Natalia Kukulska: "To jedyny świat, który tak naprawdę znam" [WYWIAD]

Na scenie obecna jest od lat, mocno zaznaczając już swoją pozycję w historii polskiej muzyki. Teraz Natalia Kukulska postanowiła zajrzeć w głąb siebie, a swoje refleksje spisała na płycie "Dobrostan". "To jest tak, jak na terapii - żeby mogło być dobrze, trzeba czasami podłubać w ciemniejszych zakamarkach swojej historii" - opowiada w wywiadzie.

Natalia Kukulska wydała album "Dobrostan"
Natalia Kukulska wydała album "Dobrostan"AKPAAKPA

Oliwia Kopcik, Interia Muzyka: Spotykamy się przy okazji płyty "Dobrostan", więc zacznę od tytułowego utworu. Jakie masz sposoby na niepogodę?

Natalia Kukulska: - Spoglądam z góry w dół (śmiech). To jest rodzaj zdrowego dystansu do różnych spraw, bo o ten dystans w codzienności jest dość trudno niestety. W tej piosence próbuję opowiedzieć, że mam sposób na ten dobrostan, ale tak naprawdę opowiadam o pewnej drodze, bo dla mnie dobrostan jest wtedy, kiedy panuje balans, taki motywujący spokój duszy. Ale na pewno, żeby go osiągnąć, ważna jest umiejętność panowania nad własnymi myślami - nad tym, jak będziemy odbierali sprawy, które się wokół nas toczą, jak będziemy do nich podchodzili. To jest chyba najtrudniejsza rzecz w życiu.

Właśnie mam wrażenie, że ta płyta jest taka mocno kobieca i też o tym, że najważniejsze na początek jest pokochanie siebie i znalezienie tego spokoju w sobie. Myślę tutaj choćby o "Jednogłośnej".

- Tak, ta piosenka jest pewnego rodzaju manifestem, żeby zmiany zaczynać od siebie, bo nie na wszystko mamy wpływ. Chociaż o tym, że nie na wszystko mamy wpływ, opowiadała moja poprzednia płyta "Halo tu Ziemia", na której odnosiłam się do świata. A teraz wszystko jest bardziej we mnie i zaczyna się ode mnie. "Jednogłośna" jest też o sztuce odpuszczania, o pogodzeniu się z tym, że we mnie łączą się rożne odcienie i nie zawsze bycie perfect się udaje.

Ten tytułowy dobrostan to jest dla mnie cel do osiągnięcia, ale również afirmacja. Każda piosenka na tej płycie jest afirmacją tego, co dobre. Nawet jeśli mówię o rzeczach trudnych, bo przecież i gorzkich przemyśleń tam nie brakuje, to zawsze staram się mówić w taki sposób, żeby nie złorzeczyć, tylko żeby afirmować to, co ma się stać dobrego. Zresztą ostatnia piosenka pt. "Próba" kończy się słowami: "Wszystko, co złe, już nie dotyczy nas".

Jak wspomniałaś, tych trudnych tematów też mamy tutaj dużo, a ja mam ostatnio na tapecie temat zdrowia psychicznego w branży muzycznej i tego, czy artyści mają takie narzędzie, którego nie mają, w cudzysłowie, normalni ludzie, dzięki któremu wyśpiewują te swoje emocje w ramach autoterapii.

- Dokładnie tak jest. Mamy dużo szczęścia, że nasza pasja jest przy okazji oczyszczająco-wyzwalająca. Muzyka jest cudownym językiem i to, że mamy szansę się nim posługiwać nie tylko dla rozrywki, jest po prostu wspaniałe. Nie wyobrażam sobie świata bez muzyki. Nawet same dźwięki to są wibracje, nośniki emocji. Wspólne muzykowanie czy śpiewanie w harmonii jest niezwykle wyzwalające. Każdy, kto śpiewał w chórze, wie, że to działa wręcz jak medytacja. Pisanie słów to też jest rodzaj autoterapii, bo czasem łatwiej jest pewne rzeczy nazwać metaforycznie. One są w takim zawieszeniu, jak poezja - więcej o nich czujemy, niż potrafimy opisać i skonstruować w formułki.

