Matt Dusk: "Polska jest jak mój drugi dom" [WYWIAD]
Kanadyjski wokalista i kompozytor Matt Dusk wraca do Polski z trasą "Back in Town". Podczas wiosennej trasy zaprezentuje największe przeboje, uwielbiane przez jego fanów, oraz standardy amerykańskiej muzyki w charakterystycznych dla artysty aranżacjach. Przed startem polskiej części trasy, Matt opowiedział nam o swojej muzyce, autorytetach i powiązaniach z Polską.

Damian Westfal, Interia: Dlaczego nazwałeś trasę koncertową tak samo, jak album z 2006 roku? Czy to ma oznaczać twój powrót do korzeni?
Matt Dusk: - Gdy zaczynałem koncertować po Polsce, było to długo po tym, jak ukazała się ta płyta. Piosenka "Back in Town" była wielkim hitem na całym świecie, ale nigdy nie miała szansy zaistnieć w Polsce. Kilku moich przyjaciół, którzy byli nominowani do nagród Grammy, powiedzieli: "No dobrze, jak możemy to zaktualizować?". Nagraliśmy utwór od nowa i wydaliśmy wersję "Back in Town (again)". Nadaliśmy temu nowoczesną produkcję, zachowując styl retro. I to zabawne, bo to piosenka, na którą czeka wiele osób podczas koncertu, a niektórzy z nich nie wiedzą, że pochodzi z 2006 roku.
Twoje koncerty to ukłon dla standardów bigbandowych, ale słyszałem, że chcesz też zaprezentować dzisiejsze hity. Czyje hity przełożysz na swoją muzykę? Innymi słowy, kogo z popularnych wykonawców słuchasz dzisiaj?
- Kiedy dorastałem, grałem w klubach nocnych. Śpiewałem tam piosenki, których słuchałem kiedyś, nawet jeśli nie były to standardy jazzowe. Kiedy zaczynasz dodawać do tego instrumenty dęte i perkusję, wszystko staje się dobrą muzyką, ale to w dalszym ciągu muzyka pop. Jestem pewien, że wiesz, kim jest Coldplay, Elton John czy Cyndi Lauper. Interesującym jest fakt, że świetna piosenka obroni się w prawie każdym gatunku. Kiedy ludzie przychodzą zobaczyć moje show, to jest to jak połączenie świetnych standardów różnych ludzi. Moje show jest przede wszystkim po to, żeby ludzie dobrze się bawili. Oczywiście są poważne momenty, ale chcę, żeby ludzie przez dwie godziny po prostu nie musieli się martwić o odebranie dzieci czy o to, że muszą jutro wstać do pracy. Po prostu świetna muzyka, świetna zabawa…
I wspaniali ludzie…
- To na pewno. Polska publiczność jest zawsze świetną publicznością.
Orkiestra często pojawia się w twojej muzyce. Tak będzie i tym razem?
- Mamy instrumenty dęte, mamy smyczki, a potem jeszcze gitarę, pianino, bas, perkusję. Więc tak, mamy tę pełną paletę dźwięków. I to jest też ciekawe, jak te wszystkie piosenki pop, które wychodzą spod takich wielkich osobistości, jak Elton John, Coldplay, Frank Sinatra, używają orkiestry.
Odwiedzisz trzynaście polskich miast. Spędzisz w Polsce pół miesiąca. Masz jakieś plany na wolny czas?
- Moja żona pochodzi z Olsztyna. Przyleciała do Kanady, gdy miała 16 lat. Mam dzień wolny przed polską trasą i dzień po. Chcę się spotkać ze wszystkimi ze strony mojej żony. Oni cały czas serwują mi przeróżne drinki i każą mówić po polsku, a potem się ze mnie nabijają (śmiech). Typowe. Będę miał zatem trochę czasu, aby oczywiście pocelebrować i nauczyć się czegoś nowego po polsku.
Wódkę też wtedy pijecie?
- O mój Boże… niestety tak (śmiech).
A co z twoim językiem polskim?
- Nie chcę cię teraz onieśmielać. Jest okej (śmiech). To trudny język.
Współpracowałeś już z polskimi artystami, takimi jak Edyta Górniak, Margaret, Sanah i zastanawiam się, czy ktoś z Polski znowu przychodzi ci na myśl, jeśli chodzi o przyszłe współprace?
- Myślę, że naprawdę dobrze się bawiłem, występując z Kubą Badachem i Andrzejem Piasecznym. Zaśpiewaliśmy razem jedną piosenkę. Nazywała się "That's Life" i zaledwie rok temu zaśpiewałem z nimi ponownie. Myślę, że to bardzo dobra piosenka. Wyobrażam sobie trzech facetów ubranych w garnitury lub smokingi i śpiewających cały koncert. Choć z drugiej strony prawdopodobnie miałbym problem z wątrobą (śmiech). Ale tak, to jest wciąż moje marzenie - móc zorganizować taką trasę. Może pewnego dnia.
To świetna wiadomość! Myślę, że wszyscy trzej macie podobne wibracje.
- Może to nie w tym roku, może nawet nie w przyszłym, ale myślę, że to tylko kwestia czasu, kiedy wszyscy znajdą wolne dni w grafiku.
Lubisz porównania do Franka Sinatry?
- Oczywiście! Dorastając, każdy ma swojego bohatera muzycznego. Nadal słucham głosu Franka Sinatry. Wciąż potrafi mnie wzruszyć tym, jak piękny jest jego głos. On zawsze sprawia, że staram się być lepszy od siebie. To czasami frustrujące, że wiem, że nigdy nie będę brzmiał dokładnie jak on. Każdy chciałby być kimś i wtedy ma motywację, ale trzeba zaakceptować, że po prostu nie da się być kimś i należy pozostać sobą.
Skoro kiedyś marzyłeś, żeby być jak Frank Sinatra, to czy wierzysz, że jest dzisiaj też gdzieś taki młody mężczyzna albo wielu takich, którzy chcieliby być jak ty? A ty jesteś dla nich inspiracją…
- Zabawna perspektywa. Często zwracam się do młodszych artystów i zawsze porozmawiam z kimś, kto podchodzi do mnie i mówi, że słucha mnie od dziecka. Zgadzam się zawsze, ponieważ nikt nie dał mi takiej możliwości, kiedy byłem dzieckiem. Wydaje mi się, że jeżeli bardzo lubisz kogoś słuchać i masz idola, to zawsze warto znaleźć sposób na krótką konwersację. To bardzo pochlebne dla artysty.
Słyszałem, że lubisz jazz ze względu na Franka Sinatrę. Masz podobną misję dzisiaj? Żeby pokazać, że jazz czy swing to piękna muzyka?
- Nie sądzę, żeby to było kiedykolwiek tak popularne, jak na przykład muzyka Justina Biebera, ale to nie znaczy, że nie ma miejsca na taką muzykę. Kiedy gram koncerty to jest zawsze od 500 do 5000 osób, w zależności od kraju. Czasami może to być 50 osób. Ale gdziekolwiek pójdziesz na świecie, zawsze znajdziesz ludzi, którzy kochają taki sam rodzaj muzyki. Pamiętasz Tony'ego Bennetta? Występował do dziewięćdziesiątki.
I to na przykład z Lady Gagą, więc też pokazywał, że muzyka nie ma barier...
- Moja trasa pokazuje, że ludzie mogą powiedzieć: "Och, nie lubię muzyki pop" lub "Ja lubię tylko klasykę". Ale ja myślę, że dzisiaj w świecie Spotify’a każdy, kogo zapytasz, jakiego rodzaju muzyki słucha, odpowie, że wszystkich rodzajów. Ludzie po prostu lubią dobrą muzykę.
Jedna z twoich piosenek "Let's Hop on a Plane" opowiada między innymi o podróżowaniu. Powiedziałeś kiedyś, że im więcej podróżujesz, tym bardziej doceniasz dom. Jaki jest więc twój dom? Czy masz w nim jakieś specjalne, "święte" miejsce?
- Tak, jestem w tym miejscu (śmiech). Rozmawiamy w moim studiu. Kocham podróżować i jestem pewien, że ty też. Kiedy jest się młodym, ma wolną chwilę i chce się wyjechać gdzieś ze znajomymi, to po prostu się jedzie. Ale kiedy podróżuję sześć, siedem miesięcy w roku i potem wracam do domu, nigdy nie wychodzę (śmiech). Jestem jak nudny stary człowiek. Mam w domu pianino, paru dobrych znajomych, którzy mnie odwiedzają, i karty do pokera... Mój dom każdej nocy jest wypełniony ludźmi. Podróżowanie jest fajne, ale bycie w domu i noszenie spodni dresowych jest najlepsze.
