Reklama

Fish "Weltschmerz": Moje słowa są moją bronią [RECENZJA]

Fish od lat zapowiadał "Weltschmerz" jako ostatni album w swoim życiu - jeśli faktycznie jest to pożegnanie, to w naprawdę wielkim stylu.

Fish od lat zapowiadał "Weltschmerz" jako ostatni album w swoim życiu - jeśli faktycznie jest to pożegnanie, to w naprawdę wielkim stylu.
Okładka płyty "Weltschmerz" Fisha /

Były wokalista zespołu Marillion nie miał szczęścia przy nagrywaniu swojej - jak wielokrotnie zdeklarował - ostatniej płyty w życiu. Album był zapowiadany pod tą nazwą pięć lat temu. W międzyczasie muzykowi zmarł ojciec, do tego doszły poważne problemy z kręgosłupem, które należało zwalczyć operacyjnie, dwukrotny pobyt w szpitalu z powodu sepsy, a w końcu COVID-19, który też przesunął premierę.

Cóż, życie nie oszczędzało Fisha, ale przez to tytuł "Weltschmerz" wydaje się dziś jeszcze bardziej adekwatny niż mógł być pięć lat temu. A ponieważ wokalista nie skupia się wyłącznie na sobie, ale równie chętnie obserwuje świat, powodów do optymizmu ma niewiele. Tylko chyba nikt się nie spodziewał, że z tak nazwanego albumu będą się wylewać pozytywne myśli, prawda?

Reklama

I to właśnie te obawy, strach, refleksje nad kruchością życia są centralnym elementem płyty. "Weltschmerz" to album - nie wstydzę się tego napisać - poetycki. To właśnie narracji podporządkowane są poszczególne utwory, w których próżno szukać tradycyjnej piosenkowej struktury. W tytułowym utworze Fish śpiewa "Moje słowa są moją bronią, które wypowiadam z pogardą". Faktycznie, negatywnych emocji tutaj sporo, ale za to tkwi w nich ogromna siła.

Fish chętnie rzuca symbolami, metaforami, analogiami, ale trzon jego opowieści jest zawsze klarowny. "Man with a Stick" opowiada o trudnym godzeniu się ze starzeniem i artysta idealnie skacze między malowaniem obrazów słowami, a próbą zrozumienia uczuć bohatera swojego utworu (który został zainspirowany ojcem Fisha).

W "This Party's Over" wyciąga na wierzch ludzką niechęć do brania odpowiedzialności za świat, przebywanie w swoich strefach komfortu ("Mam dość słyszenia, że chcecie się tylko bawić/Jestem zmęczony słuchaniem tej samej starej pieśni") oraz bagatelizowanie problemów, które ostatecznie wpłyną na nasze dzieci.

Nie można zapomnieć o prawdziwych "kobyłach": 15-minutowe "Rose of Damascus" czy "Little Man, What Now?", przy których stwierdzenie "epicki" nie jest językowym faux pas. Faktycznie są to utwory przypominające na wskroś dzieła literackie. Konkludując, "Weltschmerz" z pewnością jawi się jako mój tegoroczny faworyt, jeżeli chodzi o warstwę tekstową.

Nie martwcie się: to nie jedyny pozytyw tej płyty. Fish jest wokalistą, który może nie imponuje skalą, ale potrafi bardzo pewnie prowadzić swoje partie i do tego ma niezwykle przyjemną barwę głosu (szkocki akcent dodaje tylko smaku). Brzmi trochę jak ochrypnięty Peter Gabriel albo Phil Collins. Tak, porównania do Genesis potrafią dopaść artystę nawet lata po opuszczeniu Marillion. Fish, bardzo Cię przepraszam za to, jeżeli kiedyś trafisz na ten tekst. 

Muzycznie "Weltschmerz" jest zdecydowanie bardziej rozbudowany niż poprzednie solowe albumy Fisha. Nie bez znaczenia jest tu zatrudnienie orkiestry, która chociażby w "Rose of Damascus" zapewnia filmowe wręcz doznania, napędzające tylko rozbudowaną narrację. "This Party's Over" to lekka melodia, bardzo kontrastująca z poważnym przesłaniem, na której niespodziewanie pojawia się saksofon Davida Jacksona z Van der Graaf Generator. Muzyk pojawia się także w "Little Man, What Now?" dodając swoją partię do poważnej, z wolna tocząca się i rozbudowanej pod kątem przestrzeni kompozycji. Tutaj od samej melodii, potraktowanej zresztą minimalistycznie, ważniejsza jest atmosfera. Nie bez powodu kojarzyć się to może z Pink Floyd z czasów "The Wall". 

Nie mogę nie docenić wzruszającego "Garden of Remembrence", opowiadającego o małżeństwie, w którym mężczyzna zmaga się z początkami demencji. Fish zostaje tu sam na sam z niby kojącymi acz podskórnie wywołującym niepokój akordami fortepianu.

Może moja recenzja nie oddaje tego tak dobrze, ale w trakcie słuchania "Weltschmerz" często miałem poczucie, jakie towarzyszyło mi podczas słuchania tych wyjątkowych krążków, do nagrania których danych artysta się urodził.

Wiem doskonale, że Fish nagrał "Misplaced Childhood", które to dla wielu z was pozostanie z pewnością jedną z najważniejszych pozycji życia. I ja wiem też, że "Weltschmerz" to nie jest pozycja idealna. W końcu takie "Walking on Eggshells" od strony muzycznej nie jest zbyt odkrywcze, a bardzo intrygująca partia syntezatora ostatecznie pozostała tylko ciekawym dopełnieniem kompozycji. Tak samo jak można mieć problem z najbardziej pozytywnym z całego albumu "C Song (The Trondheim Waltz)", które porządnie wyrywa ze świata budowanego przez Fisha w pozostałych piosenkach.

Tylko tutaj wszystko spaja się nie w zwykły album muzyczny, ale w doświadczenie. Dzięki "Weltschmerz" możemy poznać człowieka, który wiele widział, wiele przeżył i potrafi to wszystko opisać na tyle dobrze, że słuchaczowi zwyczajnie udzielają się dane emocje. Skoro "Weltschmerz" ma być pożegnalną płytą Fisha, to z pewnością artysty będzie na scenie bardzo brakować.   

Fish "Weltschmerz", wyd. własne

9/10

PS W ramach trasy promującej płytę "Weltschmerz" Fish da pięć koncertów w Polsce. Oto ich daty:

13.10.2021 - Gdańsk, Stary Maneż
14.10.2021 - Wrocław, A2
15.10.2021 - Łódź, Wytwórnia
17.10.2021 - Bydgoszcz, Hala Artego
18.10.2021 - Kraków, Studio
19.10.2021 - Warszawa, Progresja.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fish | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy