Steven Wilson "The Future Bites": Bezpieczna przyszłość [RECENZJA]
Steven Wilson chce nagrywać pop i szkoda, bo najciekawsze momenty jego najnowszego albumu to te, w których odchodzi od tego założenia.
Nazwa "The Future Bites" mówi wiele. Steven Wilson nagrał płytę traktującą o ścieżce, w którą prowadzi nas konsumpcyjny tryb życia oraz manipulacje w mediach, a przede wszystkim o coraz większym zatracaniu indywidualizmu. Co ciekawe, koncept został rozszerzony na strony internetowe i profile na mediach społecznościowych fałszywych marek. Brawa należą się za okładkę, która bardzo subtelnie sugeruje, o co chodzi w tej zabawie. Bo wiecie, że nie widzicie tam Wilsona, a ucharakteryzowaną na niego modelkę?
Ambitny koncept godny albumu nagranego w erze rocka progresywnego natrafia na bardzo przystępny muzycznie grunt. Steven Wilson kontynuuje swój romans z popem. Przez to mamy do czynienia z krążkiem podejmującym niełatwe tematy, ale jednocześnie nieprzytłaczającym ciężarem.
Fajnie się zapowiada? Niestety, ta chęć złapania wielu srok za ogon odbija się czkawką. Oczywiście kontrast między niemal dystopijnymi tekstami w połączeniu z chwytliwymi melodiami i wyrazistymi refrenami, na papierze prezentuje się bardzo ciekawie. Po czym okazuje się, że "The Future Bites" jest bardzo bezpieczną pozycją, której tak trudno zarzucać ogromne wady, jak trudno się nią w pełni zachwycać.
Bo weźmy takie "12 Things I Forgot" - w gruncie rzeczy to skonstruowana w prosty sposób piosenka z nadbudową do partii gitary akustycznej. Z jednej strony nie mogę się pozbyć tu skojarzeń z Placebo; z drugiej zaś jestem w stanie w pełni wyobrazić sobie ją śmigającą w sobotnie południe na falach radiowych w formie towarzyszki do robienia obiadu. Tylko czy faktycznie jest w niej coś, co potrafi przyciągnąć słuchacza na dłużej?
"Self" czy "Follower" trudno odmówić zaraźliwości charakteryzującej rockowe zespoły z chętnie dopisywanym słowem "indie", które to porzuciły gitary na rzecz elektroniki. Ale kompozycje te mimo swojej niewątpliwej sprawności, są jednocześnie ogromnie przezroczyste. Czasami ze snu wyrwą nas jakieś glitche, solówki gitarowe, niespodziewane space-rockowe mostki wyrwane z lat 80. Ale to tylko momenty, po których wracamy do linearnie prowadzonych piosenek. I cóż, po Wilsonie należy spodziewać się trochę więcej.
Z tych przyjaznych radiu momentów najlepiej wypada electropopowe, psychodeliczne "Personal Shopper", w którym taneczny trans skutecznie przerwie wam wstawka z recytacją z wykonaniu Eltona Johna. Muzycznie słychać tu podskórny zachwyt nad falą retrowave'u z muzyką z "Drive" czy "Hotline Miami" na czele. Jednocześnie Steven popisuje się nie lada wyczuciem: nie popada tu w tani sentymentalizm i to naprawdę działa.
"Man of the People" łatwo skojarzyć z dojrzałym okresem Talk Talk, gdyby tam dodać tam szczyptę elektroniki, z której zespół w swojej adolescencji koniec końców zrezygnował. Mamy tu te grające w charakterystyczny sposób rozmarzone akordy skrzyżowane z rhodesami, ale z czasem instrumenty akustyczne coraz bardziej ustępują syntezatorom. I początek jest naprawdę obiecujący.
Niestety, ostatecznie porównanie działa na niekorzyść Stevena Wilsona, któremu brakuje umiejętności rozegrania kompozycji w tak niespotykany sposób jak robił to śp. Mark Hollis. O ile całe napięcie potęguje się tu w bardzo ciekawy sposób, tak trudno nie odnieść wrażenia, że dzieje się to kosztem onirycznej atmosfery.
Na koniec Wilson zostawił najciekawszą rzecz: "Count of Unease". Jasne, hipsterzy muzyczni od razu usłyszą tu echa grup Blueneck czy Bark Psychosis. Tylko naprawdę trudno nie oprzeć się tej sennie prowadzonej partii wokalnej i niesamowicie klimatycznym post-rockowym gitarom wybrzmiewającym na ambientowych pejzażach. Można w przyszłości prosić o więcej?
Słuchając "The Future Bites", czuję rozdarcie. Bo nawet jeżeli technicznie wszystko tu gra, to jest to pozycja, która rzadko pozwala na zatopienie się w sobie, niechętnie porywa emocjonalnie. Miło, że Steven Wilson kontynuuje swoje próby redefinicji muzyki popularnej, próbując łączyć ambitne treści z przystępnymi piosenkami. Szkoda, że w tych próbach zatraca się jego muzyczny charakter. Szczególnie że zejście z popowych momentów na rzecz eksperymentów z materią to zdecydowanie najciekawsze momenty krążka. Może to znak, że pasowałoby powrócić do innych projektów muzyka?
Steven Wilson "The Future Bites", Universal Music Polska
6/10