Gwen Stefani napisała piosenkę po bolesnym rozstaniu. Wywróciła jej życie do góry nogami
Związki muzyków tego samego zespołu bywają bardzo ryzykownym pomysłem. Jeśli taka para się rozstanie, a to się zawsze przecież może zdarzyć, robi się niezręcznie. W najgorszym wypadku ludzie nie potrafią się później dogadać i jedna z tych osób opuszcza zespół. Historia zna wiele takich przypadków. Jest jednak grupa, która takie rozstanie muzyków przekuła w swój największy sukces, chociaż nie było wcale łatwo. Ta grupa nazywa się No Doubt.
Wielkie sceny, popularność, miliony sprzedanych płyt - o tym marzyli muzycy, kiedy zakładali zespół w 1986 roku. Wiedzieli oczywiście, że trzeba będzie na to ciężko pracować, ale uwielbiali granie i byli przekonani, że pewnego dnia uda im się osiągnąć cel. Tyle tylko, że czas mijał, a ten cel wcale się nie przybliżał. Debiutancka płyta No Doubt z 1992 roku nie zrobiła furory - i to bardzo delikatne określenie.
To jest właśnie ten moment, w którym - jak przyznaje wielu artystów - muzycy najczęściej się poddają. Nic nie idzie zgodnie z planem, zderzenie z rzeczywistością okazuje się bolesne i wiele osób stwierdza po prostu: "Ja pas". No Doubt te pierwsze rozczarowania nie złamały, ale trochę poobijały. Na szczęście grupa postanowiła, że się nie podda, bo w końcu coś musi się udać. Druga płyta zespołu, "The Beacon Street Collection", poradziła sobie już trochę lepiej niż poprzedniczka.
Co prawda poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko, ale też obiektywnie można było uznać, że wszystko idzie w dobrą stronę. Najważniejsze było to, że wytwórnia płytowa, która po komercyjnej porażce debiutu trochę straciła zainteresowanie zespołem, dała No Doubt jeszcze jedną szansę. Firma wyłożyła pieniądze na nagranie trzeciego albumu i to była jedna z najlepszych muzycznych inwestycji tamtej dekady.
Chłopak wybrał wolność, a brat... "Simpsonów"
Zanim jednak grupa mogła - nareszcie - świętować wielki sukces, musiała się zmierzyć z prywatnymi problemami. Eric Stefani, klawiszowiec, a przy okazji brat wokalistki Gwen, zaczął tracić motywację do grania. Nie podobało mu się, że wytwórnia odrzuca kolejne pomysły, każe zespołowi pracować z zewnętrznym producentem, nie przepadał też za trasami koncertowymi, zwyczajnie miał wszystkiego dość. Doszło nawet do tego, że muzyk nie przychodził na próby, które obywały się... w ich wspólnie wynajmowanym domu.
Klawiszowiec powoli się wycofywał, ale zdążył jeszcze nagrać z grupą drugi album, a potem zagrać na trzeciej płycie. Eric ostatecznie pożegnał się z kolegami i zaczął pracę przy serialu "Simpsonowie". Nie było to jednak jedyne rozstanie w zespole. Mniej więcej w tym samym czasie basista Tony Kanal zakończył związek z Gwen Stefani. Muzycy byli parą przez siedem lat, odkąd Tony dołączył do grupy, ale w pewnym momencie artysta stwierdził, że "potrzebuje przestrzeni". Nie skończyło się to walką na noże, jak w wielu przypadkach, Kanal został w zespole, ale wiedział, że Gwen mocno przeżyła to rozstanie. Wokalistka przejęła od brata obowiązki związane z pisaniem tekstów, więc od tej pory piosenki No Doubt opowiadały często o jej prywatnych doświadczeniach, również o rozpadzie związku. Zwłaszcza jedna z nich.
Piosenka o miłości? To już nieaktualne!
Przełomowa płyta grupy, "Tragic Kingdom", ukazała się w październiku 1995 roku. Już dwa pierwsze single zapowiadały, że zanosi się na sukces, ale dopiero trzeci zrobił z albumu bestseller, a z muzyków gwiazdy - i nie ma w tym żadnej przesady. "Don't Speak", bo o tym kawałku oczywiście mowa, napisali jeszcze wspólnie Gwen i Eric. Pewnego dnia wokalistka weszła do domu i usłyszała, jak jej brat gra coś na pianinie. Wystarczyło kilka dźwięków, żeby Gwen dołączyła do Erica i rodzeństwo Stefani błyskawicznie napisało piosenkę.
W pierwotnej wersji był to utwór o miłości, do tego trochę zaskakujący jak na zespół, który słynął raczej z energetycznego grania, ale wszyscy wiedzieli, że piosenka ma coś w sobie. Miała też wtedy partię akordeonu w wykonaniu Erica, ale z niej muzycy ostatecznie zrezygnowali, chyba na szczęście. Zapomnijcie jednak o miłosnym przekazie, bo po rozstaniu Gwen z Tonym, tekst trochę się zdezaktualizował. Do tego wytwórnia zdążyła poprosić muzyków o jakieś zmiany, żeby utwór był mniej skomplikowany. Wokalistka do dzisiaj pamięta, jak pewnego popołudnia, wściekła, usiadła w garażu i linijka po linijce zmieniała tekst, aż wyszła z tego opowieść o bolesnym rozstaniu. Kiedy producent, Matthew Wilder, przeczytał "odświeżone" słowa, natychmiast kazał zespołowi zmienić piosenkę na nieco smutniejszą i jeszcze wolniejszą niż pierwotnie. No Doubt grali, a Wilder za każdym razem rzucał: "Jeszcze bardziej, jeszcze wolniej". W końcu doczekał się tego, co zna dzisiaj cały świat.
"Don't Speak" okazało się największym przebojem w karierze No Doubt. Nie myślcie tylko, że wydarzyło się to tak od razu. Części fanów nie spodobał się taki "wyciskacz łez" i wiele osób krytykowało zespół za piosenkę. Singel wcale też nie zrobił od razu furory w ojczyźnie muzyków, za to poza Stanami zaczął świetnie sobie radzić. Wielka Brytania, Australia, Kanada - między innymi tam utwór dotarł do pierwszych miejsc list przebojów, a do muzyków dotarło, że mają coś wyjątkowego. Sama Stefani od początku wiedziała, że piosenka ma potencjał, ale nawet nie śniło jej się to, co później wydarzyło się z utworem.
Zespół zaczął promować "Don't Speak" w Stanach, między innymi w popularnym telewizyjnym show, i lawina ruszyła. W kolejnych miesiącach utwór było słychać wszędzie. Muzyczne telewizje najchętniej emitowałyby teledysk do tej piosenki w kółko, płyta "Tragic Kingdom" znikała ze sklepowych półek w szalonym tempie, a No Doubt stali się nową gwiazdą. Dawni fani, którzy opuścili grupę, bo nie podobał im się singel, zostali zastąpieni przez miliony nowych, a muzycy odbierali kolejne nagrody za album i utwór.
"Każdego doprowadziłoby to do szaleństwa"
Żeby nie było tak różowo: nagły sukces odbił się na muzykach. Przez prawie 10 lat traktowali granie przede wszystkim jako hobby, a nagle to hobby wywróciło życie każdego z nich do góry nogami. Zespół gnał z wywiadu na plan klipu, a stamtąd od razu na lotnisko, potem na trasę koncertową. Ci sami No Doubt, którzy kiedyś mieli problem ze sprzedaniem biletów na występ w małym klubie, nagle musieli ruszyć w dwuletnią światową podróż. Pewnie dla każdego byłby to szok, nawet jeśli w ten sposób spełnia się marzenia.
Sukces okazał się też próbą dla grupy. Oczywiście cała uwaga mediów była skupiona na Gwen, co nie do końca podobało się pozostałym członkom zespołu. Doprowadzało to do napięć, przez które - jak przyznała wokalistka - nie zawsze artyści potrafili cieszyć się swoim sukcesem. Trudne zadanie miał też Tony, który wspominał w jednym z wywiadów: "Podróżujesz po świecie, udzielasz wywiadów w różnych krajach, ale każde pytanie dotyczy tylko rozstania. Po paru latach każdego doprowadziłoby to do szaleństwa. [...] To, że przetrwaliśmy takie rzeczy, naprawdę świadczy o sile naszej przyjaźni". Bo tak - tu mały spojler - grupa przetrwała tę zawieruchę i w końcu nauczyła się cieszyć z własnych sukcesów, zamiast dyskutować o tym, kto ma lepsze miejsce na zdjęciu.
Gwen poukładała też swoje relacje z Tonym. Co prawda ta dwójka starała się rozstać w cywilizowany sposób, ale żalu nie dało się uniknąć, czego najlepszym dowodem było "Don't Speak". Muzycy zostali jednak przyjaciółmi, którzy pracowali razem nie tylko w zespole, ale też później, przy okazji solowych płyt Stefani. Czy wokalistka nie ma już dość słynnego przeboju? Ani trochę. W wywiadzie dla "Variety" Gwen stwierdziła: "Uwielbiam śpiewać ten kawałek. On nigdy się dla mnie nie zestarzeje. Dajesz fanom to, co ich uszczęśliwia, do tego utwór przenosi ludzi do miejsc albo chwil, w których po raz pierwszy usłyszeli tę piosenkę, przywołuje wspomnienia, przypomina im to, przez co przechodzili. Jestem szczęściarą, że mam taki utwór". Bez obaw, to nie kurtuazja, Stefani od lat śpiewa "Don't Speak" na solowych koncertach. W końcu kto zrezygnowałby z największego przeboju w swojej karierze?