Fabijański "Cukier": Rap deficytowy [RECENZJA]

Wszyscy wiedzą, że świat jest niesprawiedliwy, a w środowisku hiphopowym doskonale zdaje sobie z tego sprawę Fabijański. Owszem, zawsze można sobie tłumaczyć, że robi się swoje, a opinie innych ma się gdzieś. Ze swoją twórczością trzeba jednak do kogoś trafić, a nowa płyta rapującego aktora udowadnia hejterom, że nie ma się co śmiać i trzeba traktować go poważniej niż dotychczas.

Okładka płyty "Cukier" Sebastiana Fabijańskiego
Okładka płyty "Cukier" Sebastiana Fabijańskiegomateriały prasowe

Oczywiście przed Fabijańskim nikt się kłaniał nie będzie, ale na przestrzeni ostatnich lat jego progres jest jednym z większych w polskim hip-hopie. Przypomnijcie sobie okropny "Primityw". Mimo zacnych producentów album momentami był wręcz asłuchalny, co jeszcze mocniej daje o sobie znać po czasie. Szansą na zmianę wizerunku był "Reset", ale nikt go nie słyszał. O nim również, a szkoda, bo to niesłusznie pominięte dzieło, o którym zdaje się, że nawet sam Fabijański nie pamięta. No i ta naprawdę udana "Rymowana anatomia prawdy" Skandalu, którą zna niewielu, ale każda z tych osób ma sporo dobrego do powiedzenia na jej temat. Czas na "Cukier" - wejście w nowy etap i album, który pozwala kompletnie inaczej spojrzeć na rapera z zegarkiem, o którym mogłyby wypowiedzieć się lewicowe aktywistki.

Debiut nieoczekiwanie pojawił się w Asfalcie, tutaj wsparcie płynie z DaNekstBest VNM-a. Pierwsze zaskoczenie więc za nami, drugim jest poziom, bo wspólna produkcja Fabijańskiego i Ńemy'ego to level wyżej w dyskografii ziomeczka, który fejm przecież zdobył nie za majkiem. Mimo to nie ma tutaj przypadku - czuć miłość do rapu i jego klasycznej odmiany, a zwroty ku nowym formom są z dala od auto tune’a, przypałowych 808 i rozklekotanych Rolandów.

"Cukier" to głównie teksty o cyferkach, czerwonych dywanach, hejterach i rapie o rapie, w których bije pewnością siebie. Już na otwarcie Fabijański deklaruje "Znowu się czuję jak rycerz - Zawisza Czarny / P*** zbroja mnie chroni, bo robię te rapsy / I nie muszę być zawodnikiem żadnej freak federacji" i robi to w takim stylu, że zaczyna się wierzyć w sens muzyki. Zaczyna się porządnie, a potem... jest lepiej, co całkiem nieźle kontrastuje z kilkoma zaproszonymi, teoretycznie bardziej szanowanymi, raperami.

Nie ma tu przypadkowych wersów i rymów, a przyspieszenia w "imho" i trochę zabawy głosem we "Wszystkich świętych" dodaje trochę kolorytu zwrotkom. Fabijański kiedy trzeba, uskutecznia Bałagane style: "Mów mi Sofokles, mordo, i zamknij mordę / Mam wielkiego fallusa i się nad tym spuszczam / Gdy się ze sobą puszczam, odbijam się w trzech lustrach / W sumie nas jest czwórka - kamasutra" w "Narcysie", a kiedy indziej potrafi zrobić solidny, radiowy banger w postaci "Szlagieru", w którym o swoim istnieniu przypomina Marika.

Gdyby było z Fabijańskim aż tak źle, jak niektórzy myślą, to na płycie pojawiliby się tacy goście jak m.in. Donguralesko, Wdowa, Klarenz, Kasta, Prykson Fisk czy Abradab? No nie, a to tylko część wyliczanki. Co istotne, słuchając ich zwrotek, nie odnosi się wrażenia, że zostały napisane na kolanie, aby tylko odbębnić ewentualny przelew za gościnny występ. Świetnie wypada Gverilla w "Werterze", który dał najlepszy refren na płycie, DGE sieje ferment na otwarcie, a Bilon i Dudek P56 dodają trochę ulicznego cwaniactwa. Okej, jest jeszcze Rahim z jakże kreatywnymi wielokrotnymi: fraszka, porażka, watażka, czaszka, daszka - wierzcie, że to nie koniec listy, taki to wirażka. KPSN i Penx znów udowadniają, że większa popularność nie jest im pisana, a Piotr Rogucki jest okropnym dodatkiem w "Narcosie". A szkoda, bo jego występ u Szczyla miał trochę sensu.

Siłą "Cukru" jest produkcja. Gorzko, nie słodko. Brud, mocne bębny, bas, trochę elektroniki, co przekłada się na jedną z lepiej zrealizowanych pod względem muzyki płyt w tym roku w Polsce. Ńemy nie odkrywa hip-hopowego beatu na nowo, ale umiejętnie dopieszcza to, co już jest znane i powszechnie lubiane, nawet w postaci archaicznego już psycho rapu, który reprezentuje tutaj "Bełkot A". "Popcorn" i "Rój" ociekają cypressowo-wutangowymi klimatami. Cała konstrukcja "2.0 wampir" powinna być wyznacznikiem dla tych, którzy za pomocą kilku dźwięków chcą opowiedzieć historię. Zaczyna się od trzęsienia ziemi, potem napięcie rośnie. Albo psychodelia "HRC" i "Wroga" - słuchając, zastanawiasz się, co cię spotka z kilka sekund. Jednak żeby nie było tak smutno i mroczno, trafiają się też tutaj momenty, które luzują całość i pozwalają przewietrzyć pomieszczenie z zielonych oparów - szacunek za "Narcysa" i "Wertera", w którym prym wiedzie gitarowa solówka.

Ostatecznie "Cukier" brzmi trochę jak mixtape, w którym Fabijański jest dobrym hostem i dzielnie pomaga mu kilka osób, poczynając od producenta, a kończąc na gościach, którzy pojawili się w aż 13 numerach. Na sam koniec prośba - nie czytajmy o aferach, słuchajmy muzyki, a nie ksywek, bo to do bólu szczery hip-hop, który jest jak tytułowy cukier. Towar deficytowy, ale trzeba wiedzieć, gdzie go szukać.

Fabijański "Cukier", DaNekstBest

7/10

Dawid Bartkowski

Czytaj także:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas