Czesław Mozil i Zabłocki Osobiście o wspólnym albumie "Chodźmy na ławeczkę": "To jest dialog" [WYWIAD]
Oprac.: Damian Westfal
Znają się od dawna, wydali kolejny wspólny album, choć tym razem po raz pierwszy sygnowany ich nazwiskami na jednej okładce. Singel "Ławeczka" promujący cały album zdobył nagrodę publiczności na 61. Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. W duecie Mozil & Zabłocki postanowili iść za ciosem.
Damian Westfal, Interia: Znacie się od dawna, współpracujecie ze sobą od 2004 roku. Dlaczego dopiero teraz taki oficjalny wspólny album?
Michał: - Musiałem do tego dojrzeć.
Czesław: - Michał zawsze był w tle jako reżyser, jako autor tekstów, nie stał na scenie. Teraz do tego dojrzał, co mnie bardzo inspiruje. Wreszcie może zaśpiewać swoje własne piosenki ze swoimi własnymi melodiami.
Michał: - Tak, głównie z mojego powodu tak długo to trwało. Być może powinno to się wydarzyć dużo wcześniej. Z drugiej strony byłem bardzo nieśmiałym chłopcem za młodu i nie lubiłem sceny. Bardzo długo się z nią oswajałem. Występowałem, owszem, publicznie w różnych okolicznościach, czytając swoje wiersze, prezentując gdzieś tam różne rzeczy, czasami coś mówiąc do większej grupy ludzi, ale śpiewanie, czy też, jak ja je nazywam "performowanie wokalne", zaczęło się w ubiegłym roku. Nasza wspólna płyta jest zwieńczeniem różnych wydarzeń, które doprowadziły mnie do tego miejsca.
Czesław, to chyba ty byłeś tą osobą, która tchnęła wiatr w skrzydła Michała i uwierzyła w ten projekt?
Czesław: - Zachwyciłem się piosenką "Ławeczka", którą wspólnie nagraliśmy. Wtedy stwierdziłem, że skoro Michał ma taką lekkość i napisał już sporo nowych piosenek, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego, to czemu nie zrobić płyty razem i nie poświętować trochę dłużej z okazji sukcesu w Opolu. Michał wybrał piosenki i tak to poszło. Często myślę o płytach jako takich pocztówkach z danego okresu i skoro nam tak fajnie i łatwo było i jest dzielić scenę i piosenki, to może by było fajnie zrobić również płytę i zobaczyć, jaka ona wyjdzie. Ja już się cieszę z tego, że będziemy mogli się nią dzielić z publicznością. Zawsze sądzę, że to musi działać w dwie strony: fajnie jak jest publiczność, która docenia projekt, ale też ważne jest, żeby nam to sprawiało przyjemność. I tak jest w tej chwili.
Michał: - Myślę, że musiało się też spotkać parę osób, które równie optymistycznie spojrzały na tę całą, no trzeba powiedzieć, dosyć ryzykowną zmianę w moim życiu artystycznym. Czesław był jedną z takich osób, które właśnie od początku mi kibicowały i zachęcały. Ja na samym początku pewności takiej nie miałem. Złożyłem Czesławowi propozycję zaśpiewania "Ławeczki" w duecie, głównie z tego powodu, że jest to piosenka o przyjaźni. Wydawało mi się, że taka piosenka powinna być zaśpiewana z kimś, bo wtedy uprawdopodobnia całą tę opowieść. I od początku było dla mnie jasne, że tego typu relacje mam tylko z nim. Trochę się denerwowałem, czy mu się spodoba, ale ponieważ mu się spodobało, szybko straciłem skrupuły. Natomiast jeżeli chodzi o cały album, to pomysł wyszedł od Czesława, żeby rzeczywiście pójść za ciosem po nagrodzie w Opolu.
Czy album był odpowiedzią na nagrodę publiczności, czy plan na tę płytę był już wcześniej?
Michał: -Plan na płytę był już wcześniej, tylko że to miała być płyta "Zabłocki Osobiście". Pracowałem już nad tym materiałem w Krakowie i część piosenek została już nagrana i kiedy Czesław powiedział, że może bym rozważył wydanie całego albumu w duecie, ja dużą część materiału miałem gotową, dzięki czemu ten finalny projekt mógł tak szybko zostać wydany. Dopisałem jeszcze tylko piosenki "Szkoda życia", "Dziwny pociąg" i "Rozkojarzony".
Skoro już mówimy o piosence "Szkoda życia", to tam pojawiają się takie słowa "aby było naj". Jak jest dziś u was? W jakim momencie życia jesteście? Czy jest "naj"?
Czesław: - Jest jesień, więc jest prawie naj (śmiech).
Michał: - Myślę, że my wszyscy walczymy całe życie i zawsze chcemy bardziej "naj", tylko pytanie, co ma być bardziej "naj" i do jakiego stopnia jesteśmy w stanie o to walczyć, aby nie zwariować. Ważne, żeby z tego poszukiwania ideału nie zrobić jakiegoś bożka i się, nie daj Boże, wykończyć w pościgu za tym "naj". Ale też z drugiej strony nie ma co spoczywać na laurach i rzeczywiście ta płyta troszeczkę wynika z takiej chęci - żeby nie odpuścić. Ale to jest nasza perspektywa. Co innego słuchacze. Dla jednych będzie "naj", dla innych wcale nie będzie "naj", bo to jest kwestia gustów.
Czesław: - Są osoby, które twierdzą, że to jest bardzo melancholijna płyta. Myślę, że Michał ma taki talent do balansowania między śmiechem a refleksją czy czymś melancholijnym i to nie musi być wcale oczywiste.
Wasza płyta to jest niejako dialog pomiędzy wami, czyż nie?
Czesław: - Tak się wydaje. Chociaż Michał pisał te piosenki z myślą o sobie.
Michał: - W większości tak - jest to dialog, ale ten dialog wyraził się bardzo dobrze w tym, jak Filip Kuncewicz (miks i mastering) poprowadził nasze wokale. Tak naprawdę ja napisałem i tekst i linię melodyczną, ale pierwszy śpiewał Czesław i to on nadał temu pewną energetykę, przynajmniej niektórym z tych utworów. Ja się do niego czasami dostosowywałem, szedłem za tym, a czasami byłem trochę jakby w kontrze, bo trzeba było zrobić coś takiego dopełniającego, i to Filipowi się bardzo dobrze udało. On wyciągnął z nas ten dialog i rzeczywiście go słychać. Co nie znaczy, że w każdej piosence jest tyle samo Mozila, co Zabłockiego. Jest różnie.
Czesław: - To wyszło naturalnie, bo nie było trudno podzielić naszych partii. Dużo rzeczy dzieliło się samo.
Michał: - Ale co ciekawe, piosenka "Jak kura pazurem" śpiewana jest przez Czesława, chociaż jest to bardzo osobiste wyznanie autora o tym, jak pisze. Ja co prawda na końcu recytuję ten sam tekst, co też ma swój urok, ale właśnie też na tym polega ten dialog. Słuchaczom się wydaje, że piosenka jaka jest, taka po prostu jest, ale zanim dojdzie do tego, że ona jest jaka jest, to ma miejsce bardzo wiele różnych interakcji i różnych dialogów, które do tego doprowadzają.
Zobacz również:
Na tym albumie poruszacie bardzo wiele wątków. Jest przyjaźń, miłość, życiowe rady, opisywanie rzeczywistości. Skąd takie spektrum tematów?
Czesław: - Doszliśmy do czasów, w których trudno by nam było śpiewać piosenki o tęsknocie lub nieszczęśliwej miłości, skoro obaj jesteśmy szczęśliwie żonaci (śmiech). Za to jest dużo innych tematów, które można poruszyć.
Michał: - Rozpiętość tematów jest rzeczywiście duża, ale tutaj ja się zastanawiałem bardziej nad sobą, po raz pierwszy w życiu, jako nad wokalistą, i czerpałem z tego, co mi w danym momencie wydawało się ważne. Ta płyta to jest trochę mój autoportret, do którego zaprosiłem Czesława. Jest tam też kilka piosenek, w szczególności "Dziwny pociąg", które opisują właśnie tę naszą relację. Najchętniej zawsze jesteśmy po prostu gwiazdami solo, ale czasami jest miło dzielić ten los z kimś innym. Znamy przecież takie przerażające historie z życia gwiazd, wysoko postawionych na piedestale, które są naprawdę totalnie samotne i to jest może jeszcze taki moment w naszej wspólnej karierze, że na szczęście nie musimy być skazani na tę samotność.
Michale, rok temu nagrałeś własną piosenkę i osobiście stanąłeś na scenie. Dobrze ci na niej?
Michał: - Jest to bardzo niebezpieczne miejsce, ale bardzo ekscytujące i ciekawe. Niebezpieczne, bo jednak za każdym razem jest inaczej, inna publiczność, wszystko może się wydarzyć. Znajduję miejsce dla tej mojej sceny, ale nie chcę, żeby ona absolutnie zdominowała inne aktywności, chociażby życie prywatne. Czesław pewnie doskonale o tym wie, że zwłaszcza życie prywatne trzeba chronić przed tą ekspansją.
Czesław: - Właśnie tak. Michał ma też rodzinę i dzieci, ja nie mam dzieci, ale dużo czasu spędzam poza domem. To, co będzie się teraz działo z płytą, czyli koncerty w różnych polskich miastach, to wiąże z całkowitą nieobecnością w domu rodzinnym i to zawsze niesie jakieś niewiadome, ale cieszymy się z tego, że póki co jest pełna akceptacja od naszych żon, że taki projekt powstał.
Michał: Póki co jest akceptacja, choć nie powiedziałbym o pełnej ze strony mojej żony. Raczej jest takie wyczekiwanie, co to jeszcze może przynieść.
Czesław, czujesz się trochę jak "starszy" brat na scenie dla Michała?
Czesław: - Czuję się jak młodszy brat (śmiech), ale tak - dbamy o siebie. Nie mam raczej takiego poczucia, że wiem o wiele więcej, bo Michał jest w świecie artystycznym dłużej niż ja jestem na tej ziemi. Może nie stał wcześniej "na froncie", ale wie, jak to wszystko wygląda. Czujemy otwartość i spokój w sobie, że nie musimy czegoś udowadniać. Chcemy po prostu jak najlepiej wypaść, żeby przekazać te piosenki publiczności.
Michał: - Czesław jest bardzo doświadczonym artystą estrady, ale w tym duecie daje mi bardzo dużą przestrzeń na eksperymenty. Przez praktycznie całe życie pisałem teksty, byłem długi czas reżyserem, ale dopiero teraz odkryłem, że tak naprawdę mogę reżyserować samego siebie i że to jest z jednej strony wielka szansa, a z drugiej strony wielka trudność i że trzeba bacznie się sobie przyglądać, ale też i publiczności, na co ona reaguje, na co reaguje dobrze, na co reaguje źle, jak to wszystko generalnie wygląda i co można jeszcze w tej sprawie poprawić, żeby było "naj". Jesteśmy obaj elastyczni.
Rok temu, przy okazji premiery "Ławeczki", pamiętam jak mówiliście, że to dziwne, że osoby tak różne mogą się tak lubić. Jak połączyć takie przeciwne charaktery i czy odpowiedzią jest właśnie muzyka?
Czesław: - My się z Michałem różnimy wieloma rzeczami, ale też jest dużo rzeczy, gdzie tak naprawdę się nie różnimy. Ja bym powiedział, że na przykład obaj mamy skłonności narcystyczne (śmiech), przepraszam, nie?
Michał: - Chyba tak (śmiech).
Czesław: - Ale jest też jakaś taka forma wychowania czy wspólnego szacunku - wtedy to aż bym powiedział, że powinno się nawet móc rozumieć siebie nawzajem, pomimo jakiś tam różnic. Nie wiem, jak ty to Michał rozumiesz, ale wydaje mi się, że nie trudno nam to przychodzi…
Michał: - Nietrudno to nam przychodzi, ale też trzeba powiedzieć, że to jest dopiero początek, bo rozmowa z tobą jest częścią prezentowania naszej wspólnej płyty, czyli naszego pierwszego kroku. Bycie na scenie razem to jest krok następny i będzie wymagał od nas dużo częstszego kontaktu i pytanie, jak zdamy ten egzamin. Ja przychodzę ze swojego świata, Czesław przychodzi ze swojego i szukamy wspólnych punktów. I to jest na scenie. Ale poza sceną trzeba dojechać, wyjechać i zrobić wiele rzeczy razem i tu zobaczymy, jak to będzie się układało. Ja jestem dobrej myśli. Pytasz o muzykę, która potrafi łączyć. Mnie się wydaje, że sama muzyka może nie wystarczyć, bo muzyka jest takim jednym z katalizatorów. Równie dobrym katalizatorem byłaby każda inna sztuka, gdyby ona ludzi naprawdę łączyła. Ale sztuka może także dzielić.
W waszych piosenkach znalazłem parę życiowych rad. Dajcie proszę w takim razie tutaj jakąś uniwersalną radę "jak żyć i nie zwariować w dzisiejszym świecie".
Czesław: - Ojej, ojej (śmiech). Na pewno ruch pomaga. Dobrze jest poczuć, że są części ciała, które naprawdę mogą się ruszać inaczej. To zawsze jest inspirujące.
Michał: - Ja bym jeszcze dodał, że mój świętej pamięci ojciec Wojciech Zabłocki, czterokrotny olimpijczyk i trzykrotny medalista olimpijski, pod koniec życia zadał mi pytanie: "Czy wiesz, co jest najważniejsze w życiu?". Więc strzelałem, ale nie trafiłem. W końcu sam odpowiedział: "Refleks". Oczywiście, on był żartownisiem. Ale ta odpowiedź ma sens. I jest bardzo szermiercza.
Czesław: - Czyli gry komputerowe też wchodzą w grę! (śmiech)
Michał: - Tak, ale jak sam powiedziałeś, trzeba się ruszać. On był sportowcem całe życie, aż do grobowej deski i to bycie sportowcem jest ważne, dlatego, że ono trochę balansuje psychikę. Tak samo rywalizacja sportowa, gdy musimy się nauczyć, żeby pewne rzeczy brać w nawias. Wychodzimy na tę planszę czy na jakiś inny tor, ścigamy się, ale nie popełniamy samobójstwa z tego powodu, że przegraliśmy. To uczy dystansu do życia.
Także ruszamy się i słuchamy "Ławeczki". Gdzie będzie można ją usłyszeć niebawem?
Michał: - Bardzo serdecznie zapraszamy czytelników Interii na nasz koncert w Bielsku-Białej 9 grudnia. To będzie koncert charytatywny, a od wiosny ruszamy z trasą klubową.