Kasia Lins kontynuuje kryminalną historię. "Obawiałam się, że zabraknie mi paliwa" [WYWIAD]
Kasia Lins to artystka szczera, wnikliwa i stale natchniona. Zeszłorocznym albumem "OMEN" wyraźnie przypieczętowała swój wyrazisty styl, a teraz, po wydaniu utworów "Trucizna" i "Ranię", tworzy kolejną historię w znanym już świecie kryminalnych zagadek. Jej twórczość lubi się z nowymi środkami wyrazu - śmiele korzysta ze zminimalizowanej warstwy instrumentalnej, a niekiedy nawet wokalnej powściągliwości. W rozmowie z Interia Muzyka Kasia Lins zdradziła, czego możemy się od niej spodziewać w nadchodzącym czasie, jak współpracuje z kampem i czy często łamie dane słowo.
Bartłomiej Warowny, Interia Muzyka: Wersja deluxe albumu "Omen" wychodzi już 15 listopada. Jak się z tym czujesz?
Kasia Lins: Bardzo dobrze. Długo pracowałam nad rozszerzoną wersją albumu, może nawet tak długo, jak nad standardowym wydaniem. Zapominam, że to tylko, albo i aż cztery piosenki, bo o reedycji myślę jak o zupełnie nowym wydawnictwie. Emocjonalnie kosztowało mnie to dużo więcej, pojawił się rodzaj przeciążenia, które spadło dopiero w momencie wypuszczenia "Trucizny".
Za oknem jesień, czyli pora, która idealnie pasuje do "Omenowych" historii. Wstrzeliłaś się idealnie.
W moich głośnikach muzyka raczej nie podąża za porami roku. Może grać w zupełnej kontrze lub w konsonansie, rytm nadaje raczej moje samopoczucie niż otaczająca aura. Moja muzyka z kolei też aspiruje do tego, aby być raczej ścieżką dźwiękową naszych stanów, niż trendowym rozweselaczem. Ton piosenek z wersji deluxe jest bliski "OMENOWI" i silnie współgra z jego historiami, dlatego po raz pierwszy zdecydowałam się przedłużyć żywot albumu, paradoksalnie, bo mówimy przecież o płycie z wątkiem kryminalnej zagadki.
Kolejny, a zarazem znany już etap rozpoczyna "Trucizna". Dlaczego właśnie to ją chciałaś pokazać najpierw?
"Trucizna" jest inna niż wszystko, co znajduje się na "OMENIE". Pomyślałam, że będzie elektrowstrząsem, czymś, co jest w stanie zaskoczyć słuchaczy. Element świeżości w utworach jest dla mnie szalenie istotny, a w przypadku tej piosenki ciężko nie zwrócić uwagi na nowe brzmienie. "Trucizna" miała dziesiątki wersji, przechodziła przez różne aranże, teksty, brzmienia, melodie, to była wiwisekcja, która doprowadziła ją do obecnego stanu.
Jest tak trochę, jakbyś kogoś podglądała. Przewrotnie słyszę w "Truciźnie" spokój i wydaje się, jakbyś patrzyła na ten obrazek z boku.
To nie znaczy, że emocje z "Trucizny" mnie nie dotyczą. Spokój, o którym mówisz, wiąże się z dystansem i czasem, który musiał upłynąć, żeby móc bardziej na chłodno podejść do napisania piosenki. Mijający czas jest tym, co studzi i pozwala opowiadać z nostalgią zamiast gorączką.
Czyli samoświadomość. Mówi się, że rozwinięcie "frontal lobe", czyli płata czołowego, mniej więcej w okresie dwudziestego piątego roku życia wpływa na wewnętrzny spokój i większe opanowanie emocji. Odczułaś to w sobie?
Tak. Czy to oznacza, że mój rozwój biologiczny jest w porządku?
Na to wygląda!
Faktem jest, że z czasem stajemy się bardziej stabilni emocjonalnie i tak właśnie powinno być. To świadczy o zdrowiu i cieszę się, że ta reguła mnie nie ominęła. Po trzydziestce doświadczyłam uspokojenia emocji, zyskałam umiejętność gaszenia w sobie ognia, zanim on naprawdę wybuchnie. To było konieczne, choć jednocześnie obawiałam się, że zabraknie mi paliwa, bo przecież to właśnie emocje były tym, czym się karmiłam. Teraz wiem, że spokojniejsza głowa ma nawet lepszą wyporność i zdolność do formowania.
Zobacz również:
- Marcelina: "Jak już wracać, to tylko w dobrym stylu" [WYWIAD]
- Natalia Szroeder o albumie "REM": "Nie piszę po łebkach. Piszę, jak jest" [WYWIAD]
- Michał "DIMoN" Jastrzębski o płycie "Doskonale": Potrzebuję dużo czasu, by móc ją rzetelnie ocenić [WYWIAD]
- Natalia Przybysz: "Te piosenki są jak zaklęcia, które nadal mają siłę" [WYWIAD]
Starałaś się tłumić emocje, nagrywając nowe utwory? Czy może wylałaś z siebie wszystko tak, jak leci?
Zazwyczaj wylewam. Nie fantazjuję o świecie, który mnie nie dotyczy. Historie ze mnie wypływają, co nie znaczy, że jest we mnie potrzeba opowiadania o swoich prywatnych doświadczeniach. Nie "terapeutyzuję" się pisaniem i nie zapraszam nikogo do mojej prywatnej rzeczywistości. Dzielę się raczej zapiskami emocji, które towarzyszyły mi w momentach ważnych, ale też zupełnie prozaicznych. Przetwarzam, modyfikuję, wyolbrzymiam i minimalizuję.
A gdy już ten zapisek istnieje w formie muzycznej, wiesz od razu, którym numerem podzielisz się najpierw? Czy może zostawiasz tę decyzję wytwórni i innym doradcom?
Wybór singla nie jest dla mnie aż tak ważny. Ważne jest robienie muzyki, etap, w którym piosenki powstają i się szlifują. To wtedy muszę być pewna tego, co robię. Wybieranie reprezentacji albumu to zadanie mało seksowne, chyba że na drodze do jej wskazania stanie pomysł na teledysk. Wtedy walczę jak lwica.
Wizualizacja do utworu robi wrażenie - jest delikatna, a zarazem drapieżna. Nazwałabyś siebie ćmą, która z łuku strzela do innych, czy może jesteś ćmą czekającą na pocisk?
Do końca nigdy nie zdradzę czy jestem protagonistką, czy antagonistką poszczególnych historii, bo chciałabym zachować tę część dla siebie. Ale mogę przyznać, że bywa różnie - raz działam trochę przeciwko sobie i naruszam własną łamliwość, decydując się na zmierzenie z tematami czy emocjami, które nie należą do tych najmniejszego kalibru. Innym razem jestem czołgiem, a z konsekwencjami mierze się później.
Czasem, gdy coś jest dla mnie niewiarygodnie męczące, gdy piosenka jest amorficzna, praca nad nią ciągnie się i nic nie wskazuje na to, że praca ta kiedykolwiek się skończy - taki wypracowany efekt wiąże się z ulgą. Mówię sobie: "Tak! Mam to! Nie chcę z tym więcej walczyć". Przy okazji "Trucizny" tak właśnie było.
"Trucizna" posiedziała trochę w piekarni, ale finalnie się upiekła. A co z pozostałymi utworami? Jaką Kasię zobaczymy?
Kontynuuję tę nie do końca poważną historię, bo zabójcze opowieści nie pozostawiły mi wyboru. Kolejny singiel "Ranię" to powrót sznytu z teledysków "OMENU", to właśnie ten rodzaj humoru, który pomógł mi odciążyć treści. Chociaż kolejną piosenką, która ukaże się wraz z całym wydawnictwem, wracam już do swoich muzycznych korzeni.
Okładka "Trucizny", na przekór "Omenowi", flirtuje ze światłem. Czujesz w nowym materiale odrobinę jasności?
Czuję, że "OMEN" paradoksalnie też miał w sobie dużo światła, chociaż moje postrzeganie rzeczywistości może być lekko skrzywione. Jeśli "leitmotivem" płyty jest zabójstwo i pochodne, to potrzebna jest kontra. I ja na tę kontrę stawiam akcent. Przerysowaniem, karykaturą, zniekształceniem. To nie ucieczka od tego, co chciałam powiedzieć w piosence, to zabawa formą, której też potrzebuję, zwłaszcza na etapie ubierania piosenek w teledyski czy okładki.
Jesteś niesamowicie kampowa. Niektórzy zarzucają temu zjawisku patetyczność, choć jest to stylistyka, która uwielbia wszystko, co przesadne - to miłość do rzeczy będących takimi, jakimi nie są.
Kamp nie jest patetyczny. Jest raczej zamierzoną sztucznością i ironią. Rezonuję z odciążaniem treści poprzez kiczowatą w zamierzeniu formę, co rzeczywiście często praktykuję. Lubię z tego korzystać, bo mnie pobudza. Mam inklinację do tego, żeby pisać ciężko, więc to moja przeciwwaga, a niekiedy nawet ratunek.
Kto ostatnio wpadł ci w ucho?
Fontaines D.C. Nic oryginalnego nie powiedziałam, bo ostatnią płytą wpisali się już chyba w główny nurt, jeśli mierzyć go popularnością, ale mimo bardzo silnych konotacji z początkami brit popu i zespołów, które rodziły się w tamtym czasie, to jest w nich coś świeżego, a raczej coś, co się gdzieś na przestrzeni lat ulotniło. Bezpretensjonalność, lekkość i zabawa.
Po przesłuchaniu "Trucizny" zastanawiam się, czy często łamiesz dane słowo?
Nie wiem, czy częstotliwość łamania słowa jest u mnie wyższa niż przeciętna, ale to raczej drobne, niewinne przestępstwa. Na pewno zdarzały mi się poważniejsze moralne wykroczenia, jednak to pozwolę sobie zachować dla siebie. W tej piosence istotniejsze jest jednak to, że taki pakt zawieram czasem sama ze sobą, czyli z diabłem, a moja osobnicza słabość nie pozwala mi go czasem nie zerwać.
W procesie twórczym idziesz za "złotą myślą" czy może to ty sama szukasz inspiracji?
Wymieniam się z inspiracjami - raz to one są bardziej pracowite, raz ja. Czasem same przychodzą, bo chcą mnie odciążyć. Wsłuchiwanie się w otoczenie, obserwowanie, relacja z kulturą masową i niemasową - to jest mój pokarm. Tak pożytkuję swój czas.
Dalej na pewno poszły utwory, które zagrasz na zbliżających się koncertach. Jak się czujesz z powrotem na scenę?
Lubię scenę. Zagraliśmy letnie festiwale, teraz wracamy do domu, czyli do klubów. Ekscytację czuję dopiero od momentu wejścia na scenę, wcześniej to raczej adrenalina, nie zawsze przyjemna. Koncert wynagradza wszystko, co go poprzedza. Najbliższe zagramy w Warszawie, Tarnowie i Gdańsku.
Co byś powiedziała trzynastoletniej sobie?
Chyba wciąż z jakimś rodzajem naiwności kazałabym sobie pracować i rozwijać swoją pasję. Słuchać i być ciekawą świata. Dzisiejsze realia bardzo często mają takie wartości za nic, jednak ufam, że z wiatrem jest nieciekawie.