Czy twoja córka już słucha jazzu? Może jakiś utworów taty?
- Och, nie. Oczywiście, że była na moich koncertach i mnie słuchała, ale teraz uczy się gry na pianinie i wykonuje piosenki takich wykonawców, jak Sia czy Bruno Mars. Ja nie jestem póki co w jej sferze zainteresowań muzycznych. Nie jestem nastolatkiem (śmiech).
2008 rok - pierwszy koncert w Polsce. Czy pamiętasz swoją pierwszą wizytę?
- To było w Warszawie, w klubie. Wow, to było siedemnaście lat temu. Pamiętam drogę z Warszawy do Olsztyna. Trochę się pozmieniało. Teraz jest tam autostrada.
Masz jakieś wspomnienia z Polski?
- Mnóstwo. Polska jest jak mój drugi dom. Byłem tutaj wiele razy, nie tylko ze względu na pracę, ale ze względu na moją rodzinę. Jest tu pięknie, szczególnie latem.
Co pamiętasz? Może jakieś miejsca? Wiem, że kochasz Warszawę. Może masz tutaj swoje ulubione jedzenie? Znasz pierogi?
- Daj spokój… Golonka! To jest to! Żurek! Pierogi też lubię. Mam swoje ulubione miejsca w każdych miastach, do których jeżdżę. Pamiętam, jak jechaliśmy z Warszawy do Gdańska i zatrzymaliśmy się w małej restauracji na poboczu autostrady. Wyglądała ona jak dom, który nie był remontowany od 1950 roku… czerwone dywany, zielona tapeta, brązowy stół… to wszystko brzmi jak stare, najlepsze jedzenie. W Ameryce Północnej jeśli pojedziesz gdzieś zjeść na trasie w okolicach stacji benzynowych, jedzenie będzie okropne, a w Polsce mogłaby to być restauracja z gwiazdką Michelin.
Jesteś teraz naszym człowiekiem…
- Okej, będę dalej ćwiczył język polski (śmiech).
Kiedy skończysz trasę po Polsce, to blisko będzie do Wielkanocy. Masz już jakieś plany?
- Niestety nie spędzę tych świąt w domu. Jadę do Holandii, mam tam parę koncertów i gram przez cały weekend wielkanocny, co jest szalone. Zapytałem ich: "Czy wiecie, że jest weekend wielkanocny?". A oni: "Tak, tak, wtedy wychodzimy na imprezy".

Widzę pełno albumów na ścianie w twojej "świętej" przestrzeni. Czy wisi tam coś, z czego jesteś najbardziej dumny?
- Och... To tak, jakby zapytać, które dziecko jest twoim ulubionym. Mam tutaj na przykład płytę z Margaret. To było fajne doświadczenie, bo ona jest całkiem inna niż ja, ale mieliśmy bardzo dobrą więź. Jakbym był starym człowiekiem (śmiech). Uważam, że jazz jest jednym z najfajniejszych gatunków muzycznych do pisania nowych piosenek w stary sposób. We wspomnianej przez ciebie piosence "Let's Hop on a plane" wyobrażam sobie przez chwilę, że żyję w 1960 roku, pisząc piosenki na przykład dla Deana Martina i Franka Sinatry.
Wrócisz jeszcze do Polski na koncerty?
- To łatwe pytanie. Oczywiście, że wrócę. Już wiem nawet kiedy. W czerwcu będę w Krakowie na Wodecki Twist i jestem też pewien, że wrócę jesienią. Myślę, że powinienem uzyskać sponsoring z wieloma przewoźnikami, ponieważ tak dużo podróżuję (śmiech).
Jakie masz plany na swoją muzykę w najbliższym czasie?
- Zrobiłem "niemądry" cover, w którym śpiewam "Cruel Summer" Taylor Swift. I tak po prostu wrzuciłem to dla zabawy. A potem, między TikTokiem i Instagramem, miało to jakieś dwa miliony wyświetleń. Dla artysty jazzowego to dużo. Większość razy to jest może tysiąc, dwa tysiące, ale nie dwa miliony. Więc w ciągu następnego roku chcemy nagrać sto coverów popularnych piosenek, ale wykonanych w swingowy, zabawny sposób. Jeśli to dobra piosenka, możesz ją mieć jako piosenkę latynoską lub jako pop albo swing. Oto mój plan na nową muzykę.