Alice In Chains na zakręcie. Chcieli zobaczyć, co z tego wyjdzie
Wydany 25 stycznia 1994 r. materiał "Jar of Flies" grupy Alice In Chains był pierwszą EP-ką w historii, która dotarła do szczytu amerykańskiej listy przebojów. To zarazem jedno z ostatnich szczytowych osiągnięć ekipy z Seattle za życia wokalisty Layne'a Staleya, coraz bardziej pogrążającego się w heroinowym szaleństwie.
Za sprawą płyt "Facelift" (1990), "Dirt" (1992) oraz akustycznych EP-ek "Sap" (1992) i "Jar of Flies" (1994) Alice In Chains (sprawdź!) wskoczyli na falę popularności nurtu grunge, który z Seattle rozlał się na cały świat.
Kwartet został zaliczony do wielkiej czwórki gatunku - obok Nirvany, Pearl Jam i Soundgarden. Niemal każdą z tych formacji dotknął problem z uzależnieniem.
Ucieczka przed niewybaczającym światem
Pierwszą bardziej znaną ofiarą nałogu z Seattle był Andrew Wood, zmarły 19 marca 1990 roku wokalista grupy Mother Love Bone, której muzycy weszli później w skład Pearl Jam. Później używki zabrały jeszcze m.in. gitarzystkę Stefanie Sargent z 7 Year Bitch (czerwiec 1992 r.), Kurta Cobaina z Nirvany (popełnił samobójstwo 5 kwietnia 1994 r.), grającego na klawiszach z The Smashing Pumpkins Jonathana Melvoina (lipiec 1996 r.). W późniejszym czasie zmarli także m.in. basista Alice In Chains Mike Starr (8 marca 2011 r.) i wokalista Scott Weiland ze Stone Temple Pilots (3 grudnia 2015 r.). W maju 2017 r. życie odebrał sobie zmagający się z depresją Chris Cornell, wokalista Soundgarden.
Courtney Love, wdowa po Cobainie, wielokrotnie podkreślała, że w Seattle można było łatwiej dostać używki niż w San Francisco czy Los Angeles. Dla wielu osób związanych z tamtym środowiskiem była ona najłatwiej dostępnym środkiem umożliwiającym ucieczkę przed "okrutnym i niewybaczającym światem".
"Brałem już inne używki i byłem ciekaw, jakie działanie wywołuje. Poznałem również wiele osób, które przedawkowały. Dlatego chciałem sprawdzić, co takiego siedzi w tym białym proszku, że potrafi tak zawładnąć ludźmi. Gdy już spróbowałem, stwierdziłem, że już zawsze chciałbym czuć się w ten sposób. Pisałem o używkach i nie wydaje mi się, by to było ryzykowne lub nierozważne z mojej strony. Przez lata ćpanie przynosiło skutek, ale teraz wszystko odwróciło się przeciwko mnie. Obecnie przechodzę przez piekło" - opowiadał Layne Staley w 1996 roku ("Rolling Stone").
Niezdrowa fascynacja pobrzmiewa w większości wyśpiewanych przez wokalistę utworów Alice In Chains. Nancy McCullum, matka wokalisty, mówiła później, że Layne wcześniej pięciokrotnie ocierał się o śmierć, ale wówczas za każdym razem był obok niego ktoś, kto pomógł go uratować.
Wcześniej zbywał pytania, choć coraz mocniej wpływał on na sytuację zespołu. Po wydaniu płyty "Alice in Chains" (1995), która zadebiutowała na szczycie amerykańskiej listy, grupa po raz kolejny nie ruszyła w trasę. Rok wcześniej kwartet w ostatniej chwili odwołał zaplanowane już występy u boku m.in. Metalliki, Suicidal Tendencies i Danzig (w zastępstwie pojawił się Candlebox), a także koncert na festiwalu Woodstock '94.
Staley znalazł wówczas czas, by wziąć udział w nagraniach "Above" (1995) - jedynej płyty supergrupy Mad Season, w której skład weszli także muzycy Pearl Jam, Screaming Trees i The Walkabouts. Gitarzysta Mike McCready liczył, że współpraca z "czystymi" muzykami (to na odwyku poznał basistę Johna Bakera Saundersa) sprawi, że Staley też odstawi używki. Niestety, nic z tego nie wyszło.
Alice In Chains i "Jar of Flies": Po prostu wejść do studia
Ze względu na problem z używkami jeszcze w trakcie trasy promującej album "Dirt" z Alice In Chains został zwolniony basista Mike Starr. Na jego miejsce pojawił się Mike Inez, znany z zespołu Ozzy'ego Osbourne'a.
"Po roku grania głośnej muzyki wróciliśmy do domu i ostatnią rzeczą, na którą mieliśmy ochotę, było od razu podkręcanie wzmacniaczy. Nagraliśmy 'Jar of Flies', żeby zobaczyć, jak to jest pracować z Mikiem Inezem. Po prostu weszliśmy do studia bez napisanych piosenek, żeby sprawdzić chemię. Wszystko się ułożyło. Pomyśleliśmy, że stratą byłoby niewypuszczenie tego materiału" - opowiadał po latach perkusista Sean Kinney.
"Chcieliśmy wejść do studia na kilka dni z akustycznymi gitarami i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nie planowaliśmy wówczas tego wydawać, ale ludzie z wytwórni to usłyszeli i naprawdę im się spodobało" - dodawał Layne Staley.
Wyczerpujące sesje nagraniowe trwały po kilkanaście godzin, co pozwoliło zespołowi uwinąć się z całością w tydzień w połowie września 1993 r. Większość utworów została zarejestrowana za pierwszym lub drugim podejściem (imponująco wypadały też dwugłosy śpiewane przez Staleya z gitarzystą Jerrym Cantrellem, który wykonał główne partie w utworach "No Excuses" i "Don't Follow"). Okazało się, że efekt końcowy był na tyle imponujący, że "Jar of Flies" (siedem utworów trwających nieco ponad pół godziny) stał się pierwszą EP-ką w historii, która dotarła na szczyt amerykańskiej listy. Był to zarazem pierwszy numer 1 w dorobku Alice In Chains. Materiał w 2022 r. w USA pokrył się czterokrotną platyną.
Layne Staley (Alice In Chains) na ścieżce bez odwrotu
Późniejsze lata pokazały, że był to początek końca składu z Laynem Staleyem.
"Pamiętam, że spotkałem go w 1995 roku... Jego skóra miała zielonkawy odcień. Na ten widok zaczęło mi się przewracać w żołądku, bo zobaczyłem człowieka, który podąża ścieżką, z której nie ma odwrotu" - wspominał Mark Arm z formacji Mudhoney. O "ścieżce bez odwrotu" mówił również kolega wokalisty z Alice In Chains, perkusista Sean Kinney.
10 kwietnia 1996 r. grupa zarejestrowała akustyczny koncert "MTV Unplugged" (zapis ukazał się na płycie trzy miesiące później). Czterokrotnie pojawiła się też w roli supportu przed Kiss, jednak 3 lipca 1996 r. w Kansas Alice In Chains po raz ostatni wystąpili z Layne'em Staleyem jako wokalistą. Krótko po koncercie frontman stracił przytomność po przedawkowaniu i trafił do szpitala.
Zaledwie trzy miesiące później Layne Staley stracił nie tylko wolę do walki z nałogiem, ale chęć do życia po tym, jak z powodu infekcyjnego zapalenia wsierdzia (w tle było zakażenie brudną igłą związane z zażywaniem) zmarła jego była partnerka Demri Parrott (29 października 1996 r.). "Nigdy nie doszedł do siebie po jej śmierci. Odechciało mu się żyć" - twierdzi wokalista Mark Lanegan, bliski przyjaciel zmarłego, który gościnnie śpiewał na płycie Mad Season.
W lutym 1997 r. Alice In Chains ze Staleyem w składzie po raz ostatni pojawił się w telewizji podczas uroczystości rozdania Grammy.
Jeszcze w 1998 r. wokalista po raz ostatni pojawił się w studiu, by razem ze swoim zespołem przygotować dwa utwory na składankę "Music Bank" - "Get Born Again" i "Died", poświęcony Demri Parrott.
"Layne pojawił się w studiu, ale go nie poznałem. Wyglądał jak 80-latek. Nie miał zębów. Byłem zszokowany" - opowiadał producent Bryan Carlstorm. Warto dodać, że podczas sesji Staley obchodził 31. urodziny.
Kontakt próbowali nawiązać z nim jego przyjaciele, jednak po latach przyznawali się do swojej bezsilności. "Byłem w błędzie sądząc, że będę w stanie mu pomóc. Chciałem dać mu przykład" - mówił Mike McCready. "Każdy z jego otoczenia starał się w kółko i w kółko pomóc mu stać się czystym. W końcu nie dało się nic zrobić" - dodawał Kelly Curtis, menedżer Pearl Jam.
"Jeżeli ktoś nie chce pomóc sobie samemu, to jak ktoś inny może to zrobić?" - pytał retorycznie perkusista Alice In Chains, Sean Kinney, który kilka razy w tygodniu regularnie próbował się dodzwonić do wokalisty.
"Kiedy przejeżdżałem obok jego domu, zatrzymywałem się i wołałem go. Nawet gdybym mógł dostać się do drzwi jego domu, nie otworzyłby ich. Nie mogłem przecież kopniakiem wyważyć drzwi, wejść i złapać go, choć miałem kilkakrotnie takie myśli" - opowiadał Kinney.
"Pod koniec nie rozmawiał z nikim... Ze mną nie kontaktował się przez ostatnie kilka miesięcy, ale w naszej znajomości to było normalne" - to z kolei Mark Lanegan.
Ostatnią osobą, która widziała żywego Layne'a Staleya, był Mike Starr, który odwiedził wokalistę 4 kwietnia 2002 roku. Wówczas basista chciał wezwać karetkę pogotowia, co doprowadziło do kłótni z wokalistą. Wściekły Starr zostawił kolegę i opuścił jego posiadłość. "Słyszałem, jak wołał mnie bym wrócił i nie zostawiał tego w taki sposób" - tak okoliczności ostatniego spotkania opisywał w 2009 roku nieżyjący już basista, którego do śmierci męczyły wyrzuty sumienia z powodu zaniechania wezwania pomocy medycznej.
19 kwietnia księgowy wokalisty poinformował Susan Silver, byłą menedżerkę Staleya, że przez ostatnie dwa tygodnie nikt nie podejmował pieniędzy z jego konta bankowego. Silver zaalarmowała matkę Staleya, Nancy McCallum, która wezwała policję do domu wokalisty.
Od śmierci 34-letniego rockmana musiało upłynąć ponad dwa tygodnie. Tożsamość frontmana Alice In Chains musiały potwierdzić dopiero specjalistyczne badania na podstawie zębów. W chwili śmierci mierzący ponad 1,80 m wzrostu mężczyzna ważył niespełna 40 kilogramów, a jego ciało znaleziono w stanie mocno zaawansowanego rozkładu. Ustalono, że zmarł 4 kwietnia, czyli osiem lat po śmierci Cobaina.
"Scena grunge z Seattle, która przeniosła rock w lata 90. przyniosła cztery wspaniałe głosy [Kurt Cobain, Eddie Vedder z Pearl Jam, Chris Cornell z Soundgarden oraz bohater tego tekstu], ale najbardziej wyraźny z nich należał do Layne'a Staleya" - to zdanie dziennikarza Davida De Soli.
W 2006 r. grupa powróciła na scenę, a w roli wokalisty i gitarzysty pojawił się William DuVall. Od tego czasu Alice In Chains wydał trzy studyjne albumy: "Black Gives Way to Blue" (2009), "The Devil Put Dinosaurs Here" (2013) i "Rainier Fog" (2018).