Jay-Z zdradził tajemnicę. Fani zastanawiali się nad tym od lat
Oprac.: Konrad Klimkiewicz
Blue Ivy Carter, czyli starsza córka Beyoncé i Jaya-Z, ma obecnie 11 lat i już aktywnie uczestniczy w muzycznych projektach rodziców. Ostatnio zrobiła furorę, tańcząc podczas występów mamy w ramach jej trasy koncertowej "Renaissance World Tour". To, że dziewczynka ma talent sceniczny, od dawna nie jest tajemnicą. Zagadką było za to pochodzenie jej oryginalnego imienia. Teraz Jay-Z wyjawił, dlaczego on i Beyonce nazwali córkę Blue Ivy.
Sekret imienia swojej starszej córki Jay-Z wyjawił w programie "CBS Mornings". Najpierw jednak raper zaprzeczył rozpowszechnianym przez fanów pogłoskom, że imię wzięło się od jego ulubionego koloru (blue czyli niebieski) i temu, że nazwał córkę na cześć serii albumów, wydanych pod wspólnym tytułem "The Blueprint". Potem wyznał, że gdy on i Beyonce dowiedzieli się, że będą rodzicami, to pierworodne dziecko nazwać Brooklyn, bo sądzili, że to będzie chłopiec. Zaraz po pierwszym USG, które ujawniło, że będą mieli córkę, zaczęli ją nazywać Blueberry (Borówka), bo wydała im się tak malutka. Z czasem usunęli "berry" i zostało Blue.
W tym wywiadzie 24-krotny zdobywca nagrody Grammy przyznał również, że od jakiegoś czasu przymierza się do drastycznej zmiany fryzury, czyli ścięcia swoich charakterystycznych dreadów. Pomysł nie podoba się całej rodzinie, ale to właśnie Blue Ivy najgoręcej namawia do zachowania obecnej stylizacji. "Blue po prostu wariuje. Mówi: 'Nie, tato! Nie możesz obciąć włosów. To część twojej tożsamości'" - wyznał raper.
Pierwszy koncert Beyonce i Jay-Z w ramach "On The Run II" w Cardiff (6 czerwca)
Jay-Z ostatnio znów częściej pojawia się w mediach, po dwuletniej przerwie wrócił też na Instagrama. Ma to związek z promocją współprodukowanego przez niego dramatu biblijnego "The Book of Clarence". W filmie, którego kinowa premiera ma się odbyć 12 stycznia 2024 roku, występują m.in.: LaKeith Stanfield, James McAvoy, Omar Sy, Benedict Cumberbatch i Teyana Taylor.
Beyoncé zarobiła miliony na trasie. Polacy też swoje dołożyli
Choć Jay-Z na ten moment odpoczywa od muzyki, jego żona Beyoncé święci triumfy na arenie międzynarodowej. Jak poinformowała firma Live Nation, zakończone 1 października globalne tournée amerykańskiej gwiazdy "Renaissance World Tour" przyniosło dochód w wysokości ponad pół miliarda dolarów. Dokładnie: 579 mln dol., czyli ponad 2,5 mld zł. Złożyło się na to 56 koncertów w 39 miastach (także w Warszawie na stadionie PGE Narodowym). Ogólna liczba fanów artystki, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach, również imponuje. To aż 2,7 mln ludzi.
Pierwszy koncert Beyoncé w ramach wspomnianej trasy odbył się 10 maja w Sztokholmie. Ostatni w ubiegłą niedzielę - w amerykańskim Kanas City (stan Missouri). Wówczas to, krótko po zejściu ze sceny artystka ujawniła, że już 1 grudnia filmowy zapis tej trasy trafi do kin. Opublikowała przy tym w mediach społecznościowych zwiastun tej produkcji zatytułowanej "Renaissance: A Film by Beyonce".
Trasa, wyprodukowana przez Parkwood Entertainment i promowana przez Live Nation, okazała się fenomenem kulturowym. Widzowie przychodzili na występy gwiazdy masowo ubrani w srebrne stroje i zasypywali media społecznościowe relacjami z każdego z nich. Największą publiczność Beyoncé miała w londyńskim Tottenham Hotspur Stadium, gdzie wystąpiła pięć razy. Oklaskiwało ją tam łącznie 238 tys. fanów.
Dodajmy, że na dwóch koncertach zorganizowanych w Warszawie, gdzie najdroższa wejściówka VIP-owska (gwarantująca miejsce w pierwszym rzędzie pod sceną) kosztowała 14 tys. złotych, było z kolei 108 141 osób, co przyniosło dochód w wysokości 13 269 598 dol. - jak już w lipcu podał serwis Touring Data.
Podczas trasy gwiazda promowała swój najnowszy, siódmy już, studyjny album, "Renaissance", wydany 29 lipca 2022 r. nakładem wytwórni Columbia. Jej ekipa koncertowa liczyła 300 osób.