Wiem, że większość artystów mówi, że ich każda płyta jest bardzo osobista, bo przecież czerpiemy z naszych historii, ale w przypadku mojej płyty "Dobrostan" to są refleksje bardzo "tu i teraz". Dlatego jest to rodzaj autoterapii, tak jak powiedziałaś, ale i ekshibicjonizmu, bo dzielę się bardzo intymnymi przemyśleniami. Nie boję się tego, bo wydaje mi się, że taka powinna być droga - najpierw jestem w szczerości ze sobą, to jest moja prawda, a potem ona może okazać się prawdą uniwersalną, bo ktoś się z nią zidentyfikuje i powie: "Opowiadasz dokładnie o mnie". Dostałam dużo sygnałów przy okazji tej płyty, że te tematy i refleksje są bliskie też innym.

A nie jest z drugiej strony trochę tak, że wrócisz do tych piosenek za dwa lata i to będzie rozdrapywanie ran od nowa?

- Myślę, że nie, ale to jest też pytanie, w jakim będę punkcie wtedy. Teraz, kiedy wracam do moich wcześniejszych płyt, jak "Puls" albo "Światło", to niektóre utwory wydają mi się trochę naiwne i infantylne, bo opowiadają o młodzieńczej miłości. Niektóre piosenki nawet wyłączyłam ze swojego repertuaru, bo... czy to jest nadal moje? Czy dzisiaj bym tak napisała? No niekoniecznie. Nie wszystkie piosenki mogą przetrwać próbę czasu, nie potrafiłabym być w tym prawdziwa. Muzykę można przerabiać, bo aranżacja jest trochę jak ubranie, więc można ją trochę wystylizować, ubrać w nowe, ale tekst zostaje i albo przetrwa próbę czasu, albo nie. Zobaczymy, czy za 10 lat piosenki z płyty "Dobrostan" to będą takie refleksje, z którymi nadal mogę się utożsamiać.

Wracanie do swoich starych rzeczy, to jest, mam wrażenie, czasem przekleństwo. Czasem, jak znajdę swój tekst sprzed iluś tam lat, to sobie myślę: "Dlaczego?!" (śmiech).

- Tak (śmiech). Ale to się też traktuje trochę jak pamiętnik. Po prostu musimy spojrzeć na siebie łagodnym okiem, bo wtedy to było 100 proc. od nas.

Płynnie przeszłyśmy do kolejnego pytania, bo chciałam porozmawiać o piosence "Pani Perfect". To jest chyba największy problem naszych czasów, że chcemy robić wszystko perfekcyjnie i biegniemy nie do końca wiadomo po co, zamiast sobie po prostu odpuścić.

- To prawda. Zależy jeszcze, jaką kto ma naturę, bo znam naprawdę wielu nieperfekcjonistów, którzy mają bardzo luźny stosunek do wszystkiego (śmiech). Ja niestety, jak się za coś zabieram, to idę na całego. To dotyczy wielu dziedzin mojego życia, dlatego też często mam poczucie przytłoczenia i zagubienia, bo chciałabym, żeby w każdej szufladzie było tak, jak ma być. Chcę być wspaniałą matką i być dokładnie przygotowana na nowy rok szkolny, żeby moja córka wszystko miała idealnie. Mam dom, w którym mieszka dużo ludzi, bo z powrotem mieszkają ze mną starsze dzieci, które są już dorosłe, każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia, a ja staram się mieć nad tym wszystkim kontrolę. Jestem też estetką, lubię otaczać się pięknem, a nie lubię chaosu i bałaganu - coś może być nawet przykurzone, ale musi być ładnie poukładane (śmiech). Czasem trudno mi z tym żyć, bo w domu, gdzie są dwa koty, dwa psy i mieszka siedem osób, to... dzieje się, tak powiem. Ale też dom jest dla nas, a nie my dla domu, więc musi być balans w tym wszystkim.

Kolejna rzecz to to, czego dostarcza nam internet. Jesteśmy zasypywani tym, jak powinno być, i to nas wprowadza w kolejne kompleksy. "Boże, nie piję soku Detoks, więc co z moimi jelitami?!". Dlatego trochę się śmieję w tej piosence, ona jest autoironiczna, bo lubię mieć to poczucie kontroli, ale "Nowy tydzień, nowa ja" udaje się tak do środy, a potem to już różnie bywa (śmiech). Nie może być tak, że nas to ogranicza i przytłacza, a my jesteśmy naburmuszeni, bo nie jest tak, jak byśmy tego oczekiwali. Sztuka życia to naprawdę nie jest łatwa sprawa. Cały czas weryfikujemy się w oczach innych osób i w swoich oczekiwaniach. Jestem na drodze do tego, żeby sobie z tym radzić, ale to nie jest łatwe. W dzisiejszych czasach, kiedy jest tak dużo informacji i presji, naprawdę można zwariować.

Swoją drogą, refren tej piosenki nie chce mi wyjść z głowy. Tam jest taki fajny riff.

- Tak, ona jest taka najbardziej rockowa, bardzo "live’owa". Myślę, że fajnie będzie się ją grało na koncertach.

A wracając do całego albumu, mimo tytułu "Dobrostan" jest tam, tak jak mówiłyśmy, dużo tych trudnych tematów. To jest też chęć pokazania tego, że droga do dobrostanu, to nie są tylko te dobre chwile?

- To jest tak, jak na terapii - żeby mogło być dobrze, trzeba czasami podłubać w ciemniejszych zakamarkach swojej historii. Nigdy w życiu nie jest lukrowo. Dla mnie dobrostan jest czymś mądrzejszym niż poczucie przyjemności. To taki rodzaj dojrzałego szczęścia i żeby ono było dojrzałe, to muszą zdarzyć się rzeczy trudne, a my musimy przejść przez nie mocniejsi.

"Jenga" jest o tym, jak wszystko jest niezwykle kruche, jak łatwo coś stracić i jak ważny jest każdy nasz ruch i każde słowo. To nie jest tak, że możemy zrobić sobie najgorsze rzeczy, a potem czary-mary i już tego nie ma. To jest cały czas konstruowanie, dokładanie, odejmowanie, po to, żeby złapać właściwy balans. Ta piosenka jest dla mnie jedną z najukochańszych na płycie, jest bardzo intymna, bo opowiada o relacji po przejściach ale ma też w sobie nadzieję.

Ale odpowiadając na twoje pytanie, to rzeczywiście na drodze do dobrostanu potrzebne są - zacytuję siebie z piosenki "Decymy" - "szare dni, potrzebne niechciane łzy, jak noc, która po to jest, by słońce mogło wschodzić". To są prawdy, które wyśpiewywałam już wielokrotnie i myślę, że wielu osobom są bliskie.

Wydanie którejś z kolei płyty cały czas wywołuje ekscytację, jak na początku, czy po latach to jest raczej: "Zrobiłam swoje, teraz niech się dzieje"?

- Jest na pewno trochę inaczej, nie będę oszukiwała. Czuję się o tyle w lepszej, dojrzalszej pozycji, że nie mam już poczucia, że muszę tą płytą cokolwiek udowadniać, tak jak przy pierwszych albumach - że umiem śpiewać, mam coś do powiedzenia i że nie jestem w tym miejscu przypadkiem.

Teraz to jest moja czternasta solowa płyta i przede wszystkim czuję radość, że udało mi się domknąć pewne myśli, koncept artystyczny, muzyczny, tekstowy i wizualny w całość. To jest wielka satysfakcja. Jestem typem osoby, która jest bardzo czynna życiowo i - nie boję się tego słowa - pracowita. Lubię w sobie tę sprawczość, że domykam projekty, chcę, żeby zobaczyły światło dzienne i zabieram się za kolejne. Lubię ten stan, że powiedziałam "a", potem "b", a nawet "z", bo ta płyta już jest. To jest na pewno pewien rodzaj ekscytacji. Jak "Dobrostan" przyszedł do mnie już fizycznie, to po prostu skakałam jak dziecko, więc mam cały czas tę radość.

Swoje życie odmierzam artystycznymi wydarzeniami, za którymi są piosenki, potem koncerty, cała strona wizualna i każda kolejna płyta jest nowym rozdaniem i otwarciem nowego świata. Tych światów było już kilkanaście i każdy był niezwykle ważny i ekscytujący. Teraz czuję więcej wolności w robieniu muzyki i jest ten moment radości i małej tremy, że to kolejne muzyczne dziecko już jest na świecie.

Chciałam jeszcze spytać właśnie o dzieci, bo twoje dzieci idą w ślady rodziców. Znasz tę branżę od lat i wiesz, że ona jest trudna, więc czy to dla ciebie jest, nazwijmy to, w porządku?

- To jest jedyny świat, który tak naprawdę znam, chociaż nie wiem, czy do końca rozumiem. Nie wiem, czy się z tą branżą utożsamiam, bo staram się być zawsze niezależna w tym, co robię. Oczywiście widzę, na czym to polega i jak działa, ale staram się być szczera i nie do końca umiem grać w tę grę. Mam doświadczenie i przemyślenia, ale nie jestem jakimś graczem w tym show-biznesie, bo nie umiem kalkulować. Myślę, że gdybym była taką bizneswoman, to już bym dawno zrezygnowała. Ja po prostu żyję muzyką, więc też trudno jest mi odradzać dzieciom, jeżeli wiem, że one to kochają, że są podekscytowane poznawaniem nowych ludzi i muzykowaniem z nimi w różnych składach. Mam też wiele muzycznych przyjaźni i wartościowych ludzi w tym środowisku.

Mój syn jest bardzo aktywnym muzykiem, gra w kilku formacjach i to bardzo różnych - i w popowym składzie, jak Zalia, i bardziej alternatywnym i niszowym, jak Franek Warzywa. On jest tzw. "wykształciuchem", oczywiście mówię to tak trochę przekornie, a z drugiej strony kocha w muzyce łączenie się z naturszczykami, którzy mają super przelot i osobowość. Dla mnie to jest olbrzymia wartość, że muzyka go bawi.

Z kolei moja córka przez chwilę studiowała musical, ale jak zobaczyła, że to jest w zasadzie produkcja antyosobowości, trybików w mechanizmie, to uciekła. Po roku zobaczyła, że to nie daje jej żadnej wolności, że będzie tylko fantastycznym odtwórcą, i okazało się, że dla niej taki nacisk na skill stał się za ciasny. Bardzo szybko się rozwijała, byłam pod bardzo dużym wrażeniem, ale musiałam to zrozumieć, bo widziałam, że to jest świadoma decyzja.

Niedawno wróciłam z Londynu, gdzie jest bardzo dużo ludzi, wydarzeń, zaobserwowałam ten pęd i to, jak wszyscy jesteśmy w systemie i co dzieje się z ludźmi, którzy z niego wypadli. To było bardzo gorzkie doświadczenie i pomyśleliśmy sobie wtedy z Michałem, jakie to cudowne, że mamy gdzie uciec, mamy ten świat muzyki, która jest dla nas największą odskocznią.

To jest też chyba fajne, móc dzielić pasję z rodziną.

- To jest super. Chociaż nie wiem, dlaczego czasami wszyscy po prostu odlatują, a ja cały czas staram się ogarnąć ten bajzel (śmiech).

Jeszcze na koniec filozoficznie - gdybyś wiedziała, że słucha cię cały świat, co byś powiedziała?

- Nie wiem, czy ograniczyłabym się do jednego zdania, nie umiem radzić. Staram się mówić muzyką, więc to, co jest mi najbliższe, napisałam na płycie "Dobrostan". Tak że chętnie dałabym posłuchać tej płyty. A muzyki nie trzeba opowiadać.

materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas