Doda: Umierałam od środka [WYWIAD]

Doda opowiedziała Interii o najnowszej płycie /Klaudia Piekarska /.

Rok 2022 należy do Dody. Wielki powrót do telewizji, a także nowy album "Aquaria" to nowy początek w jej karierze. Świętująca sceniczne 20-lecie wokalistka opowiada o tym, co działo się z nią w ostatnich latach, jak powstawał jej premierowy materiał, a także o udziale w reality-show, który podbił Polskę.

Mateusz Kamiński, Interia.pl: Na początku gratulacje. "Melodia ta" otrzymała Złotą Płytę.

Doda: - Dziękuję, ale wiesz, to nie jest tylko mój sukces. Włożyłam serce jeśli chodzi o warstwę liryczną i zaśpiewałam. To dzieło całej mojej ekipy produkcyjnej. Bardzo pomogły też radiostacje i fajnie, że piosenka im się spodobała. Sukcesem jest to, że "Melodia ta" trafiła w gusta każdej radiostacji.

Ludzie, którzy na co dzień nie słuchają współczesnego popu bawią się do "Melodii". Sam byłem zaskoczony, że osoby z innego muzycznego światka doceniają tak mocno tę piosenkę.

Reklama

- Cała moja płyta jest bardzo taneczna, ale niekoniecznie dla ludzi, którzy gustują w muzyce dance, bo przecież ja się z niej nie wywodzę. Przez całe życie najbardziej lubiłam muzykę rockową. Więc stworzenie przez taką osobę jak ja muzyki tanecznej, która przebije się do mojego serca więc i do osoby, która gustuje w zupełnie innej muzie... No to jest chyba ten sukces. Dlatego, że im się to spodobało.

Jak sama mówisz wywodzisz się z rockowej muzyki. Dlaczego powędrowałaś w te bardziej taneczne strony?

- Ach, to jest bardzo długa historia. W ogóle cała moja płyta to jest puenta mojej dwuletniej tragedii życiowej. Po moim ostatnim, nieudanym toksycznym małżeństwie i różnych historiach, które były w związku z tym, miałam naprawdę ciężki okres w swoim życiu, łącznie z myślami samobójczymi, depresją. Było bardzo ciężko, a nikt o tym nie wiedział i w ostatniej chwili, prawie na kolanach poprosiłam o pomoc. Przestałam śpiewać, bo nie mogłam - nie byłam w stanie. Umierałam od środka. W ostatniej chwili udało mi się wstać z tych kolan - upragniony rozwód, miesiące terapii i leczenia w tajemnicy, ze sztucznie przyklejonym uśmiechem na Instagramie. Teraz już jestem długo, długo po tym i na szczęście z wielkim sukcesem. Z tym większą przyjemnością mówię o tym otwarcie i się tego nie wstydzę, bo chcę też przełamać głupie tabu w społeczeństwie, dać siłę ludziom którzy mają podobne problemy - dzieciom czy młodzieży. A wiem, że dużo ludzi, zwłaszcza młodych, boryka się z atakami lękowymi i depresją.

Ja się tego nie wstydzę i mówię o tym głośno. Mój program "Doda. 12 kroków do miłości" też przełamuje to stereotypowe myślenie wyśmiewania terapii czy sądzenia, że jest ona niepotrzebna. Dlatego przy każdej piosence, która jest na tej płycie, jak odbiorcy będą słuchać tych smutnych, gorzkich słów, które opisują całą tę moją historię, to chcę, żeby obudziła się w nich refleksja walki o siebie i umiejętność poproszenia o pomoc. Być może dzięki temu im nie będzie dane przeżywać tego, co ja przeżyłam.

Jak już wyszłam z tego mroku, to pomyślałam sobie, że chcę te problemy po prostu wytańczyć. Byłam tak poraniona, że ja nie byłam w stanie w ogóle słuchać muzyki. Ja nie śpiewałam przez rok, nie umiałam śpiewać, w ogóle nie umiałam wydusić z siebie dźwięku. Jak słyszałam riffy gitarowe czy ostrą perkusję, to mi głowa eksplodowała. Byłam w stanie słuchać tylko i wyłącznie takiej muzyki, do której mogę zamknąć oczy i tańczyć, tańczyć, tańczyć. Stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek nagram jeszcze następną płytę, to będzie na przeciwnym biegunie, czyli muzyka dance’owa. I tak powstał pomysł na to, żeby stworzyć muzykę dance z tekstami jakby z mojego pamiętnika.

Większość piosenek na "Aquarii" powstało w ciągu ostatnich dwóch lat?

- Na nowej płycie jest 13 premierowych piosenek. Bonusami są anglojęzyczne wersje niektórych, są też trzy piosenki, które w ciągu ostatnich 10 lat były wielkimi hitami, ale nigdy nie trafiły na płytę. Wiem, że moi fani zawsze o tym marzyli, żeby mieć je na krążku i dlatego zrobiłam taki ukłon w stronę mojej przeszłości i włożyłam je jako bonus na tę płytę, żeby mieli ją, póki jeszcze wydaje się płyty. Jest to dla nich bardziej kolekcjonerskie, więc to była ostatnia szansa, żeby w ogóle je w ten sposób wydać.

Wielu artystów mówi teraz, że zaprzestają wydawanie całych płyt. Wolą produkować single, które są bardziej opłacalne i lepiej się sprzedają.

- Wiem o tym, ale 10 lat nie wydawałam pełnej płyty, więc bardzo chciałam to zrobić. I ona jest taką perełką jeśli chodzi o oprawę graficzną. Wiem, że to się już nie opłaca i tego się już nie robi. Prawda jest taka, że za jakiś czas już w ogóle nie będzie się wydawać płyt, albo pójdziemy w drugą stronę, bardziej vintage i będziemy wydawać kasety, które są coraz bardziej modne. Tak jak winyle. Ludzie kupują płyty bardziej kolekcjonersko i to moje wydawnictwo teoretycznie mogłoby się nie zwrócić, ale ja nie patrzę w ogóle pod takim kątem co ma mi się zwracać, a co nie. Jestem producentką "Aquarii" i wydałam na nią swoje pieniądze. Dlatego, że chciałam, ale nie bo patrzyłam na hajs z płyty. Gdybym tak robiła, to moje płyty wychodziłyby cyklicznie co parę lat, a nie raz na 10 lat (śmiech).

Doda ujawnia szczegóły nowej płyty "Aquaria". Tak rozlicza się ze swoimi demonami

Czyli nie czujesz różnicy trzymając w rękach fizyczny krążek albo posiadając go jedynie "w chmurze"?

- Dla mnie to robi wielką różnicę, ale nie wiem czy koniecznie dla słuchaczy. Wiem, że dla fanów to też jest bardzo ważne, ale słuchacze mają teraz wszystko w telefonach, w streamingu, więc być może nie patrzą już na płytę będąc jej tak głodni, jak jeszcze 10 lat temu.

Dla mnie okładka i zawartość muzyczna ma duże znaczenie. Co chciałaś powiedzieć okładką "Aquarii" i tytułem płyty?

- Zacznijmy od księżyca, który wisi nad głową. Bardzo lubię wszystko to, co związane z siłą natury. Jestem tak wychowana - kolekcjonuję kryształy, minerały, znam się na fazach księżyca, lubię ziołolecznictwo. Jestem Słowianką z krwi i kości. Moi przyjaciele się śmieją, że trochę słowiańską wiedźmą. Księżyc na okładce jest w nowiu. W tej fazie znajduje się w najbliższym punkcie w stosunku do ziemi, ale z ludzkiego, emocjonalno-duchowego spojrzenia nów jest początkiem nowego cyklu Księżyca. W starożytności to był symbol początku i odrodzenia. Ci, którzy się na tym znają wierzą, że wtedy ma on zwiększoną moc. To jest mega silne i naładowane wyjątkową, nadprzyrodzoną mocą. Stąd ten nów jest na moim amulecie i też na okładce.

Nazwa "Aquaria" ma związek z wodą. Ludzie się śmieją "jaki Księżyc ma wpływ na człowieka?". To Księżyc ma związek z przypływami, odpływami oceanów i mórz, steruje nimi, a nasz organizm składa się w większości z wody. Łatwo więc można sobie wyobrazić, jaki ma on wpływ na nasze życie.

"Aquaria" jest więc odniesieniem do wody i mojego drugiego imienia - Aqualiteja. Woda to jest niesamowity żywioł. Jest tak silna, że utrzymuje statek, ale zarazem tak delikatna, że przelatuje ci przez palce i się dostosowuje do otoczenia - zmienia życie i jest życiem. Jestem Wodnikiem, więc to też odniesienie do ulubionych żywiołów i znaku Zodiaku.

Coś w tym jest, zwykle w pełnię nie mogę spać (śmiech).

- Ale oczywiście, ja się urodziłam w pełnię, jak każda szanująca się czarownica (śmiech). Świetnie śpię w pełnię, ale najwięcej w pełnię jest samobójstw, morderstw. Najbardziej ludzie wtedy wariują. Zobacz sobie na statystyki komisariatów policyjnych, pogadaj z managerami klubów, co się w nich dzieje w pełnię, zawsze mają po prostu ręce pełne roboty. Afera goni aferę.

Natura jest dla ciebie aż tak ważna - widziałem, że ostatnio odpoczywałaś w górach. Czy tam odnajdujesz jakiś rodzaj spokoju po tym, co cię spotkało w ostatnich latach?

- Złe myśli pożegnałam już jakiś czas temu. Gdybym ich nie pożegnała, to bym nie była w stanie wejść na nowo na scenę i promować swojej płyty. Więc absolutnie nie - tę walkę już wygrałam. Natomiast po tej wygranej walce zrozumiałam, jak ważne jest, żeby się zatrzymać. Życie jest po to, żeby pożyć. Wydawać mniej pieniędzy, żyć skromniej, zatrzymać się, trochę mniej pracować, wziąć oddech, przestać gonić za ambicjami, pieniędzmi i chorym planem na karierę. Za sukcesem, który nie daje ukojenia dla duszy. Po prostu doceniać proste, fajne rzeczy. I już od jakiegoś czasu robię je po prostu dla siebie: jeżdżę na rowerze, spaceruję, pojadę w góry, nad jezioro, wspinam się na różne szczyty, leżę na trawie, dużo czytam. Zupełnie przewartościowałam swoje życie rok temu i mam inne proporcje w stosunku do swojej pracy i do prostych rzeczy, które dają mi radość.

Kiedyś mówiono o tobie "największa polska skandalistka". Kiedy pojawił się program z twoim udziałem, pt. "Doda. 12 kroków do miłości", odbieranie ciebie trochę się zmieniło. Czytam w Internecie opinie osób, które są bardziej życzliwe, niektórzy życzą powodzenia, wspierają cię.

- Odczuwam, że ludzie są bardzo podatni na wpływ mediów, niestety. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że mało kto patrzy sercem i własnym rozumem wysilając się do tego, żeby włączać swój zdrowy rozsądek i kwestionować dawane mu na tacy rzeczy. Bo jeśli ktoś, przez te ostatnie 20 lat mojej pracy w show biznesie, myślał samodzielnie, to nie łykałby jak młody pelikan wszystkiego, co podają mu okładki gazet. I nie myślałby o mnie jak o skandalistce. Bo niby jaki skandal wywołałam mówiąc to, co myślę?

Nie uważam żebym była skandalistką. Jestem po prostu szczerą laską. I tyle. Nie jestem alkoholiczką, narkomanką, nie szlajam się, nie zdradzam mężów. Po prostu jestem szaloną, nie bojąca się być sobą, ubierającą się tak, jak mi się podoba laską ze swoimi zasadami. Dobrze, że 10 odcinków pozwoliło ludziom pomyśleć inaczej. Ale czy te 10 odcinków wystarczy, żeby oni coś zrozumieli i na jak długo?

"Doda. 12 kroków do miłości": Dwie pierwsze randki i... kompletna porażka! Doda zrezygnuje z programu?

Mnie się wydaje, że ten projekt jest w jakiś sposób wartościowy. Pokazujesz tam, że sława to nie są tylko blaski, ale też cienie a poza tym to wszystko, co zostaje w człowieku.

- Dziękuję za te słowa, bo ja ten program zrobiłam właśnie między innymi po to, żeby pomóc też innym, a nie sobie. I cieszę się, że tak to nazwałeś - dobry projekt. Też mam dosyć takiego przesłodzonego, srającego tęczą i różowym konfetti pokazywania świata celebrytów. Ale też poniekąd oni sami są sobie winni przez to, że tak to sprzedają na Instagramie czy w social mediach. Ten świat jest brudny, zepsuty, smutny, gorzki i naprawdę bardzo męczący dla ludzi, którzy są uczuciowi czy wrażliwi, więc warto to też pokazać szerszemu gronu.

Słuchając "Aquarii" pomyślałem o piosence Ultravox "Dancing With Tears in My Eyes". Ta płyta momentami jest mocno dyskotekowa, ale pod tymi bitami jest strasznie dużo smutku, jakbyś naprawdę tańczyła ze łzami w oczach. Na przykład "Bez Ciebie chcę żyć wiecznie".

- Tak, ta piosenka jest o planowaniu samobójstwa, więc wiadomo, że ciężko do niej tańczyć gdy się wgłębimy w zwrotki , ale jak dojdziemy do samego końca albo chociaż refrenu, to zrozumiemy, że jak się pokona "ten moment ", to można potańczyć, a nawet trzeba. Wytańczyć te wszystkie złe emocje. To jest dla mnie szokujące, bo jesteś już drugą osobą, która mówi mi o tej piosence. Moją ulubioną piosenką poza "Wodospadami" jest ballada "Pewnie już wiesz". To jest, k***a, taki sztos! Uwielbiam ten numer.

Niektóre piosenki czasem przechodzą bez echa, nie są typowymi singlami. Ale jednak trafiają do duszy wybranych słuchaczy.

- Bardzo mi zależy na tym, żeby ludzie słuchając tej płyty chociaż raz po prostu zamknęli oczy, wsłuchali się w tekst i zrozumieli, o czym są te piosenki. Bo są tu ważne symbole, metafory, odniesienia do mojego życia prywatnego, ale jak się rozumie teksty, to tej płyty się zupełnie inaczej słucha.

Teksty pochodziły z twojego pamiętnika. Kto pomógł ci poskładać ten album w całość?

- Jeśli chodzi o teksty, to tutaj prym wiodą kobiety. Są bryskaMarissa - dziewczyny stworzyły ze mną przepiękne teksty. To były godziny wysłuchiwania mojej historii. Wspaniały team, z którym można nie tylko kraść konie, ale też współtworzyć piękne warstwy liryczne. Ale też oczywiście Lanberry, która współtworzyła utwór "Don’t Wanna Hide" czy Marysia Sadowska, ale to już piosenka do filmu, "Girls To Buy".

Maria Sadowska: Trzeba przekraczać granice. Przeczytaj wywiad!

Natomiast jeżeli mówimy o muzyce, to tu jest cały team producencki Hotel Torino (Patryk Kumór Dominic Buczkowski - przyp. red.). My tę płytę tworzyliśmy od półtora roku - na spokojnie, bez presji, bez ciśnienia i pewnie dlatego jest taka wypieszczona. Ja bym tam nic, nawet jednej nuty nie zmieniła.

Jest tu parę piosenek po angielsku. Liczysz, że one przebiją się do globalnej świadomości? Czy to jakiś celowy zabieg ze śpiewaniem w innym języku?

- One dlatego są po angielsku, bo mieliśmy też trzech producentów z zagranicy, którzy na kampach muzycznych przyjeżdżali z Londynu, L.A. i zdalnie się łączyli, więc te piosenki w pierwszej kolejności były tworzone po angielsku. Dlatego czasami te wersje były tak zaje***te, że nie umiałam się z nimi pożegnać, więc robiłam je po polsku i po angielsku. Ale nie dlatego, że myślę, że się gdziekolwiek przebiję zagranicą, bo to w ogóle nie jest mój cel. Mnie jest zaje***cie dobrze, że jestem sławna w Polsce i nigdzie indziej, że mogę uciec, odpocząć. Mam ten wentyl, balans, że gdzieś poza granicami Polski mogę być normalną ziomalką i leżeć na plaży z gołą dupą na wierzchu. A w Polsce muszę trzymać pion. I mi się to podoba. Ja bym oszalała, gdybym była znana wszędzie. Za bardzo cenie sobie moja wolność i duszę samotnika, ale mam bardzo dużo znajomych za granicą, więc cieszę się, że w końcu zrozumieją to, co śpiewam.

Lepiej pisze i śpiewa ci się po polsku czy po angielsku?

- I po angielsku i po polsku moje piosenki są o tym samym i bardzo się staraliśmy, żeby zarówno polska, jak i angielska wersja piosenek na tej płycie była tak samo wstrząsająca. Żeby nie było żadnych ustępstw, jeśli chodzi o dramaturgię. Ale ludzie wolą śpiewać po angielsku, chociażby dlatego, że po angielsku każdy brzmi zajebiście, a po polsku 50 procent ludzi nie zdoła tego zrobić - wykruszają się przez dykcję, barwę. Naprawdę bardzo mało ludzi śpiewających po polsku brzmi dobrze, a jeszcze z tych 50 procent zostaje tylko 10 procent, tych, których polskie piosenki dance’owe brzmią dobrze. To jest naprawdę sztuka zrobić polski tekst, który nie będzie sztywny, nie będzie drażniący. A będzie jeszcze przy okazji dotykający duszy.

W tym roku obchodzisz 20 lat na scenie. Były wzloty, upadki. Wyobrażałaś sobie siebie po tych wielu latach w tym miejscu, w którym jesteś teraz?

- Wyobrażałam sobie dokładnie to, gdzie teraz jestem. Wszystko to sobie wyobraziłam i wszystko to teraz mam. Dokładnie to zwizualizowałam.

Doda nie mogła powstrzymać łez. Wszystko nagrały kamery

Czyli planując coś samemu można odnieść sukces?

- Jestem tego pewna. Jesteśmy kreatorami naszego życia i naszej przyszłości, dlatego trzeba wyganiać złe myśli z głowy, odrzucać ten strach i zwątpienia. Marzenia to są cele z konkretną datą spełnienia.

Czy sądzisz, że działalność z Virgin to zamknięty rozdział, czy chciałabyś kiedyś jeszcze reaktywować waszą działalność?

- Szczerze - nie wiem. Nauczyłam się nie planować, a teraz jeśli chodzi o muzykę i styl jestem na innej planecie. Więc może kiedyś, gdy za jakiś czas na nowo polubię się z muzyką rockową. Na ten moment sobie tego nie wyobrażam.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Doda | Doda - 12 kroków do miłości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy