IGNACY "Limbo": ewolucja czy rewolucja? [RECENZJA]

Jedni mówią, że doczekaliśmy się polskiego Jamesa Blake'a, innym zaś tęskno za jego popowymi radiówkami. Nowy projekt od IGNACEGO wzbudza wiele emocji, ale czy to nie jest najlepszą jego rekomendacją? "Limbo" to projekt szalony, ale i genialny.

Ignacy wydał album "Limbo"
Ignacy wydał album "Limbo"Piotr Porębskimateriały promocyjne

Mi oczywiście bliżej do porównań IGNACEGO z genialnym Brytyjczykiem. Tak jak wspominałem przy okazji recenzji debiutu "Central Park" - dwa najpopularniejsze utwory, czyli "Czekam na znaki "To co mam", to zdecydowanie jego najsłabsze momenty. Czasami czuję wręcz frustrację, dlaczego na taką wolność twórczą musieliśmy czekać aż do drugiego krążka.

Weźmy dla przykładu na tapet utwór "Przepaść". To niesamowite, na jak wiele bit switchów się odważył, jak nie bał się eksperymentować wokalnie. Nieprawdopodobne, na jak odległym biegunie wylądowaliśmy po "Central Parku".

"Limbo" jest albumem, o którym ciężko myśleć inaczej niż jak o kolektywie. Trudno oceniać poszczególne utwory, gdy każdy z nich naprawdę dobrze ze sobą współgra. Można to porównać z "Hit Me Hard And Soft" od Billie Eilish, na który również należy patrzeć jak na całość - bez rozdrabniania na pojedyncze utwory.

Jest jednak na "Limbo" jeden utwór, którego nie mogłem przestać nucić przez resztę dnia po przesłuchaniu krążka - chodzi o “24/7”. Uważam, że jest znakomitą wizytówką całego albumu, dlatego też nie dziwi mnie fakt, że pojawił się jako jeden z singli promujących to wydawnictwo. Podobnie również, jak na “Central Parku”, tytułowy utwór, pomimo, moim zdaniem bycia jednym z lepszych, jest najbardziej niedocenionym. Dlaczego tak się dzieje? Nie mam pojęcia, ale ten spokojny utwór “Limbo” naprawdę zasługuje na uwagę.

Samo słowo “limbo” z angielskiego oznacza stan zawieszenia, niepewności - aż trudno mi uwierzyć, jak dobrze udało się to przekazać na albumie, zarówno w warstwie muzycznej, jak i lirycznej. IGNACY zaliczył naprawdę ogromny progres w ciągu roku, zaskakując wszystkich już od pierwszego singla pt. “Trucizna”.

Jak sam przyznał w wywiadzie dla Interii, jednym z jego głównych założeń było dać sobie przestrzeń do eksperymentowania, za co należą się brawa. Być może “Limbo” nie odniesie takiego sukcesu jak “Central Park”, ani żaden z pojedynczych utworów jak “Czekam na znak”, ale to nieistotne. IGNACY przeszedł ogromną ewolucję, a zarazem rewolucję swojego brzmienia. Oby tworzył tak dalej.

IGNACY, "Limbo", Universal Music Polska

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas