Puscifer "Existential Reckoning": Żarty na bok [RECENZJA]
Stała się rzecz niegdyś nie do pomyślenia: trzeci rok z rzędu możemy posłuchać dawki nowej muzyki, w którą zaangażowany został Maynard James Keenan. I kto wie czy spośród wszystkich jego ostatnich albumów, to właśnie ten z najsłabiej nabitym balonikiem - nowy Puscifer - nie okazuje się najbardziej intrygujący.
Powrócił najbardziej otwarty, pozbawiony hamulców projekt Maynarda Jamesa Keenana, kojarzonego doskonale jako wokalista zespołów Tool oraz A Perfect Circle. O ile bardziej rozpoznawalne zespoły Maynarda chętnie oscylują w pewnych odgórnie narzuconych przez projekt ram - czy to bardziej rockowych, czy też metalowych - tak Puscifer to eksperyment, co do którego kolejnej inkarnacji nigdy nie można było mieć pewności.
Pierwsze, co można zauważyć przy nowej płycie, to mniejsze natężenie humoru, który był jednym ze znaków rozpoznawczych projektu. Kto poważny nazwałby zresztą swój debiut "V is for Vagina"? Przy "Existential Reckoning" mamy do czynienia z pozycją, która chętnie podejmuje tematy kondycji społeczeństwa, również w odniesieniu do pandemii COVID-19. Maynard śpiewa więc o polaryzacji, wpływie internetu, dążeniu do autodestrukcji i wszystko czyni z odpowiednią sobie nutą niedomówienia.
Nie można przy tym nie wspomnieć o drugim głosie projektu. Bo po Maynardzie już chyba doskonale wiadomo, czego się spodziewać. Wszystkiego - jakby ktoś pytał - bo to wokal absolutnie wielki i unikalny. Ten drugi głos należy za to do wielkiej bohaterki "Existential Reckoning", czyli Cariny Round, towarzyszącej muzykowi od czasów "Conditions of My Parole". Najczęściej jej głos funkcjonuje jako chórki, zaśpiewy w tle bądź wokalizy, które chętnie poddawane są modyfikacji. Takie potraktowanie kobiecego wokalu jako kolejnego instrumentu działa niesamowicie na same kompozycje, które zyskują tym samym nowe barwy.
Carina ma tu wyraźnie okazje do wykazania się, gdyż "Existential Reckoning" to zwrot projektu w kierunku synth-popu. Z jednej strony płyta chętnie czerpie z lat 80., z drugiej zaś posiada w sobie nieokiełznany mrok, charakterystyczny dla lat 90. Kto przy "Grey Area" czy "The Underwhelming" nie ma skojarzeń z Depeche Mode, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Rozpoczynające album "Bread and Circus" zapowiada nam bardziej awangardowe podejście. Trudno nie mieć takiego wrażenia, gdy na przestrzeni sześciominutowego utworu skaczemy pomiędzy rockową piosenką, ambientem, glitchującą elektroniką, o którą dałoby się oskarżyć Aphexa Twina, aż w końcu trafiamy na chiptune prosto z płyt Crystal Castles. To zdecydowanie najbardziej rozbudowana aranżacja na całej płycie, ale słuchaczy uczulonych na eksperymenty z pewnością przytłoczy.
Później robi się zdecydowanie przystępniej. Wraz z "Apocalyptical" pojawia się więcej gitar, a sama struktura piosenki robi się bardziej klarowna. Grzechem przy okazji nie byłoby wspomnienie fantastycznie rozegranego refrenu przez Carinę Round. Oj, błyszczy zdecydowanie. Jej "Shut the f**k up" w lekko punkowym "Fake Affront" to jedno z najsłodziej wyśpiewanych wulgarnych określeń, jakie będzie wam dane usłyszeć w życiu. "Personal Prometheus" zdaje się z początku korespondować z nagraniami artystów z Warp Records, ale szybko nabiera bardziej unikalnych barw. Wolna kompozycja spotyka się tu z etnicznymi zaśpiewami w tle i absolutnie genialną partią basu.
I naprawdę z trudem doszukuję się większych wad tego albumu, który jawi się jako najbardziej fascynująca rzecz nagrana przez Maynarda od wielu, wielu lat. Może to ten brak skrępowania, które uwierało przy "Fear Inoculum" Tool? Może to dużo więcej powietrza niż na dusznym "Eat the Elephant" A Perfect Circle? A może po prostu należy odpuścić sobie filozofowanie i porównania? Przecież wystarczy fakt, że to zwyczajnie cholernie dobry album i najdojrzalsza pozycja w dyskografii Puscifer.
Puscifer "Existential Reckoning", Warner Music Poland
8/10