Fani Stonesów wniebowzięci. "Forty Licks" po raz pierwszy od 20 lat na winylu

The Rolling Stones w 2002 roku podczas ogłaszania światowej trasy koncertowej na 40-lecie zespołu /Brian Rasic/Getty Image /Getty Images

Ktoś powie, że to tylko składanka. Tak, "Forty Licks" to składak, ale za to jak żaden inny pokazujący różnorodność grupy The Rolling Stones - nie bez przesady nazywanej często "najlepszym rock'n'rollowym zespołem świata".

"Forty Licks", czyli "Czterdzieści Lizów" to jeden z kilkudziesięciu krążków The Rolling Stones wydanych w takiej grejtesthitsowej formie. W jakimś stopniu każdy z nich różnił się od siebie. W ogóle - co to za wspaniały zespół, który na świat wydał tyle niesamowitych piosenek, że na koncie ma 28 albumów kompilacyjnych? Odcinanie kuponów, czy może bardziej dbanie o to, by każda kolejna faza w ich twórczości była choć minimalnie wyróżniona na przestrzeni kolejnych płyt? Jestem za tą drugą opcją.

Reklama

Pierwszą kompilacją The Rolling Stones było "Big Hits (High Tide and Green Grass)". Wydana w 1966 roku zawierała te dzikie,  pierwotne instynkty Rolling Stonesów, których bali się rodzice naszych rodziców. Nasycone duchem lat 60., dziś stanowiące o esencji rock'n'rolla w ogóle. Brudne, młodzieńcze. "Big Hits..." wyszły w USA i Wielkiej Brytanii, ale w obu krajach tracklista mocno się różniła. Wersja amerykańska jest uznawana za jedną z najlepszych kompilacji w historii składanek w ogóle - przeboje wylewają się niczym kipiące mleko, a wersja brytyjska natomiast dała wgląd do nieco innego, ich bardziej psychodelicznego oblicza.

Po co komu albumy kompilacyjne?

Co ciekawe, dziś albumy kompilacyjne nie robią wrażenia na słuchaczach. W dobie dostępności muzyki niemal wszędzie, trochę ciężko w ogóle pojąć po co kompilacje wydawać. Tymczasem jeszcze 50 lat temu taka płyta wypełniona po brzegi hitami była czasem "jedynym oknem na świat" dla młodego, aspirującego fana muzyki, który chciał poznać coś nowego. Albo tego, który po prostu nie chciał latać co chwila do gramofonu, by zmieniać fizycznie stronę/płytę na sprzęcie, a jednym tchem posłuchać kilku ulubionych numerów.

Często też wypełniał pustkę wydawniczą - jeśli od premiery ostatniego albumu minęło na przykład kilka miesięcy, to trzeba było do kolejnego albumu jakoś zapchać tę dziurę. Albo wstawić jedną piosenkę, która na singlu była przebojem, by sprzedać więcej płyt długogrających. I wtedy wydawało się "greatest hits". Zgadzały się pieniądze, a i fani byli zadowoleni, bo dostawali mniej lub bardziej ciekawy produkt.

Wydany trzy lata później "Through the Past, Darkly (Big Hits Vol. 2)", którego tytuł był odniesieniem do fragmentu Listu do Koryntian* - "For now we see through a glass, darkly, but then face to face..." ("Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz"), powtórzył sukces poprzednika. To najbardziej eklektyczna ze składanek, z kolorowego okresu The Rolling Stones, gdy najmocniej brzmieniowo szukali w tym, co działo się m.in. u ich kolegów z Liverpoolu. Dedykowana zmarłemu krótko wcześniej Brianowi Jonesowi. Była poniekąd zamknięciem związanego z nim od początku zespołu etapu.

Fani czekali na tę kompilację 20 lat. Teraz "Forty Licks" w końcu na winylu

Nie będę opisywał tu każdego albumu kompilacyjnego, więc wspomnę jeszcze o dosłownie kilku. W 1971 bez aprobaty Rolling Stonesów albumie "Stone Age", który mógłby śmiało zamknąć na pewien czas ich kompilacyjną historię. Ale ukazały się jeszcze "Hot Rocks 1964-1971" (1971), a po jego sukcesie "More Hot Rocks (Big Hits & Fazed Cookies)" (1972). Te ustawione obok siebie na półce u przeciętnego fana rocka dałyby mu wgląd do najlepszych rzeczy stworzonych przez brytyjski zespół.

Mijały lata, a do "Satisfaction" i "Paint It, Black" w latach 70. dołączyły "All Down The Line", "Angie" czy "Fool To Cry". Początek lat 80. to czas "Emotional Rescue", "Start Me Up" czy "Harlem Shuffle". I inne hity. Co to oznaczało? Więcej składanek! 

W ten sposób mniej więcej co kilka lat wychodziły kolejne, często coraz bardziej wątpliwej jakości, nieróżniące się niemal niczym od pozostałych. Faktem jest też to, że Rolling Stonesi byli skonfliktowani wówczas z dawnym menedżerem, Allanem Kleinem i jego firmą ABKCO, który traktował ich niczym kury znoszące złote jaja (więcej przeczytasz tutaj!) i bez zgody wydawał kolejne składanki. Były więc takie skierowane w stronę bardziej rockowych Stonesów ("Solid Rock") czy balladowych ("Slow Rollers"). W 1993 roku (31. rok istnienia zespołu) ukazał się w Wielkiej Brytanii krążek "Jump Back: The Best of The Rolling Stones", który zawierał przekrój najznamienitszych piosenek od 1971 do 1989 roku. Okresu, w którym muzycy tworzyli już na własne konto, z własnym labelem, The Rolling Stones Records.

"Forty Licks" The Rolling Stones na płytach winylowych. Lepiej późno niż wcale

I dochodzimy do 2002 roku i "Forty Licks". To wtedy po latach sporów i wątpliwości co do praw do twórczości The Rolling Stones z lat 1964-1969, w jednym miejscu znalazły się po raz pierwszy niemal wszystkie (na ile pozwoliła pojemność płyt CD) najważniejsze kompozycje w ich katalogu. Począwszy od wydanego w 1964 roku "Not Fade Away", przez "The Last Time", "She's A Rainbow", "Brown Sugar", "Shattered" aż po opublikowane w latach 90. na labelu EMI/Virgin - "You Got Me Rocking" czy "Anybody Seen My Baby?".

Do sklepów nakładem Universal Music - po ponad 20 latach od premiery - trafiła właśnie owa kompilacja. Po raz pierwszy w wersji winylowej. Myślę, że nie trzeba winylomaniaków długo przekonywać, bo przez ostatnie 20 lat wielu w rozmowach wspominało o tym, że chciałoby znaleźć ją na swojej półce. Chyba Jagger z Richardsem podsłuchali, by w końcu to marzenie się spełnia. 

"Forty Licks" jest jedyną taką kompilacją także z powodu kilku premierowych piosenek, które nigdzie wcześniej ani później nie były oficjalnie wydane. Mowa o "Don’t Stop" (które promowało album), "Keys To Your Love", "Losing My Touch" i "Stealing My Heart", które się tu znalazły. Pozostałe utwory z opasłego archiwum Rolling Stonesów fani rocka bardzo dobrze znają. Jedynym minusem składanki jest brak zachowanej chronologii w ich układzie, ale... przynajmniej można się zaskoczyć!

Wersja winylowa z gatefoldem zawiera cztery krążki i choć nie ma tu chociażby historii poszczególnych utworów, to na rozkładanej okładce w jednym miejscu zebrano informacje o każdym muzyku, który brał udział w nagrywaniu kompozycji. Znajdziemy tu więc sporą bazę wiedzy na temat wspomagających artystów zaangażowanych w powstanie przebojów. A trwający ponad 155 minut album z pewnością będzie towarzyszył niejednemu nostalgicznemu wieczorowi z najlepszą kapelą w historii rock'n'rolla.  

Sprawdź tracklistę "Forty Licks".

* - fragment "Hymnu o miłośći" zaczerpnięty z biblia.deon.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Rolling Stones | płyta winylowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy