Beyonce wie, jak zjednać sobie fanów. Pamiętacie te nagrania?

Są tacy ludzie, którzy działają w zespole i świetnie sobie radzą, ale nawet laik zauważy, że mają "to coś" i spokojnie mogliby zrobić solową karierę. Właśnie tak było z Beyoncé. Girlsband, w którym występowała artystka, zrobił wielką karierę. Bey zdążyła przez te lata działalności nauczyć się, jak działa muzyczny biznes i co zrobić, żeby odnieść sukces. Kiedy grupa została zawieszona, Knowles nie pojawiła się na rynku jako "ta dziewczyna z zespołu", tylko już wielka gwiazda. Przypominamy najważniejsze piosenki Beyoncé.

Beyonce ma fanów na całym świecie
Beyonce ma fanów na całym świecieKevin Mazur/WireImage for ParkwoodGetty Images

Wiele można powiedzieć o Queen Bey, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że wokalistka potrafi ciężko pracować. Zaczynała swoją karierę w girlsbandzie, który wtedy nazywał się Girl's Tyme, a później dał się światu poznać jako Destiny's Child. Grupa przez kilka lat bezskutecznie próbowała się przebić. Panie walczyły o popularność, ciężko pracowały, ale efektów nie było widać. Dopiero w 1997 roku coś się ruszyło, za to tak, że tej lawiny nie dało się już zatrzymać. To właśnie z Destiny's Child Beyoncé nagrała swoje pierwsze wielkie przeboje.

"Say My Name"

Piosenka zapisała się w historii zespołu z dwóch powodów. Odniosła największy sukces spośród wszystkich singli z płyty "The Writing's on the Wall", ale też wywołała konsternację wśród fanów. Utwór śpiewały wokalistki z oryginalnego składu zespołu, jednak w teledysku pojawiły się już panie z nowego składu. O zmianie było głośno na rynku, tym bardziej że artystki wyrzucone z Destiny's Child, jak nietrudno się domyślić, nie były tym zachwycone i raczej nie bawiły się w dyplomację w komentarzach. Czy to zaszkodziło piosence? W żadnym wypadku. "Say My Name" trafiło na pierwsze miejsca list przebojów w kilkunastu krajach, do tego zdobyło dwie nagrody Grammy.

Najlepsze jest to, że samej Beyoncé piosenka początkowo w ogóle się nie podobała. Artystka twierdziła, że w utworze jest "za dużo wszystkiego" i "przypomina dżunglę". Doszło do tego, że grupa miała już robioną sesję zdjęciową na potrzeby płyty, a producent jeszcze próbował coś zrobić z piosenką, bo wierzył w jej potencjał. Cóż, miał rację.

"Survivor"

Teledysk do tego kawałka był na okrągło emitowany przez muzyczne telewizje, chociaż dzisiaj scenariusz klipu może najwyżej śmieszyć. Artystki ocalały z katastrofy na oceanie, budzą się na plaży. Oczywiście ich kreacje ucierpiały, ale panie mają idealne makijaże i fryzury, do tego przechadzają się po brzegu jak w reklamie luksusowych perfum. No dobra, nie szukajmy logiki w klipach. Najważniejsza była piosenka, która powstała właściwie przypadkiem. Jedna ze stacji radiowych wyśmiewała zmiany w składzie zespołu i złośliwie komentowała, że Destiny's Child są jak telewizyjny program "Survivor". Beyoncé trochę wkurzyło to porównanie, wokalistka była niezadowolona, że zespół był stawiany w złym świetle, więc postanowiła przekuć porażkę w coś pozytywnego dla girlsbandu. Wokalistka napisała większość utworu podczas lotu na kolejny koncert. Bey wspominała w wywiadzie dla MTV: "Każda znana mi osoba musiała kiedyś coś przetrwać i wiem, że ta piosenka może ludzi inspirować. Sprawia, że czujesz siłę i daje przekonanie, że możesz przezwyciężyć wszystko".

"Irreplaceable"

Ten hit miał być piosenką country. Poważnie. Ne-Yo, który go napisał, wyobrażał sobie, że zaśpiewa go na przykład Shania Twain. Nic z tego nie wyszło, więc artysta postanowił, że w wolnej chwili przerobi trochę piosenkę. Tak się złożyło, że Ne-Yo pracował akurat z Beyoncé nad płytą "B’Day" i miał dla niej wiele propozycji, ale nie było wśród nich tego utworu. Album miał być bowiem mocnym, klubowym zestawem, do którego taka balladka w stylu country kompletnie by nie pasowała. Na szczęście piosenkę znał już producent Swizz Beatz, którzy powiedział wokalistce: "Będziesz szalona, jeśli nie weźmiesz tego utworu". W tym przypadku Swizz powinien dostać swoją działkę nie tylko za produkcję, ale też za doradztwo.

"Run The World (Girls)"

Pamiętacie ten moment, kiedy Beyoncé prawie odrzuciła piosenkę, bo było w niej "za dużo wszystkiego"? Tutaj na pytanie: "Ile stylów chcesz wymieszać?", wokalistka odpowiedziała: "Tak!". Pod względem muzycznym ta piosenka jest właściwie jednym wielkim samplem "Pon de Floor" Major Lazer, ale już tekstowo to opowieść o sile kobiet, do tego dosyć dobitnie przekazana. Niektórzy recenzenci, tak się akurat złożyło, że byli to zwłaszcza panowie koło pięćdziesiątki, narzekali, że Beyoncé już wcześniej trochę o tym śpiewała, więc "Po co się powtarzać, na co to komu?". Wokalistka miała świadomość, że może jakaś łatwiejsza i grzeczna piosenka lepiej by się sprawdziła, ale artystce nie zależało na wybieraniu bezpieczniejszego rozwiązania. Jak sama powiedziała - nie na tym zbudowała swoją karierę. I raczej żaden krytyk nie ma co liczyć na to, że Bey go posłucha, bo przecież: "Kto rządzi światem? Dziewczyny!".

"If I Were a Boy"

Niektórzy pewnie do dzisiaj nie mają pojęcia, że ta piosenka jest coverem. W 2008 roku swoją wersję wydała współautorka autorka utworu, czyli Jean. Artystka wybrała się na obiad z kolegą i producentem Tobym Gadem. Wokalistka była jednak na diecie, więc stwierdziła, że "nie jest głodna". Po chwili doszła jednak do wniosku, że facet nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Potem przypomniała sobie swój ostatni związek i kiedy tylko duet wrócił do studia, Jean i Toby napisali ’If I Were a Boy" w kwadrans. Wytwórnia artystki odrzuciła jednak piosenkę. Z kontraktu Jean na debiutancki album też nic nie wyszło, więc wokalistka postanowiła zgłosić się ze swoimi utworami do znanych muzyków. W ten sposób kawałek trafił do Beyoncé.

Co tak urzekło Bey w tej piosence, mimo że była trochę inna niż jej pozostałe utwory w tamtym czasie? "If I Were a Boy" pozwalało artystce wykazać się wokalnie, a tego właśnie oczekiwali jej fani. Poza tym Beyoncé stwierdziła w wywiadzie dla "Essence": "Musiałam się tego podjąć, bo Aretha Franklin powiedziała, że świetny wokalista może zaśpiewać wszystko i sprawić, że to będzie już jego". Chyba się udało, prawda?

"Formation"

Oryginalny, odważny, ale jednak cały czas pop, do tego świetnie zaśpiewany i inspirujący - tak brzmi recepta na sukces. Bey oddała tą piosenką hołd swojej kulturze, a przecież kto mógł zrobić to lepiej niż czarnoskóra kobieta z amerykańskiego południa, która odniosła niesamowity sukces? Historia tego utworu rozpoczęła się od wyjazdu na festiwal Coachella. Producent Mike Will Made It i członkowie zespołu Rae Sremmurd wymyślili fragment późniejszego hitu i nagrali go na telefonie. Mike wiedział, że Beyoncé szuka nowych pomysłów na piosenki, więc po powrocie z festiwalu wysłał artystce fragmenty nagrań.

Kilka miesięcy później producent wybrał się na imprezę po meczu koszykówki. Zjawiła się tam nieoczekiwanie Bey, która powiedziała mu, że bardzo podobał jej się pomysł na utwór. I tyle. Okazało się, że wokalistka postanowiła napisać tekst i wkrótce zaprosiła Mike'a do studia. Bey wywróciła wszystko do góry nogami, kiedy postanowiła połączyć syntezatory z klasycznym brzmieniem Nowego Orleanu. Ryzykowne, ale - o dziwo - świetnie zadziałało. Konserwatyści oskarżali później Beyoncé o promowanie "antyamerykańskich treści" i podburzanie ludzi przeciwko policji, zwłaszcza że utwór stał się popularnym protest songiem. Im bardziej jednak republikanie protestowali, tym głośniej ta piosenka wybrzmiewała na protestach pod szyldem Black Lives Matter czy Women's March.

"Halo"

Beyoncé śpiewa to z taką samą łatwością, z jaką dzień po wypłacie ludzie robią zakupy w centrum handlowym. Ta piosenka to takie dwa w jednym, bo utwór nie tylko stał się hitem Bey, ale też pomógł jego twórcy odzyskać wiarę w siebie. Ryan Tedder, wokalista OneRepublic, nie był w najlepszym nastroju, kiedy musiał odwołać trasę i pójść na operację ścięgna Achillesa. Zespół wysłał kolegę do Los Angeles, ale Tedder, zamiast odpoczywać, spotkał się z kolegą, Evanem Bogartem. Panowie postanowili napisać jakąś piosenkę, żeby poprawić Ryanowi humor - i tak powstało "Halo".

Stworzenie jednego z największych przebojów Beyoncé zajęło jakieś trzy godziny. Znacznie dłużej trwało nagranie piosenki, bo wokalistka zwlekała z decyzją, czy w ogóle chce to zrobić. Niewiele brakowało, żeby utwór trafił do Leony Lewis, która chciała wchodzić do studia natychmiast po usłyszeniu "Halo". Beyoncé miała jednak nieoficjalną rezerwację, z której - na szczęście - ostatecznie skorzystała. Swoją drogą Leona pobiła listy przebojów dzięki innej piosence współtworzonej przez Teddera - "Bleeding Love".

"Single Ladies (Put a Ring On It)"

Facet nie chce się oświadczyć albo naprawdę zaangażować w związek? Trudno. Kobieta, zamiast rozpaczać, powinna świętować swoją wolność - lub znaleźć sobie kogoś lepszego - i nie przejmować się niedojrzałym wybrankiem. Tę piosenkę napisał... mężczyzna. Beyoncé stwierdziła, że to częsty problem w związkach, więc chętnie o tym zaśpiewa, tym bardziej że utwór bardzo jej się spodobał. Tworzenie singla przypadło akurat na czas, kiedy pojawiły się spekulacje, że Bey i Jay-Z wzięli ślub. Para koniecznie chciała zachować ten fakt w tajemnicy, co doprowadziło nawet do tego, że wokalistka przed przyjazdem do studia zdejmowała obrączkę. Fotoreporterzy stracili więc szansę na sensacyjne zdjęcia, ale autor i producent The Dream zyskał inspirację do napisania utworu. Piosenka szybko stała się jednym z największych przebojów 2008 roku, a czytelnicy magazynu "Rolling Stone" uznali ją za drugi najlepszy utwór dekady. Wygrała grupa Green Day.

"Sorry"

O "Becky with the good hair" z tej piosenki huczał cały internet. Oczywiście nikt nie potwierdził tego oficjalnie, ale chyba nie musiał: Beyoncé rozprawiła się w tym utworze z niewiernym mężem. Pamiętacie głośną aferę z Solange Knowles, siostrą Bey, która zaatakowała Jaya-Z w hotelowej windzie? "Sorry" wyjaśniło, co było powodem bójki.

Piosenka w tylu miejscach nawiązywała do rapera i jego tekstów, że to absolutnie nie mógł być przypadek. Singel pochodził z płyty "Lemonade", która do dzisiaj jest uważana za jeden z najlepszych albumów w dorobku Beyoncé. Krążkowi towarzyszył ponad godzinny film, złożony z 11 rozdziałów. Bey zaangażowała do produkcji światową czołówkę reżyserów teledysków, a na ekranie pojawiły się między innymi Zendaya i Serena Williams.

"Crazy in Love"

Jak rozpocząć solową karierę, żeby nie słuchać o tym, że "kiedyś to było, a teraz to już nie jest"? Wydać taki singel. Piosenka wchodziła do głowy od pierwszego przesłuchania i nikt nie miał wątpliwości, że to będzie hit. Autorzy utworu postanowili wykorzystać fragment piosenki "Are You My Woman (Tell Me So)" grupy The Chi-Lites. Soul, funkowe brzmienie z lat 70., hip hop, wokal Beyoncé i rap Jaya-Z - to się nie mogło nie udać. Ale, jak wiadomo, wielkie rzeczy często rodzą się w bólach. Rich Harrison, współautor utworu, był zachwycony, kiedy dostał telefon od Bey. Artystka pracowała nad jednym z bardziej wyczekiwanych albumów na rynku, więc ucieszył się na współpracę.

Niestety na dzień przed spotkaniem Rich wybrał się na dużą imprezę i rano nie tylko spóźnił się na spotkanie z wokalistką, ale też nie mógł poradzić sobie z kacem. Czy mogło być gorzej? Tak. Artystka stwierdziła, że sample brzmią za mocno i archaicznie. Beyoncé dała jednak Harrisonowi szansę. Wokalistka rzuciła, że wychodzi i cierpiący Rich miał dwie godziny na napisanie czegoś sensownego. Chyba się udało, bo artystka posłuchała efektów i oboje stworzyli resztę utworu. Jay-Z wpadł do studia o trzeciej nad ranem, wymyślił swoją partię w 10 minut i błyskawicznie ją nagrał. Jeśli kiedyś powstanie ranking najlepszych piosenek stworzonych na wielkim kacu, to Harrison musi się znaleźć co najmniej w pierwszej dziesiątce.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas