Piotr Szkudelski (Perfect) nie żyje. Grzegorz Markowski: To jak utrata kogoś z rodziny
Śmierć Piotra Szkudelskiego, perkusisty grupy Perfect, zasmuciła polskie środowisko muzyczne. 66-letniego muzyka pożegnał też Grzegorz Markowski, wokalista tej formacji, która w 2021 r. zakończyła swoją działalność.
Piotr Szkudelski zmarł w poniedziałek nad ranem. Informację przekazała jego rodzina. Nie podano przyczyny śmierci muzyka.
Perkusista był członkiem pierwszego składu Perfectu (posłuchaj!). W zespole grał przez 40 lat (1980-2020) - był jedynym muzykiem łączącym wszystkie składy od 1980 r. W ostatnim czasie na zastępstwo za perkusją na niektórych koncertach pojawiali się Krzysztof Patocki i Sławomir Puchała.
"To jak utrata kogoś z rodziny. (...) To było niemalże jak założenie obrączek ślubnych przez pięciu facetów. Trwało to 40 lat. Widywałem wtedy Piotra częściej niż własną żonę i dziecko" - komentuje Grzegorz Markowski, wokalista Perfectu, w rozmowie z Onetem.
"Po jego odejściu czuję się biedniejszy. Nikt ani nic tej luki nie wypełni" - dodaje Markowski, który z powodów zdrowotnych w 2021 r. poinformował, że odchodzi z zespołu. Pozostali muzycy ogłosili wtedy, że definitywnie kończą działalność Perfectu.
Kolegę z zespołu pożegnali też gitarzysta Dariusz Kozakiewicz i oficjalna strona Perfectu na Facebooku.
"To wielki smutek... Żegnaj Przyjacielu..." - napisał Kozakiewicz.
Piotr Szkudelski (Perfect) nie żyje
Szkudelski urodził się 29 grudnia 1955 roku w Warszawie.
Grał też w formacjach Dzikie Dziecko (razem ze Zbigniewem Hołdysem, pierwszym liderem Perfectu), w grupie Martyny Jakubowicz (posłuchaj!), w zespołach Jajco i Giganci, Emigranci.
Hołdys na Facebooku dał tylko krótki wpis "Ech..." z archiwalnym zdjęciem perkusisty.
Piotr Szkudelski brał też udział w sesji nagraniowej "I Ching" (1982-83) - dwupłytowego albumu zrealizowanego m.in. przez muzyków zespołów Perfect, TSA, Osjan, Porter Band, Krzak, Breakout oraz Maanam.
"Album (...) był - choćby ze względu na potencjał personalny - zamierzeniem wyjątkowym, jednak zrealizowanym tylko w części. Hołdys bowiem zbyt rzadko tasował muzyków, nie wychodząc poza schemat perkusja - bas - dwie gitary. Pod tym względem chlubnym wyjątkiem jest utwór tytułowy (...). Niemniej 'I Ching' robił wrażenie ze względu na unikalny charakter całości" - pisał Jan Skaradziński w "Encyklopedii polskiego rocka".
Czytaj także: