Joanna Jędrzejczyk: Wychowałam się na kawałkach Sokoła [WYWIAD]

Marcin Misztalski

"Ludzie wiedzą, że jestem dobra w sporcie, że potrafię się bić, ale chcę, by dowiedzieli się również, jakiej słucham muzyki i którego wykonawcy płyty mam na półkach" - mówi nam Joanna Jędrzejczyk. I przy okazji opowiada o swoich muzycznych upodobaniach.

Joanna Jędrzejczyk opowiada o muzyce, która ją motywuje
Joanna Jędrzejczyk opowiada o muzyce, która ją motywujeJerzy Dudek/Dzień Dobry TVNEast News

Marcin Misztalski: Pamiętasz pierwsze plakaty z muzykami, które wisiały w twoim pokoju?

Joanna Jędrzejczyk: - Z tego, co pamiętam, to plakatów na ścianie nie wieszałam, ale chodziłam za to w koszulce ze zdjęciem Kelly Family. Słuchałam trochę Backstreet Boys, N Sync, Britney Spears, Tic Tac Toe, Arki Noego. Oglądałam "Szansę na sukces". Chłonęłam różne rzeczy. O, teraz mi się przypomniało, że kiedyś w Olsztynie, na jednym z parkingów przy supermarkecie, wystąpił zespół Just 5 (śmiech). To był fajny koncert.

Na twoich playlistach chyba do dziś przewija się muzyka Justina Timberlake'a.

- Zawsze, gdy słyszę jego utwory, to nóżka zaczyna mi skakać. Mam z jego twórczością same dobre wspomnienia. To był w ogóle jeden z pierwszych muzyków, którego od zawsze chciałam poznać i po wielu latach mi się to udało. Spotkaliśmy się w 2016 roku na jubileuszowej gali UFC w Las Vegas, na której byliśmy gośćmi. Osoby z UFC wiedziały, że jestem jego ogromną fanką, więc pomogli zorganizować spotkanie na backstage'u. Odbyliśmy kurtuazyjną rozmowę... No dobra, powiedział mi coś więcej, ale zostawię to już dla siebie (śmiech).

Niech ci będzie. W czasach szkolnych utożsamiałaś się z jakąś subkulturą?

- Nie wiem... Chyba najbliżej było mi do hiphopowej. Próbowałam też śmigać trochę na deskorolce i grać w piłkę nożną, bo sport zawsze był bliski mojemu sercu. U mnie nigdy nie było podziału na sporty dla dziewczyn i dla chłopaków - dlatego też odnajdywałam się w różnych dyscyplinach.

Na hip-hop trafiłaś dzięki deskorolce?

- Nie, nie. Ta muzyka mi po prostu, w którymś momencie życia podpasowała. Nigdy nie zapomnę, jak przegrywałam płyty od starszych kolegów z kawałkami Pezeta, WWO czy Paktofoniki. Tata mi je później zabierał i wyrzucał do kosza, bo twierdził, że w tych piosenkach jest za dużo przekleństw. Odpowiadałam mu: "I tak sobie załatwię kolejne nagrania" (śmiech). Od zawsze byłam też fanką DMX-a, którego miałam okazję kiedyś poznać, i Tupaca. Literatura Tupaca w ogóle bardzo mnie porwała. Mam w domu chyba z pięć jego pozycji książkowych. Na pewno wrócę do "Róży, która wyrosła na betonie". Moje siostry są zupełnie inne niż ja, do dzisiaj nie rozumieją, jak można słuchać hip-hopu.

A ty nie dość, że rozumiesz, to jeszcze występujesz w rapowych klipach. Zaczęło się chyba od "Przejmij ster w swoje dłonie" u Reny.

- Nie lubię tych wszystkich stereotypów typu "rap jest tylko dla facetów, boks jest tylko dla facetów i tak dalej". Hip-hop nie jest muzyką dla mężczyzn, tylko został przez nich zdominowany. Między innymi właśnie dlatego postanowiłam wesprzeć Renę, która okazała się bardzo charakterną babką. Wiele razy wychodziłam na ring przy tym utworze. Pamiętam galę w Kanadzie, gdzie przed walką cały czas słuchałam "Rutyny" Kękę i innych jego numerów, które motywowały mnie do działania i dodawały sił. Słuchałam go również wtedy, kiedy na treningach leciałam już na oparach. Mam w domu jego CD-ki, ale i innych polskich wykonawców - Dawida Podsiadły czy Igo. Lubię kupować kompakty i winyle. Wiele osób może się teraz zdziwi, ale do dziś moją ulubioną wokalistką, z której płytami biegam na słuchawkach, jest Adele - jej nostalgiczna twórczość mega mnie nakręca.

Twórczość Actiona Bronsona też cię nakręcała?

- W Polsce MMA jest odbierane w taki, a nie inny sposób - patrzy się na nas wciąż z dystansem, choć to też na szczęście powoli się zmienia. W Stanach na galach poznaję ludzi pokroju Mela Gibsona czy Donalda Trumpa, co pokazuje, z jakim rozmachem jest to organizowane i jak zawodnicy UFC są odbierani przez amerykańskie społeczeństwo. Jesteśmy tam darzeni ogromnym szacunkiem, a rozmawiający z nami fani są bardzo wyedukowani na temat sportów walki. To nie jest tak, że robią sobie z nami zdjęcia, bo znają nas z kolorowej prasy - to oczywiście też się zdarza, ale większość podchodzących do nas osób, zdaje sobie sprawę z tego, ile pracy trzeba włożyć, by znaleźć się na szczycie. Wracając do twojego pytania. Przyznaję, że nigdy nie słuchałam muzyki Actiona, ale poszłam do jego programu, bo UFC przed każdą walką organizuje tour po różnych mediach. UFC nie jest zaszufladkowane i nie ogranicza się tylko do fanów sportu. Dbają o to, by zawodników poznali też ludzie, którzy ze sportami walki nie mają za dużo wspólnego. Ostatnio spotkaliśmy się z Bronsonem na gali i chwilę powspominaliśmy tamten program.

Uważasz, że polskie MMA jest dziś w mainstreamie?

- Nie jestem pionierką tego sportu w naszym kraju, ale uważam, że miałam duży wkład w to, by go do mainstreamu wprowadzić. Od dawna zależało mi na tym, by zawodnicy MMA nie byli pokazywani tylko na kanałach sportowych, ale i w programach ogólnodostępnych. Zobacz, nawet nasza dzisiejsza rozmowa... ludzie wiedzą, że jestem dobra w sporcie, że potrafię się bić, ale chcę, by dowiedzieli się również, jakiej słucham muzyki i którego wykonawcy płyty mam na półkach.

Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?

- Ponieważ chcę pokazać światu, że za tym brutalnym sportem stoją normalni ludzie, którzy mają swoje pasje i zainteresowania pozasportowe. Często byłam brana za jakiegoś "babochłopa", chuligankę i laskę, która potrafi tylko wejść do oktagonu i się naparzać.

Długo spotykałaś się z takimi stereotypami?

- Do tej pory jestem różnie odbierana. Ale w porównaniu z tym, z czym spotykałam się jeszcze kilka lat temu, to naprawdę nastąpiła ogromna zmiana, jest coraz lepiej. W przyszłości chcę być menedżerem, więc uczę młodszych odpowiedniego podejścia. Mówię im, jak to wszystko powinno wyglądać, by miało ręce i nogi. Wracając jeszcze do tematu, o którym gadaliśmy wcześniej - przez wiele lat trenowałam w American Top Team na Florydzie, do którego przyjeżdżała np. drużyna z NBA - Miami Heat. Ci koszykarze traktowali nas na równi, nie patrzyli na nas z góry i nie mówili czegoś w stylu: "Nie mam z tobą, o czym gadać, bo trenujesz MMA".

Na ciebie ktoś jeszcze patrzy z góry?

- Nie, nie... chociaż wiesz co, ostatnio byłam na evencie charytatywnym dla dzieci w Suwałkach i podszedł do mnie jakiś pan, który był kiedyś zapaśnikiem. W pewnym momencie zaczął podważać MMA i mówił, że to nie jest sport. Ewidentnie nie potrafi się pogodzić z tym, że czasy się zmieniają i pojawiają się nowe sporty, samochody czy telefony komórkowe, których nie było 20 lat temu.

Takie podważanie MMA bardziej cię bawi czy smuci?

- Oczywiście, że bawi, bo znam swoją wartość. Wiesz, Lady Gaga i Madonna repostowały na stories moje walki, więc czym ja mam się przejmować? (śmiech).

Myślisz, że Madonna o tobie wspomina, bo jest fanką UFC czy dlatego, że to medialna zagrywka z jej strony?

- Ona pokazuje tym, że jest fanką i że jej się to podoba. Te odruchy są szczere i autentyczne. Mark Wahlberg, którego poznałam, jest do tego stopnia fanem MMA, że zaczął już nawet inwestować w UFC. Naprawdę się tym jara, nie robi tego na pokaz. Chris Hemsworth też jest miłośnikiem walk, swoją drogą czasami piszemy na Instagramie. Więc nie powiedziałabym, że to medialne zagrywki.

Dlaczego powiedziałaś kiedyś, że Lady Gaga dała ci kopa do działania?

- Powiedziałam to kilka lat temu po jej kameralnym występie, który miałam zaszczyt oglądać. Wiesz, to nie jest laska, która ma figurę modelki i nadrabia braki warsztatowe wdziękiem i urodą - chociaż moim zdaniem ona na swój sposób jest bardzo piękna. Zaimponowała mi przede wszystkim tym, że wciąż trzyma z ludźmi, z którymi zaczynała, którzy byli przy niej, zanim była jeszcze znana. Imponuje mi wrażliwością - pamiętam, że podczas koncertu dziewczyna rzuciła jej misia z listem, w którym pisała o swojej depresji. Później zaprosiła ją na scenę i wspólnie zaśpiewały jedną z piosenek.

Z tego, co czytałem, to ty zaimponowałaś wielu osobom twoją kooperacją z Prosto, do której doszło kilka lat temu.

- Wychowałam się na kawałkach Sokoła i WWO, więc współpraca z nim była swego rodzaju spełnieniem marzeń. Wojtek zaimponował mi swoją inteligencją, oddaniem i podejściem do biznesu. To w ogóle koleś, który jest tak zakochany w muzie jak Dana White (prezes UFC - przyp. red.) w walkach. Stworzyliśmy wtedy fajne, bardzo pomysłowe logo. Bardzo żałuję, że nie mogę, póki co, kontynuować współpracy z Prosto, bo jestem związana z Pumą.

Kto cię nauczył biznesu?

- Rodzice, którzy przez wiele lat prowadzili sklep. Bardzo chciałam przebywać w sklepie jak najczęściej i mieć kontakt z klientami. Rodzice wyganiali mnie do nauki, a ja nawet przebierałam się za mikołaja i rozdawałam prezenty, tylko by tam być. Kiedyś sprzedawałam jagody na ulicy - nikt mnie do tego nie zmuszał, sama chciałam zarobić, by być w jakimś stopniu niezależna i mieć na swoje wydatki. Tata kiedyś się śmiał i powtarzał, że skończę w więzieniu (śmiech), bo od małego kupowałam jakieś rzeczy i sprzedawałam je drożej - telefony komórkowe, aparaty, laptopy. Gdy miałam kilkanaście lat, to ludzie już pukali do drzwi naszej chaty, bo chcieli coś kupić. Potrafiłam wyczuć, na co mieli zapotrzebowanie. Można więc powiedzieć, że od zawsze miałam smykałkę do interesu.

W UFC mieliście doradców od zarządzania pieniędzmi?

- Niestety nie. Zawodnicy powinni sobie uświadomić, że dziś są w sporcie, a jutro może ich już nie być. Wiadomo, że jeśli chce się dojść na sam szczyt i zarobić pieniądze, to należy mieć też sporo szczęścia i rozwagi, a niektórzy żyją tak, jakby jutra miało nie być. Zapominają o tym, że jutro mogą doznać poważnej kontuzji, która wykluczy ich ze sportu na zawsze. I co później? Byłam w tym na sto procent, ale inwestowałam też w siebie, w rozwój, w naukę. Walczyłam przez 19 lat, a przez 12 lat nie zarobiłam ani złotówki, tylko do tego dokładałam. Miałam taki moment, kiedy powiedziałam sobie - dobra, dość, nie udało się, pójdę do jakiejś innej pracy. Ale jednak ostatecznie się nie poddałam. Ciągle czułam, że to misja, którą muszę spełnić.

Czasem się złoszczę, gdy ludzie widzą i komentują mój nowy samochód czy zegarek, ale ja się pytam - dlaczego nie komentowali wtedy, kiedy pożyczałam furę od siostry i jeździłam nią na treningi? Oczywiście zawsze oddawałam jej to auto spóźniona, ale to już inna sprawa (śmiech). Gdyby nie moi bliscy, od których bardzo często pożyczałam pieniądze - bo wyjazd na zawody kosztował mnie 8 tysięcy złotych, a nagrodą był przysłowiowy uścisk dłoni prezesa - to nie byłoby żadnego UFC, żadnych sukcesów. Przyznaję, że kilka razy chciałam już zrezygnować, bo było naprawdę trudno, ale nie zrobiłam tego. Jeśli dziś ludzie mnie pytają: ile? To odpowiadam, że każdy kolejny dzień. A jeśli kolejny dzień nie przynosi efektu, którego się spodziewasz, to daj sobie jeszcze następny. Rób to do momentu, aż czerpiesz z tego radość. Dlaczego masz zrezygnować z siebie i z własnych marzeń? Warto się starać.

Jakie jest dziś twoje motto życiowe?

- Przez ciernie do gwiazd. Od wielu lat powtarzam dzieciakom na całym świecie, że nieważna jest płeć, kolor skóry, orientacja, pochodzenie czy religia, bo każdy ma prawo być tym, kim chce. Naprawdę można realizować swoje marzenia. Wiem to, bo znam ludzi, którzy je spełnili. Im tego nikt nie dał, nie załatwił, sami na wszystko zapracowali.

Często słyszałaś od ludzi, że nie dasz rady?

- Tak, ale to mnie bardziej motywowało, niż zniechęcało.

Od bliskich też to słyszałaś?

- Straciłam wielu bliskich, bo nie mogli pojąć tego, co robię i po co to robię.

Jak dziś reagują na ciebie znajomi z lat szkolnych?

To są miłe i serdeczne spotkania. Często powtarzają, że miałam w sobie dużo energii i chciałam robić w życiu coś więcej.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas