Reklama

Recenzja Muse "Simulation Theory": Kosmici, wilkołaki i pościgi z policją

Panowie z Muse zrozumieli w końcu, że wystarczy się trochę wyluzować, przestać silić i zmagać z łatką wielkich artystów, a od razu będzie lepiej.

Panowie z Muse zrozumieli w końcu, że wystarczy się trochę wyluzować, przestać silić i zmagać z łatką wielkich artystów, a od razu będzie lepiej.
Okładkę płyty "Simulation Theory" grupy Muse przygotował Kyle Lambert - twórca pierwszych plakatów promujących serial "Stranger Things" /

Lata 80. od pewnego czasu są w modzie i odkupują się z nieco niesłusznie przyznanej im niegdyś łatki najbardziej kiczowatego okresu w historii muzyki. Zresztą nie tylko muzyki: "Stranger Things" czy "King Fury" pokazują idealnie, że istnieje zapotrzebowanie na tego rodzaju powrót do przeszłości. I o ile dla osób pamiętających tamtą dekadę może być to miły czas wspomnień, o tyle młodsze osoby widzą w tym okresie spory kontrast na tle pozostałych, znacznie bardziej "analogowych" i powściągliwych czasów. Zresztą, do dziś nietrudno z fascynacją wciągnąć się w oglądanie wyników pierwszego, niekiedy dość pokracznego, powszechnego społecznie zderzenia z bardziej zaawansowaną technologią, A tego rodzaju rzeczy z punktu widzenia artystycznego (lub humorystycznego) są bardzo pociągające.

Reklama

W ślad za tą panującą retro-nostalgią poszła też chęć przeniesienia części brzmieniowych oraz stylistycznych schematów na kanwę współczesnej muzyki, co oczywiście jest o tyle ryzykowne, że wypracowane wówczas brzmienia były kwestią nieznanych nam dzisiaj ograniczeń stosowanej technologii. Stąd takie gatunki jak chillwave czy retrowave/synthwave, mimo że nie oddają w stu procentach ducha tamtych lat, to jednak są na tyle wyraziste w swoim nawiązaniu, że zaspokajają tę potrzebę nostalgii.

To, że w ten sam klimat celuje Muse, doskonale widać już na bardzo specyficznej okładce, prześmiewczo uzupełnioną o wszystkie najbardziej wyraziste motywy filmów VHS sprzed 3 dekad: kosmitów, wilkołaki i pościgi z policją. Tak, prześmiewczą, bo po raz pierwszy od dawna panowie z Muse postanowili zluzować.

Powiem wprost: to nadęcie oraz silenie się na artyzm przy "Drones" bywało wręcz nieznośne i kierowało Muse w rejony niebezpiecznego samozachwytu. Dobrze, że muzycy uświadomili sobie, iż po tak ciężkich tematach, jakie podejmował ich poprzedni album, warto zahaczyć o nieco lżejsze klimaty science-fiction. Ba, nawet Matt Bellamy przestał już tak szarżować z wokalem, a jego falsetów uświadczymy tu o wiele, wiele mniej. Wraz z tym poszła wyraźna inspiracja synthwave'owymi klimatami, które doskonale są znane fanom ścieżek dźwiękowych do filmu "Drive" oraz gry "Hotline Miami". I nie da się ukryć: wprowadziło to do ich muzyki dawkę świeżości, której - cóż - ostatnio trochę brakowało.

Słychać to już na wstępie rozpoczynającego album "Algorithm", w którym na nisko osadzonym, basowym arpeggio z syntezatora pojawiają się matowe bębny - to taki moment, który mógłby autentycznie przygrywać wydarzeniom z nowego sezonu "Stranger Things" (warto dodać, że za okładkę odpowiedzialny jest nie kto inny, a Kyle Lambert - twórca pierwszych plakatów promujących serial Netflixa). Z czasem pojawia się tu fortepian, w tle podróżują smyczki na filmową modłę, ale grupa Matta Bellamy'ego nie przekracza granicy nadęcia. Co cieszy, nie jest to jednorazowy strzał, wszak w bardzo podobne klimaty uderza "Dark Side".

Sprawdź tekst piosenki "Algorithm" w serwisie Teksciory.pl

Z kolei "Propaganda" pokazuje, że nie każda zabawa Timbalanda (tak, słynny producent współtworzył ten kawałek) z muzyką gitarową musi kończyć się klęską, tak jak było to w przypadku solówki ś.p. Chrisa Cornella. Być może dlatego, że muzycy znaleźli tu złoty środek między charakterystyczną dla Timbo, łamiącą karki perkusją, a drobnymi eksperymentami z instrumentalizacją. Paradoksalnie, pierwszy singel w postaci "Dig Down" okazuje się najmniej zapamiętywalny z całości (za to te chórki robią niesamowitą robotę!).

Sprawdź tekst piosenki "Dig Down" w serwisie Teksciory.pl

Absolutny szczyt płyty został odesłany na sam koniec wersji podstawowej albumu. "The Void" - bo o tym utworze mowa - może zaprzeczać moim wcześniejszym słowom, wszak to najpoważniejsza piosenka na całym albumie. Ale nawet nie o to chodzi: bogaty aranż (ten fortepian niczym wyjęty z muzyki klasycznej i idealnie zgrywający się z syntezatorowym arpeggio!), klimat oraz snujący, ale nie przesadnie rozpaczliwy wokal Matta to idealny punkt wyjścia do dalszej twórczości Muse.

Wyjątkowo ciekawie prezentuje się również "Pressure" zarażające swoją rytmiką, dęciakami, a na dodatek w fundamencie bardzo rockowe. Przy okazji jest to numer traktujący o... fanach, którzy ciągle marzą, aby Muse wrócili do swojego starego stylu.

I faktycznie, może ten powrót to nie do końca dobry pomysł, wszak Muse prezentuje się znacznie słabiej wtedy, gdy gra jak... stare Muse. Idealnym dowodem na to jest "Blockades". Owszem, zwrotki to znowu lata 80., arpeggia, nawet kotły brzmiące jakby ktoś wyciął je wprost z ery synth-popu. Aż tu nagle wpada refren, który prezentuje tę ciemną stronę Muse: podniosłość oraz nadęty wokal, w którym każde słowo jest akcentowane jakby Bellamy był prorokiem.

Ambiwalentne uczucia budzi "Get Up And Fight", rozpoczynające się bardzo zaskakującym, house'owym motywem, wobec którego idealnym określeniem jest "uroczy". Za chwilę jednak elektronika przecinana jest gitarowym refrenem z Mattem wykrzykującym swoje coachingowe frazy wniebogłosy. I nawet po kilkunastu przesłuchaniach wciąż nie umiem określić, na ile jest to zabieg trafiony.

Nie do końca przekonuje także ta popowa podróż w "Something Human": oprócz tego, że numer wypada banalnie pod kątem kompozycji, to na dodatek wyprodukowany jest znacznie jaśniej i bardziej sterylnie w porównaniu do pozostałych piosenek na płycie. Przez to zwyczajnie wybija z klimatu, podobnie zresztą jak "Thought Contagion", wszak to Imagine Dragons zdarzało się zżynać od Muse, nie odwrotnie!

"Simulation Theory" to miła odmiana po rozczarowującym "Drones". Jasne, niektórym może wydawać się płytą spóźnioną o kilka lat, bo Muse wychodzą z synthwave'em w momencie, gdy wszędzie mamy już wysyp takich klimatów. Ma kilka wyraźnych wad, jednak ostatecznie pomysły się bronią, a muzycy stanęli bliżej rzeczywistości i ponownie wydają się ludzcy. A tego właśnie potrzebowaliśmy.

Muse "Simulation Theory", Warner Music Poland

7/10

PS Zespół Muse w ramach promocji "Simulation Theory" zagra 22 czerwca 2019 r. w Tauron Arenie Kraków.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Muse | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy