Recenzja Prince "Piano & A Microphone 1983": Domowa perfekcja
Pierwsza pośmiertna płyta Prince'a to nie tylko miły dodatek w bogatej dyskografii artysty. To coś znacznie więcej.
W zasadzie od razu było wiadomo, że po śmierci Prince'a na rynku pojawią się nieznane i niewydane wcześniej piosenki i płyty. Zagadką było tylko, kiedy to się stanie. Aż do teraz. Trzeba było ponad czekać dwa lata, żeby posłuchać pierwszego z archiwalnych nagrań. Jednej, zarejestrowanej na setkę kasety. Nietypowej, surowej, zaskakującej i jednej z najbardziej intymnych w bogatej karierze Księcia.
Tego typu archiwalne płyty ciężko jest z reguły bronić. Zawsze pojawiają się głosy, że jest to nic innego, jak szybki skok na kasę, jednak warto wziąć poprawkę i mieć świadomość, że wśród takich wydawnictw znajdą się również najprawdziwsze perełki. Takie, które nie dość, że są wielką gratką dla najwierniejszych fanów, to w dodatku wnoszą sporo dobrego do dyskografii danego artysty. Pierwszy lepszy przykład z ostatnich miesięcy to oczywiście cudowne "Both Directions at Once" Johna Coltrane'a, które nie tylko zebrało pochlebne oceny od krytyków i słuchaczy, ale udowodniło też, że warto "szperać do piwnicy" w poszukiwaniu zaginionych skarbów.
Do grona tych nielicznych nagrań, które prezentują odpowiednio wysoki poziom, dołączy też bardzo proste i nagrane za jednym zamachem w domowym studiu "Piano & A Microphone 1983". Przepis na sukces jest tutaj bardzo prosty - Prince, fortepian i sporo improwizacji. Nic więcej nie potrzeba, bo oprócz genialnych i świetnie wykonanych kompozycji, możemy poznać inną twarz Księcia. Artysty i pracoholika, który w najbardziej płodnym okresie swojej twórczości ciągle dążył do perfekcji.
Archiwalne "Piano & A Microphone 1983" zyskuje również tym, że nie ma tutaj wypolerowanej do granic możliwości produkcji. Demo jest dość surowe, oszczędne i momentami wydaje się chaotyczne. Przedstawia też utwory, których największa chwała miała przyjść niedługo później i tak jest np. ze śliczną, trwającą raptem półtorej minuty, wczesną wersją "Purple Rain", którą można spokojnie potraktować jako odpowiedni wstęp do legendarnego oryginału. W zupełnie innym wymiarze przedstawione jest także "Strange Relationship" czy jedna z najbardziej znanych stron B, czyli "17 Days". To są właśnie te momenty, kiedy możemy poznać punkt wyjścia do wielkich, ponadczasowych i historycznych utworów.
Album to nie tylko szkice znanych piosenek, ale także covery. Prym wiedzie fantastyczne "A Case of You", jedno z najsłynniejszych dzieł Joni Mitchell, który w interpretacji Prince'a nabiera zupełnie nowych kształtów. Nieźle brzmi tradycyjne, bluesowe "Mary Don't You Weep", które aż się prosi o dodatkowy aranż i rozbudowaną sekcję. Dzięki temu "Piano & A Microphone 1983" to coś więcej niż zwykła kolekcja nagrań, w dodatku w całkiem dobrej jakości. To Prince stojący gdzieś na uboczu i pracujący w domowej ciszy. I nawet odrobinę słabsza końcówka z "Cold Coffee & Cocaine" i "Why the Butterflies" zupełnie nie przeszkadza.
Prince "Piano & A Microphone 1983", Warner
9/10