Anastacia w Warszawie: "Play some bass in your face"[RELACJA]
"I'm outta love / Set me free / And let me out this misery / Just show me the way to get my life again / 'Cause you can't handle me" – niby nikt nie słucha, a każdy to teraz zaśpiewał w głowie. Przyznaję, że na koncert Anastacii poszłam, znając tylko największe hity, ale bawiłam się, jakbym cofnęła się o 15 lat na szkolną dyskotekę.

Anastaciado Polski przyjechała w ramach trasy z okazji 25-lecia debiutanckiego "Not That Kind". To właśnie z niego pochodzi"I'm Outta Love", którego refren na koncercie w Stodole wyśpiewaliśmy nie wiem ile razy, ale za każdym wchodziło tak samo dobrze.
Wokalistka wiele przeszła w życiu, bo gdy była nastolatką, zdiagnozowano u niej chorobę Leśniowskiego-Crohna, w 2003 roku z kolei dowiedziała się o nowotworze piersi, przeszła radioterapię, a następnie nawrót choroby i mastektomię. Tym milej po tym wszystkim widzieć ją w tak dobrej formie, jak na koncercie w Stodole.
Już od pierwszych dźwięków "One Day in Your Life" publiczność ruszyła i do tańca, i do śpiewania. A publiczność była dla mnie zaskakująca, bo spodziewałam się osób, która na szkolnych dyskotekach bawiły się do piosenek Anastacii, a jednak większość, mam wrażenie, stanowiły takie, które w roku wydania debiutanckiego albumu miały może z pięć, góra 10 lat.

Następnie "Now or Never", "Staring at the Sun" i "Paid My Dues", które wywołało kolejną falę szaleństwa. Zresztą taki sam poziom utrzymywał się przez kolejne "Nobody Loves Me Better", "Sick and Tired","Overdue Goodbye" czy "I Can Feel You". Przy tym ostatnim wokalistka zapowiedziała: "Play bass in your face!" i faktycznie basista pokazał, po co bas został stworzony. Gdzieś w międzyczasie Anastacia spytała, ile osób z publiczności widzi ją na żywo po raz pierwszy. "Ach, bo ja się nie przedstawiłam. Jestem Britney Spears" - żartowała, poprawiając tym samym i tak dobre już samopoczucie fanów.
Gdy Anastacia się przebierała, zespół odegrał covery "Vogue", "This Is How We Do" i "Everybody (Backstreet's Back)". Później przyszedł czas na ballady, ale czy publiczności to przeszkadzało? Wcale! Po prostu po pierwszych dźwiękach "Heavy on My Heart" fani zrobili "Oooo" i śpiewali dalej.

Po balladach przeszliśmy do rocka - coverów "All Right Now" i "Sweet Child o’ Mine", potem "Boxer", "Stupid Little Things" i wyczekiwane "Left Outside Alone" z intrem z równie kultowego "Kashmiru". Ten sam kawałek usłyszeliśmy jeszcze na bisy, tym razem zaśpiewany a cappella. Dostaliśmy również oczywiście wspomniane już "I’m Outta Love", a kiedy publika nie chciała wypuścić zespołu ze sceny, ten zdecydował się jeszcze zagrać po raz pierwszy "Black in Black" AC/DC.
Przyznaję - poszłam na ten koncert z czystej ciekawości. Wyszłam natomiast z wielkim podziwem dla energii, tego głosu i postanowieniem, że przy kolejnym gorszym dniu, na poprawę humoru włączę sobie Anastacię. Nie spodziewałam się tego, ale teraz kłaniam się głęboko i przepraszam za brak wiary. Kolejnym razem też bym nie pogardziła.
Organizatorem koncertu było Live Nation.


