Artyści zabrali głos po aferze Smolastego. "Ja na jego miejscu bym się starał"
Wakacyjny sezon koncertowy to jeden z najbardziej napiętych okresów w roku. Artyści nie mogą skarżyć się na brak pracy, a wielu z nich wręcz pada ofiarą przemęczenia, biorąc na siebie zbyt dużo. Niedawno w mediach zrobiło się głośno o Smolastym, który nie był w stanie dokończyć występu w Nysie z powodu wyczerpania. Po aferze, z raperem w roli głównej, głos zabrali jego koledzy z branży - Michał Wiśniewski oraz Norbi - a także sam organizator feralnego koncertu.
Letni sezon festiwali i imprez plenerowych obfituje w ogromną ilość koncertów w każdym zakątku Polski. Wielu artystów w lipcu i sierpniu może pochwalić się wypchanym po brzegi kalendarzem. Dla niektórych jest to powód do dumy i radości, a dla innych przyczyna przemęczenia oraz braku wolnego czasu. Gwiazdy niekiedy grają nawet dwa koncerty dziennie, a ich fani zawsze liczą na to, że ich idol da z siebie 100 procent na scenie. Niestety, nie zawsze jest to możliwe, o czym całkiem niedawno przekonali się słuchacze Smolastego.
Zobacz również:
- Tragiczne losy drugiej żony Krawczyka. Zabrała ją choroba, zmarła w zapomnieniu
- Sylwestrowa Moc Przebojów z Polsatem zbliża się wielkimi krokami. Plejada gwiazd w Toruniu. Będzie transmisja online!
- Poruszający wpis Jennifer Lopez. Jest wdzięczna swojej matce, choć ta wychowywała ją surowo
- Katie Melua w wieku 26 lat była u szczytu swojej kariery. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej życiu prywatnym
Emocje po aferze ze Smolastym w roli głównej wciąż nie opadły. Gwiazdor, znany z przeboju "Pijemy za lepszy czas" czy duetu z Dodą "Nim zajdzie słońce", w okresie letnim ma bardzo napięty grafik koncertowy. Zdarza się, że gra dwa koncerty dziennie, co skutkuje spóźnieniami, kiepską formą wokalną oraz przemęczeniem. Przekonała się o tym publiczność w Nysie, która 24 sierpnia przybyła pod scenę na koncert rapera.
Smolasty zagrał w ten dzień koncert w Częstochowie, a następnie musiał prędko dotrzeć do Nysy na swój drugi występ. Niestety, spóźnił się dwie godziny, a następnie nie był w stanie śpiewać. Winę za swoje przemęczenie zrzucił na menedżera, którego zwolnił przed tłumem widzów. "Muszę jeździć po całej Polsce, ledwo żyję (...) zwalniam go dzisiaj i po prostu nie dajcie się nikomu wykorzystywać (...). Nie mam siły, kurde... Ktoś chce mnie po prostu wydoić z hajsu. Jest mi przykro, że nie mogę zaśpiewać piosenki. Mam tak przetyrane gardło..." - powiedział Smolasty do publiczności ze sceny.
Tłum w Nysie nie krył oburzenia całą sytuacją. Ludzie krzyczeli, aby raper zszedł ze sceny. Smolasty zdecydował się dokończyć koncert, jednak widać było, że przychodzi mu to z ogromną trudnością. "Ja jestem totalnie przemęczony i ledwo żyję, potrzebuję być podłączony do kroplówki, żeby tu zagrać koncert dla was, ale kocham was za to, że tu jesteście" - podsumował ze sceny.
Organizator nieszczęsnego koncertu Smolastego zabrał głos w sprawie. Liczy na wyjaśnienia
Po feralnym koncercie portalowi Pudelek udało się dotrzeć do organizatora całego wydarzenia, który nie krył swojego oburzenia. Okazuje się, że nigdy wcześniej, w historii festiwalu nie doszło do tak dużego skandalu. "Lakonicznie byliśmy informowani o tym, że dojdzie do spóźnienia, jednak nie takiej formy spodziewaliśmy się od gwiazdy wieczoru" - przyznał Łukasz Bogdanowski, manager ds. promocji i marketingu ośrodka Akwa Marina w Nysie.
Organizator koncertu zapewnił, że planuje zrekompensować publiczności nieudany występ rapera. Jednocześnie pozostaje w stałym kontakcie z menedżerem Smolastego i liczy na dogłębne wyjaśnienie całej sytuacji. "Jest rzeczą oczywistą, że potępiamy takie podejście do nas jako organizatorów, ale w sposób szczególny do naszej publiczności, która oczekiwała pięknego i zagranego z serducha koncertu. Miało to być piękne zakończenie Festiwalu Ognia i Wody, który już od 14 lat budujemy. My jesteśmy rozczarowani. Pierwszy raz coś takiego się zadziało" - wytłumaczył organizator.
Artyści nie ukrywają dłużej, jak naprawdę wygląda świat koncertów i show-biznesu
Po koncercie Smolastego w Nysie w mediach rozpętała się burza. Pojawiły się głosy broniące rapera, podkreślające to, że każdy artysta jest także zwykłym człowiekiem i ma prawo do odpoczynku. Część osób z kolei stwierdziła, że podejmując się pracy w branży muzycznej, artyści wiedzą na co się godzą. Głos w sprawie zabrali również koledzy po fachu Smolastego. Norbi i Michał Wiśniewski udzielili wywiadu Plejadzie, w którym ujawnili sekrety niełatwej branży koncertowej.
Norbi u szczytu swojej kariery grał nawet 300 koncertów rocznie. Również był przemęczony
Norbi obecny jest na polskiej estradzie od wielu lat. Zasłynął dzięki letniemu hitowi "Kobiety są gorące", który swego czasu potrafił zanucić każdy Polak. Wokalista koncertuje po dziś dzień i choć tych występów jest mniej, niż u szczytu jego kariery, to w dalszym ciągu nie może narzekać na brak pracy.
"Ten okres jest dla artystów bardzo eksploatacyjny" - podkreślił Norbi, mówiąc o letnim sezonie koncertów plenerowych. "U szczytu swojej kariery grałem 200-300 koncertów w roku. Obecnie nie ma aż takiego zapotrzebowania, teraz gramy może 80-70. Jak na takiego oldschoolowca jak ja, to i tak jest bardzo dużo" - kontynuował Norbi.
Wokalista nawiązał do afery Smolastego, podkreślając jego niemałe zarobki. Okazuje się, że raper dostaje nawet 130 tys. złotych za jeden występ. "Ja na jego miejscu bym się starał, żeby wszędzie być na czas" - podkreślił ostro Norbi.
Według wokalisty najważniejsza jest dobra relacja z menedżerem
Norbi wyjawił, że w gorącym okresie wakacyjnym, w branży koncertowej, najważniejsza jest odpowiednia logistyka i dobre kontakty ze swoim menedżerem. "Mój menedżer jest moim serdecznym przyjacielem, drugi też. To wszystko jest oparte na dwustronnym zaufaniu, a to jest wypracowane przez lata. Tutaj nigdy się nikt nie sparzył — jesteśmy na dobre i na złe" - powiedział gwiazdor.
W rozmowie z Plejadą wspomniał, że w jego najbardziej napiętym okresie zdarzały się sytuacje, w których latał na koncerty niekonwencjonalnymi środkami transportu. Wówczas liczyło się tylko to, aby dotrzeć na miejsce punktualnie. "Był taki moment, że latałem awionetką, helikopterem, bo było mnie na to stać" - wyznał.
Zdarzało się także, że wokalista zmuszony był przekładać niektóre ze swoich koncertów, z powodu natłoku obowiązków. Nie doprowadzał jednak do sytuacji, w której wychodził do publiczności przemęczony i nie był w stanie odśpiewać swoich największych hitów.
Michał Wiśniewski nigdy nie zagrał dwóch koncertów jednego dnia. Jego zdaniem nikt nie powinien tego robić
Michał Wiśniewski to kolejny artysta, który nie może narzekać na brak pracy w sezonie letnim. Zasłynął jako lider zespołu Ich Troje, z którym przemierzył całą Polskę i zagrał koncerty dla setek tysięcy słuchaczy. Okazuje się, że mimo wielu propozycji, nigdy nie godził się na dwa koncerty dziennie.
"My graliśmy koncerty na żywo, więc u nas praktycznie niemożliwe było granie dwóch, trzech czy czterech imprez dziennie. Jeżeli ten koncert trwał dwie godziny, to ten drugi byłby już żałosnej jakości, bo nie ma takich wokalistów, którzy daliby radę" - podkreślił w rozmowie z Plejadą.
Lider Ich Troje słusznie zauważył, że ogrom zleceń, których podejmują się artyści w okresie letnim, mocno wpływa na ich zdrowie. Sam pamięta czasy, gdy mnogość występów odbijała się na jego samopoczuciu. "Były czasy, gdy nawet wenflonu nie wyciągałem z ręki. To nie jest do końca tak, że my przyjeżdżamy i tylko gramy przez dwie godziny. Właśnie wróciłem z Wilna, więc dla przykładu: jedziesz do Wilna sześć godzin samochodem, masz próbę, po próbie koncert, po koncercie spotkanie z publicznością. I de facto wychodzi 18 godzin pracy" - wyznał Wiśniewski.
Lider grupy Ich Troje długo szukał odpowiedniej osoby na stanowisko menedżera
Michał Wiśniewski nie ukrywa, że jego zdaniem dobra relacja z menedżerem może niekiedy uratować całą karierę danego artysty. Podkreślił, że to ich zadaniem jest dobre rozplanowywanie kalendarza w napiętym sezonie koncertowym. Okazuje się jednak, że niełatwo jest znaleźć odpowiednią osobę na tak ważne stanowisko. "Próbowałem w takim trudnym dla siebie okresie znaleźć menedżera, ale w Polsce menedżerów praktycznie nie ma. Większość to są impresariaty, działające na zasadzie: 'jak ktoś zadzwoni, to przy okazji zaproponuję zespół, ale jak nie ten, to drugi'" - powiedział lider grupy Ich Troje.
"Trudno znaleźć takiego menedżera, który prowadzi jednego artystę. Prowadzą ich trzech, pięciu, siedmiu. Wtedy nie tworzy się przyjaźń, relacja międzyludzka, taka z prawdziwego zdarzenia, tylko po prostu tworzy się biznes. Mam asystentkę, którą sam szkoliłem przez siedem lat i ta asystentka ustawia terminy, odpowiada na maile, bo management nie składa się tylko i wyłącznie z koncertów" - kontynuował Wiśniewski w rozmowie z Plejadą.
Menedżerowie gwiazd przedstawili swoją perspektywę. Afera ze Smolastym wywołała ich do tablicy
Swoje zdanie w głośnej sprawie wygłosili także sami menedżerowie gwiazd. Marta Wieniawa-Narkiewicz, matka Julii Wieniawy, która jednocześnie zajmuje się jej kwestiami zawodowymi, podkreśliła, że współpraca pomiędzy artystą, a menedżerem powinna opierać się na wzajemnym zaufaniu i rozmowie. Jej zdaniem wokalista zawsze powinien mieć wgląd w swój kalendarz i możliwość podjęcia decyzji. "Artysta to przede wszystkim człowiek, a nie maszyna. Nie wyobrażam sobie, że planuję trasę koncertową i artysta nie ma do niej wglądu lub nie daje na nią zgody" - wytłumaczyła Plejadzie menedżerka Julii Wieniawy.
Podobnie uważa Monika Kordowicz, która od wielu lat opiekuje się karierą zawodową Nataszy Urbańskiej i Dody. Jej zdaniem samopoczucie artysty zawsze powinno być priorytetem. Odpoczynek należy się nawet tym, którzy udowadniają, że w show-biznesie czują się, jak ryba w wodzie. "Gdy artysta jest w swoim najlepszym momencie kariery, to relacja z menedżerem jest wtedy tą najbliższą relacją. To ważne, żeby się wspierać i słuchać nawzajem. Kiedy moja artystka potrzebuje urlopu, informuje mnie o tym. Zaznaczam to wtedy w kalendarzu na czerwono i choćby nie wiem, jaka propozycja zawodowa się pojawiła, to musi poczekać. Tempo życia w show-biznesie jest zawrotne. Odpoczynek dla artystów, którzy są nieustannie przebodźcowani, jest najważniejszy" - wyznała menedżerka Nataszy Urbańskiej i Dody.