Alicja znów tu mieszka
Łukasz Dunaj
Alice In Chains "Black Gives Way To Blue", EMI
Kiedy Alice In Chains wydawali swój ostatni studyjny album, na listach przebojów po obu stronach Atlantyku grasował Coolio i jego hit "Gangsta's Paradise". W muzyce minęło już co najmniej kilka epok, ale klasycy grunge wciąż brzmią rasowo i aktualnie.
W kwietniu 2002 roku, w jego mieszkaniu w Seattle, znaleziono zwłoki wokalisty Alice In Chains. Miał 35 lat. Kiedy policja ustaliła, że Layne Staley nie żył już od dwóch tygodni, nagłówki gazet krzyczały o śmierci "najbardziej samotnego człowieka na świecie". Sekcja zwłok wykazała przedawkowanie narkotyków, prawdopodobnie mieszanki heroiny i kokainy, zwanej "speedballem". Nikogo to nie zdziwiło, ponieważ Staley był uzależniony od substancji psychoaktywnych w zasadzie od początku istnienia zespołu.
Po co to wszystko przypominam? Ano dlatego, że "Black Gives Way To Blue" będzie nieuchronnie postrzegana przez pryzmat legendy swojego frontmana. Straceńczego mitu, który sprawił, że Staley zasilił panteon Wielkich Przedwcześnie Nieobecnych Rock'n'Rolla, gdzie zasiadł po prawicy Kurta Cobaina. Z pewnością wielu fanów Layne'a i jego maniery wokalnej, z przeciągniętymi charakterystycznie głoskami, skreśli "Black Gives Way To Blue" jako coś, co nie powinno się nigdy wydarzyć. Płytę zespołu, który jest niczym The Doors bez Morrisona i Queen bez Mercury'ego (to ostatnie akurat się ziściło). Proponuję jednak dać tej muzyce szansę.
Kiedy w 2006 roku AIC dokooptowali do składu ciemnoskórego Williama DuValla i ruszyli z nim w trasę, pierwsze relacje naocznych świadków były co najmniej niepokojące. W powodzenie przedsięwzięcia nie pomógł uwierzyć również fakt, że oficjalna witryna zespołu nie została odświeżona od kwietnia 2007 do października 2008 roku. Bo właśnie dopiero wtedy Alice In Chains rozpoczęli proces rejestracji swojej nowej płyty, w należącym do Dave'a Grohla Studio 606, z Nickiem Raskulineczem w roli producenta. Minął niemal rok i wreszcie możemy posłuchać, co z tego wyszło.
Pierwsze wrażenie? Nie sposób pomylić tego zespołu z żadnym innym. Tak wspaniale przewidywalnie już dawno nikt w moich uszach nie zabrzmiał - te same lejące się, niemal lepkie faktury gitar, mocarna sekcja rytmiczna i fenomenalne dwugłosy wokalne DuValla i założyciela grupy Jerry'ego Cantrella. Zdaję sobie sprawę z tego, że "Black Gives Way To Blue" nie jest płytą, która przewróci świat do góry nogami. Fenomen tego krążka leży raczej w tym, że przez niemal półtorej dekady studyjnego niebytu grupy, nie pojawił się nikt, kto potrafiłby przekazać emocje w podobny sposób. Zapomnijmy litościwie o Godsmack.
Lokomotywami mającymi promować album są "A Looking In View" oraz "Check My Brain". Pierwszy to siedmiominutowy, psychodelizujący walec, w dodatku opatrzony bardzo intrygującym klipem. Drugi to zaśpiewana głównie przez Cantrella motoryczna kompozycja z porywającym refrenem. Fakt, to bardzo wyróżniające się numery, ale zarówno drapieżne "Last Of My Kind", subtelne "Your Decision", schizofreniczne "Acid Bubble" czy akustyczne "When The Sun Rose Again" świadczą o dużym potencjale nowej muzyki kwartetu. Wspomnieć należy również o zamykającej album tytułowej balladzie, w której partie pianina należą do Sir Eltona Johna. Featuring dużego kalibru! Jeżeli do sięgnięcia po "Black Gives..." zniechęca was fakt, że nie śpiewa na nim nieodżałowany Layne Staley, to trudno. Dla mniej radykalnie usposobionych fanów ciężkiego rocka nie znajduję żadnych wymówek.
8/10