Michael Jackson błagał o lek, który go zabił?
Według zeznań doktora Conrada Murraya, cierpiący na bezsenność Michael Jackson błagał lekarza o propofol. Sąd ustalił natomiast, że w ciągu trzech miesięcy przed śmiercią, artysta miał przyjąć aż 250 dawek leku!
Właśnie propofol był przyczyną wstrzymania akcji serca słynnego piosenkarza i w konsekwencji jego zgonu. Prawnicy doktora Conrada Murraya, oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci artysty, chcą przekonać ławę przysięgłych i sąd, że zdesperowany Jackson sam zaaplikował sobie kolejną - tym razem śmiertelną - dawkę leku, dodając propofol do soku. Napój znaleziono przy łóżku zmarłego, ale nie poddano go badaniom. Tę lukę chcą wykorzystać adwokaci oskarżonego.
Według zeznań detektywa Orlando Martineza, który przesłuchiwał Murraya dwa dni po śmierci gwiazdora, lekarz przekonywał policję, że na kilka dni przed śmiercią artysty zaczął zmniejszać dawkę lekarstwa. Doktor chciał ponoć powoli odzwyczajać od leków uzależniony od propofolu organizm Króla Popu.
Murray miał powiedzieć funkcjonariuszom, że Jackson szantażował go. Piosenkarz miał grozić lekarzowi, że jeżeli ten nie poda mu kolejnej dawki propofolu, to artysta odwoła próby i tym samym zaplanowane koncerty w Londynie.
Martinez jest kolejnym świadkiem, który zarzucił Murrayowi nieumiejętne przeprowadzanie reanimacji umierającego piosenkarza. Lekarz miał powiedzieć policji, że reanimował Jacksona na łóżku, a nie - zgodnie ze sztuką lekarską - na twardej podłodze, ponieważ nie miał siły, by podnieść omdlałego artystę.
Policjanta zastanowił ten fakt: Murray mierzy blisko 2 metry wzrostu i waży ponad 100 kilogramów. Jackson w momencie stwierdzenia zgonu ważył jedynie 65 kilogramów.
Zeznający podczas tego samego posiedzenia sądu farmakolog Tim Lopez przyznał, że Murray zamówił w jego aptece ponad 15 litrów propofolu i 80 ampułek z lekami uspokajającymi.
Sąd ustalił również, że w ciągu trzech miesięcy przed śmiercią, artysta miał przyjąć aż 250 dawek samego propofolu.