Piotr Kupicha (Feel): Zachować pogodę ducha
Tomasz Słoń
15 lat temu rozpoczęła się niezwykła kariera zespołu rodem ze Śląska, który niemal z dnia na dzień stał się wielką gwiazdą, a kolejne jego utwory zdobywały ogromną popularność. Swój jubileusz zespół Feel uczcił wydaniem albumu "Feel 5". To dobra okazja, by podsumować z Piotrem Kupichą, liderem i wokalistą grupy, to, co się zdarzyło w ciągu tych 15 lat i porozmawiać także o stawaniu się dojrzałym facetem, o pozytywnym myśleniu, ojcostwie i noszeniu w szkole... krawata.
Tomasz Słoń, Interia.pl: Jak noga, jak twój Achilles?
Piotr Kupicha: - Rehabilitacja, ostatnia prosta. Nadal chodzę w ortezie, bo lepiej się zabezpieczyć, gdyż była to jednak duża ingerencja w naderwane ścięgno Achillesa.
Podobno ty, facet w wieku 43 lat, grałeś w piłkę i wtedy przydarzyła się ta kontuzja?
- Święte słowa (śmiech). Tak, grałem w piłkę! Mój znajomy, który prowadzi salon samochodowy, kiedyś na zebraniu wszystkich pracowników, po licznych ich nieobecnościach z powodu L4, powiedział im: "Cholera jasna, przestańcie grać w tę piłkę, kosza, siatkówkę, jeśli jesteście po 35. roku życia, bo chcę mieć pracowników, a nie kaleki".
No to chyba dobry moment, by zacząć się oszczędzać?
- Na pewno nie będę latał po boisku w korkach tak jakbym miał 12 lat, gdy przyjechałem z rodzicami do Łeby na wczasy (śmiech). Taki przełom rzeczywiście następuje w naszej głowie po czterdziestce.
A ze wspinaczki zrezygnujesz?
- Już z niej wcześniej zrezygnowałem, raz ze względu na dużą ilość pracy, dwa ze względu na zespół, bo jednak wspinaczka wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem. A nieraz chłopcy z Feela mówili mi: "Stary, ty się musisz oszczędzać, bo my na ciebie liczymy". Spoczywa na mnie odpowiedzialność za zespół, a pozostali muzycy martwią się i o mnie, i o swoją przyszłość, i pewnie trochę o kasę (śmiech).
Zleciało ci tych 15 lat Feela?
- Dorośli, w tym nasi rodzice, często powtarzają, że życie ucieka i szczerze mówiąc nie wiem kiedy zleciały te lata. Człowiek na co dzień zazwyczaj myśli raczej o przyszłości, dlatego gdy sobie pomyślę, że to już 15 lat, to trochę nie chce mi się wierzyć. To tak jak w przypadku dziecka - nawet nie wiesz, kiedy tak urosło.
Mój starszy syn Paweł ma 17 lat, już jest wyższy ode mnie, nosi długie włosy do ramion. Sam to przerabiałem, sam miałem takie długie włosy, "flejersa", glany. Wystarczy zobaczyć teledysk zespołu Sami "Lato 2000", nakręcony 22 lata temu. Tam pojawia się młody Piotruś Kupicha, wówczas 20-letni, który ma takie właśnie długie włoski (śmiech).
Jak się w ogóle zaczął Feel?
- Zaczęło się od spotkania z Łukaszem Kożuchem, który pracował w sklepie muzycznym w Będzinie. Popsuł mi się samochód i Łukasz pomógł mi z ogarnięciem serwisu. Po mojej przygodzie w zespole Sami, czyli latach 2000-2004, nie widziałem sensu, by to ciągnąć. Zacząłem wtedy pracować w firmie doradczo-szkoleniowej w Gliwicach, gdzie poznałem znakomitych mówców motywacyjnych. Oni wywarli na mnie spory wpływ, wtedy też zainteresowałem się np. wspinaczką i szkoleniami.
Cały czas szukałem jednak możliwości grania, wieczorami grałem eventy dla różnych firm. Miałem występować 1.5 godziny, a grałem nieraz po 5 godzin. To były oczywiście głównie covery, ale przemycałem też własne kompozycje, jak "No pokaż, na co cię stać" czy "Długa rzeka". Bez względu na to, czy graliśmy na firmy X czy Y, to wierzyłem w muzykę, dawałem z siebie tyle energii, że przy piosence "Nasze słowa, nasze dni", panie z działów PR i HR płakały. A nie byłem wtedy osobą rozpoznawalną, występowałem z kapelą coverową, która po szkoleniu grała dodatkowo za parę złotych.
W 2006 roku nastąpił przełom, wtedy właśnie poznałem Łukasza Kożucha, potem Michała Nowaka i Michała Opalińskiego. A rok później na małym drzewie zaczęły rosnąć owoce, wygrana na festiwalu w Sopocie i... nic więcej już nie pamiętam (śmiech). Ile dni było w miesiącu, tyle potem graliśmy koncertów.
Zaczęło się intensywne życie, wielki sukces, ogromna popularność, ale mam wrażenie, że nigdy ci nie odbiło z powodu stania się gwiazdą.
- Przeszedłem taką drogę od roku 2000, widziałem, jak się coś zaczyna i jak się kończy, że szkoda by mi było tego Feela, by ubrać się w piórka i dokleić sobie np. rzęsy (śmiech), a gdzie w tym wszystkim ja i muzyka. Pewnie mógłbym świrować na punkcie tych możliwości, jakie dawał świat artystyczny. Wolałem jednak zachować pokorę i m.in. dlatego udało nam się przetrwać te 15 lat. Świadomie staram się być blisko z zespołem i jako kumple, i jako band, aby ta przygoda trwała kolejne lata.
Czy żałujesz czegoś, co się zdarzyło w ciągu tych 15 lat, czy coś zrobiłbyś może inaczej?
- Staram się nie patrzeć wstecz, bo nic to nie daje. Nie wybiegam też za daleko w przyszłość, raczej staram się koncentrować na teraźniejszości. Dlatego trzeba zachować pogodę ducha, kierować się w życiu zdrowym rozsądkiem. Świat składa się nie tylko z koncertów i związanych z tym spraw, ale z codziennych powinności, jak zmywanie naczyń, przetarcie podłogi, pojechanie po dzieciaki do szkoły. Prozaicznych, zwykłych czynności.
Strasznie ważne jest pozytywne myślenie. To często jest coś, co mamy dane w czasach dzieciństwa, co potem przenosimy na dorosłe życie. Ja dopiero teraz, po 40-tce, dostrzegam, co się dzieje z ludźmi, którzy w dzieciństwie byli zahukani przez rodziców. Dlatego jestem wdzięczny moim za to, jak mnie wychowali. Nigdy nie usłyszałem od nich pytań typu: "A po co idziesz grać", "Po co ci ta gitara?". Nie mieliśmy kasy, gitarę kupowałem za 250 złotych. Brałem rower bez siodełka i kładłem na nim wzmacniacz Marshalla, gitara na szelkach na plecach i tak pchając rower, szedłem 2.5 kilometra grać do kanciapy.
Ale studia ukończyłeś....
- Tak, najpierw skończyłem Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe w Katowicach, gdzie chodziłem w garniturku pod krawatem. Dyrektor wywalał do domu każdego, kto przyszedł do szkoły bez krawata. Dopiero w piątej klasie można było ubierać czarne jeansy do marynarki, pod marynarką biała koszula i... krawat. Ja skończyłem "aparaturę kontrolno-pomiarową" i z automatu poszedłem na Politechnikę Śląską. Dzięki temu mógłbym teraz robić na obrabiarce CNC tarcze hamulcowe do jakiegoś fajnego auta. (śmiech)
Od początku działalności Feel występuje w niezmiennym składzie, jak to w ogóle możliwe?
- Pracuję z bardzo inteligentnymi ludźmi, którzy nie wariują, także na szczeblu finansowym. Wszyscy wiedzą, że piszę piosenki i zdają sobie sprawę, że bez dobrych utworów sam warsztat nie wystarczy, by funkcjonować.
Porozmawiajmy o nowej płycie "Feel 5", która powstawała jeszcze w czasie pandemii.
- Tak, to chyba jedyna pozytywna strona pandemii, że spotykaliśmy się dość regularnie w studiu. Chcieliśmy nagrać muzykę oczywiście dla fanów, ale także dla siebie. Ta płyta jest prawdziwa, bardzo muzyczna. Cała część instrumentalna została nagrana studyjnie, do dwóch piosenek zaprosiliśmy Sebastiana Riedla, a także Jerzego Styczyńskiego z Dżemu, który najpierw chciał w ogóle posłuchać, co my gramy. Powiedział potem krótko, że bardzo mu się to podoba, że jesteśmy konsekwentni w tym, co robimy. No i zgodził się zagrać z nami, co nie było takie oczywiste.
Zrobiliśmy tę płytę trochę jak dinozaury, ale jesteśmy z niej bardzo dumni. Dlatego cieszę się, że album "Feel 5" już w pierwszym tygodniu sprzedaży wylądował w Top 5 zestawienia OLiS (Oficjalna Lista Sprzedaży płyt w Polsce).
Najbardziej rockowy numer na płycie to "Dance and Rock And Roll", nagrany wraz ze Storo, czyli Pawłem Storożyńskim. Wydaliście go na albumie jako bonus...
- Mamy ze Storo bardzo mocno rockowy projekt "Storo ft. Piotr Kupicha", na którym możemy mocno wyżyć się wokalnie, śpiewać na pełnych obrotach. Mamy też gitary w dropie, gramy w różnych fajnych miejscach. Na razie to projekt głównie koncertowy, ale chcemy też wydać płytę, bo mamy nagrany cały materiał. Gramy melodyjnie, ale mocniej, dużo mocnej.
Na płycie "Feel 5" chciałem pokazać Storo, który naprawdę jest zwierzęciem scenicznym i pisze mocną muzykę (Creed, Alter Bridge). Pandemia umożliwiła mi pracę w studiu nie tylko z Feelem, ale i ze Storo. Płyta jest już właściwie nagrana, szukamy teraz dla niej miejsca.
W utworze "Nasza chwila kochanie" śpiewasz z całą trójką swoich dzieci. Skąd ten pomysł?
- To było bardzo spontaniczne. Dzieciaki się fajnie dogadują, więc kiedyś im zaproponowałem, czy nie chciałyby zaśpiewać ze mną jedną piosenkę, taką wesołą, fajną, ze szlagwortowym refrenem, jak to w Feelu. Dla mnie, jako rodzica, były to ogromne emocje. Zaśpiewały jednak bez żadnego problemu, nie miały dzieciaczki żadnych oporów. W sumie nieźle śpiewają (śmiech). To był strzał w dziesiątkę, bo w tym nagraniu czuć taką dobrą energię, związaną z tym, że po prostu śpiewam z dziećmi. Dodam, że z córką Jagodą mamy już nagraną kolejną piosenkę, będziemy ją wkrótce chcieli pokazać. Jagoda bierze lekcje śpiewu i muszę przyznać, że robi postępy.
Średni syn, 13-letni Adam, trochę gitara, trochę klawisze, podśpiewuje, ale przede wszystkim komputer, gry i piłka nożna, a w przypadku najstarszego syna Pawła inwestujemy w rzeczy do miksowania, ostatnio kupiliśmy wymarzoną DJ-kę. Co ciekawe, my z Feelem mamy jedną salkę prób, a w sali obok Paweł z kolegą zasuwają na konsoli mikserskiej.
Czego wam życzyć na kolejne lata?
Przede wszystkim zdrowia i mądrości życiowej.
Dziękuję za rozmowę.