznym, a publika szalała. Czasem najbardziej spektakularne wizualnie koncerty nudzą. Tutaj na popowym koncercie dostajemy obuchem-fletem, a dosłownie te kilkadziesiąt sekund wyjęte z koncertu muzyki klasycznej brzmią tak samo wyśmienicie, jak absurdalnie i surrealistycznie. Tym i swoim czarem, Lizzo ogromnie mnie kupuje.

Bardzo zależało mi, by zobaczyć na scenie jeszcze inną kobietę. Rina Sawayama, którą także kilka dni temu podziwiałem na Open’erze miała pojawić się na scenie Region of Madrid - koncert w ostatniej chwili odwołano z "przyczyn logistycznych". 

Sama Rina wyraziła ogromny zawód na swoim Instagramie, a mnie pozostało pocieszyć się tym, że zaledwie parę dni wcześniej widziałem jej fenomenalny spektakl w Polsce. Czekam na kolejne. 

Pozytywną stroną odwołanego koncertu Sawayamy jest kolejne spotkanie z Robbiem Williamsem, który wcześniej kolidował z jej występem. Po marcowym show w Polsce po raz kolejny totalnie mnie porwał tym swoim wkurzającym stylem bycia. Tym, że masz ochotę go szturchnąć za to, co wygaduje, a po chwili pójść z nim do baru pogadać przy soczku. Zastanawiam się dziś od czego to zdarte gardło - chyba od śpiewania "Don't Look Back in Anger", "Candy", "Strong" i "Feel".  

Hiszpański temperament, o którym wspomniałem jest jak kanister z łatwopalną substancją położony w pobliżu koncertowych iskier. Widziałem koncerty w kilku krajach Europy, ale widocznie mało jeszcze zobaczyłem. Publika jest dzika w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie narzuca się, ale zaprasza do zabawy. Więc nawet, jeśli wyszedłeś z domu z nosem spuszczonym na kwintę, możesz być pewien, że w otoczeniu słonecznych ludzi skończysz robiąc stage diving. Dziś m.in. Sam Smith, Puscifer, The Black Keys i Queens of the Stone Age. I Kaleo, no i jeszcze Jacob Collier. Mam w planach się rozdwoić.

Mateusz Kamiński, Madryt

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mad Cool Festival | Lizzo | Robbie Williams | Lil Nas X | Madryt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy