Reklama

Randy Rhoads miałby dziś 65 lat. Ozzy Osbourne nie umiał pogodzić się z jego śmiercią

Gdy był u szczytu sławy, zginął w katastrofie lotniczej. Uznawany za najlepszego gitarzystę, z jakim współpracował Ozzy Osbourne, Randy Rhoads skończyłby dziś 65 lat.

Gdy był u szczytu sławy, zginął w katastrofie lotniczej. Uznawany za najlepszego gitarzystę, z jakim współpracował Ozzy Osbourne, Randy Rhoads skończyłby dziś 65 lat.
Randy Rhoads miałby dziś 65 lat /Fin Costello/Redferns /Getty Images

Randall William Rhoads urodził się 6 grudnia 1956 roku w Santa Monica, w Kalifornii. Delores Rhoads, jego matka, prowadziła w północnym Hollywood szkołę muzyczną The Musonia School of Music, co pewnie zaważyło na tym, że Randy w wieku 6 lat zaczął grać na gitarze.

Z początku uczył się muzyki folk i klasycznej gry na gitarze, później zainteresował się muzyką rockową i gitarą elektryczną. Lekcje brał w szkole swojej matki u Scotta Shelly'ego, który wkrótce powiedział Delores, że umiejętności syna znacznie przewyższają jego własne. Delores przekazała też synowi podstawy gry na fortepianie.

Reklama

Z kolegami założył grupę Quiet Riot, z którą wydał dwa albumy. W kapeli doszło do konfliktu, przez co Rhoads chętnie skorzystał z zaproszenia na przesłuchanie do zespołu Ozzy'ego Osbourne'a, mimo tego, że... wcale nie lubił muzyki Black Sabbath.

Gitarzysta został przyjęty do zespołu Ozzy'ego, zanim jeszcze rozpoczął prezentację swoich umiejętności. "Podłączyłem gitarę do wzmacniacza i zagrałem kilka riffów na rozgrzewkę, a Ozzy powiedział: 'Jesteś w zespole'. To było dziwne uczucie, bo przecież nawet jeszcze mnie nie usłyszał!" - wspominał pierwsze spotkanie z wokalistą, który podczas przesłuchania był pod wpływem narkotyków, alkoholu i omdlał w jego trakcie.

"Pomyślałem, że albo zażyłem właśnie najwspanialszy towar w historii, albo ten koleś jest najlepszym gitarzystą na świecie" - komentował później Ozzy, a prawda, znając biografię wokalisty, musiała leżeć po środku.

Płyta "Blizzard of Ozz", czyli solowy debiut Osbourne'a był okrzyknięty arcydziełem zaraz po premierze. Nikt nie spodziewał się, że Ozzy, który z Black Sabbath wyleciał jako wrak człowieka, zdoła jeszcze wrócić na rynek muzyczny w takim stylu. Utwory takie jak "Crazy Train", "Mr. Crowley" czy "I Don't Know" do dziś są wyczekiwane podczas koncertów Księcia Ciemności. Bardzo dużo w tym zasługi Randy'ego, któremu Osbourne dał sporo wolnej ręki podczas nagrywania płyty.

"Ten koleś był wyjątkowy. Nie wydaje mi się, by do wszystkich dotarło w pełni, jak bardzo był utalentowany. I nie mówię tu tylko o rock'n'rollu, ale też o innych gatunkach. W muzyce klasycznej był fenomenem. Zresztą jak w każdej innej. (...) Był najbardziej oddanym swojej sztuce muzykiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem w życiu. Był mistrzem" - wspominał wiele lat później Ozzy Osbourne na łamach magazynu "Guitar Player".

"Diary of a Madman", drugi album nagrany z Randym w składzie, również radził sobie dobrze. 25-letni wówczas gitarzysta, choć wydawało się to w tym momencie kariery irracjonalne, zastanawiał się nad zerwaniem z muzyką rockową i poświęceniu się swojej pasji - muzyce klasycznej. W trakcie tras koncertowych Randy Rhoads dbał o to, by w każdym odwiedzanym mieście odbyć lekcje gry na gitarze klasycznej.

W dniu poprzedzającym tragiczną śmierć, gitarzysta miał zdradzić Ozzy'emu, że chce opuścić zespół, by kontynuować naukę teorii muzyki na uniwersytecie.

"Randy chciał mi coś zakomunikować. Piłem dżin, a on pracował nad muzyką. W pewnym momencie popatrzył na mnie i powiedział, że chce odejść i zacząć naukę na uniwersytecie. Powiedziałem mu: 'Po cholerę chcesz to zrobić? Jesteśmy w drodze na sam szczyt! Jeszcze trochę i będziesz sobie mógł kupić uniwersytet!'. Ale on chciał zdobyć stopień naukowy w teorii muzyki klasycznej" - wspominał ostatni wspólny wieczór spędzony z gitarzystą Ozzy.

Rankiem 19 marca 1982 roku Andrew Aycock, kierowca tourbusa zespołu Ozzy'ego Osbourne'a, zatrzymał autokar przy prywatnym lotnisku w Leesburg na Florydzie, na terenie którego przechowywał swoją awionetkę. Jako pierwsi w lot z kierowcą wybrali się tour-menedżer Ozzy'ego oraz klawiszowiec Don Airey. W następnej kolejności Andrew Aycock zabrał na pokład bojącego się latać samolotami Randy'ego Rhoadsa i stylistkę zespołu Rachel Youngblood. W trakcie manewru niskiego przelotu nad autokarem zespołu, który miał obudzić śpiących w samochodzie muzyków, prawe skrzydło pilotowanego przez Aycocka samolotu zahaczyło o autobus. Następnie awionetka uderzyła w znajdujący się obok budynek i wybuchła.

W wypadku zginęli wszyscy pasażerowie samolotu. Sekcja zwłok Andrew Aycocka wykazała, że pilot był pod wpływem kokainy. W organizmie Randy'ego Rhoadsa nie znaleziono narkotyków. Ciała zmarłych były tak zwęglone, że gitarzystę zidentyfikowano po noszonych przez niego ozdobach z metalu.

23 maja 1987 ukazał się album koncertowy, pt. "Tribute", wydany ku chwale gitarzysty. Na okładce widnieje legendarne zdjęcie, na którym Ozzy podnosi grającego na gitarze Randy’ego. Jako bonus, album zamyka utwór "Dee" napisany przez Rhoadsa dla jego matki, będący przykładem jego inspiracji klasyczną grą na gitarze.

"Zajęło mi wiele czasu, by dojść do siebie po jego śmierci. Przez wiele lat brałem antydepresanty. Dzięki Randy'emu miałem jakiś cel w życiu, on dał mi nadzieję. Byłem wyczerpany ciągłymi kłótniami z ludźmi. Darzę go największym szacunkiem" - mówił po latach Ozzy Osbourne.

Randy Rhoads został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame w październiku 2021 roku. Oprócz Osbourne'a, przemawiali tego dnia Tom Morello (Rage Against the Machine), Zakk Wylde, który później również był gitarzystą Ozzy'ego oraz Kirk Hammett (Metallica).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ozzy Osbourne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama