WdoWA: Wszyscy piszą o miłości [WYWIAD]
WdoWA powraca z pierwszym od dawna solowym materiałem. Raperka opowiedziała nam o płycie "Historia Jednej Miłości", idealnej porze na pisanie piosenek oraz współpracy z Reną i Ryfą Ri w ramach rapowego girlsbandu WRR. Wspominamy także śp. Pjusa oraz tegoroczną galę Popkillerów.
Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Piosenki piszesz kiedy akurat jesteś wolna od obowiązków rodzinnych i zawodowych. Wypracowałaś sobie jakieś patenty na to, co robić, kiedy tej weny nie ma, a masz czas, żeby pisać?
WdoWA: - Tak, absolutnie. Przyjęłam, że codziennie rano, zanim zacznę robić cokolwiek niezwiązanego z twórczością, to spróbuję coś napisać, nawet przez chwilę. Kiedyś wydawało mi się, że dobrze pisze mi się w nocy. Teraz totalnie się to zmieniło i pisałam wszystko rano. Zanim zmęczyłam się taką powszedniością dnia, to chciałam świeżo po nocy dać wejść umysłowi od razu w ten kreatywny świat. Całe życie wydawało mi się, że lepiej siąść wieczorem, najlepiej jeszcze, żebym była sama, mogła głośno puścić muzykę... Ale przeczytałam wywiad z jakimś twórcą, nie przypomnę sobie teraz z kim dokładnie. On stwierdził, że dlatego jest pełnoetatowym twórcą i żyje z tego, że nie czeka na wenę. To jest jego praca. On ma usiąść, zrobić co ma do zrobienia i najwyżej jeśli nie wyjdzie, to będzie poprawiać albo wyrzuci to do kosza. Traktuje to jak etat. Po prostu siada rano, robi sobie kawę i zaczyna. Po przeczytaniu tego, zmieniłam swoje nastawienie. Muzyka to nie jest mój etat, ale staram się trochę tak do tego podejść.
Tym bardziej zaskakujące, że przy takim trybie pracy, zdecydowałaś się napisać koncept album. To jednak chyba wymaga większego skupienia i większego nakładu pracy, żeby wszystko spiąć.
- Ale z drugiej strony to też jest łatwiejsze. Od początku wiesz co masz zrobić. To nie jest tak, że rzeźbię o tym, a może o tamtym, a w sumie to nie wiem o czym to będzie, może coś mnie zainspiruje. Koncept na ten album miałam w głowie od dawna, jestem też już na tyle dojrzała i poważna, że raczej nie chce mi się nagrywać kawałków o tym, że po prostu jestem fajna, bo mnie to nie bawi. Chciałam więc, żeby był to koncept album, bo ja jestem zadaniowa. Dla mnie łatwiejszym zadaniem jest, jeśli mam powiedziane: "Masz dzisiaj napisać 5000 znaków na temat XYZ" niż zlecenie: "Napisz 5000 znaków o czymkolwiek".
Ten 10-etapowy opis sytuacji jest też tylko pozornie oczywisty. To też nie jest tak, że kawałek "Zdrada" możesz ugryźć tylko w jeden sposób. To wymaga przemyślenia, czy napisać to z perspektywy osoby, która zdradziła, która została zdradzona, która wybaczyła, czy może która się dowiedziała dopiero co i jest wściekła. Jest bardzo dużo rzeczy, o których trzeba pomyśleć, zanim się przystąpi do pisania.
Wybacz mi to określenie, ale kiedy usłyszałem, że wracasz z albumem pokazującym etapy związku od zauroczenia, przez seks, zdrady, po rozstanie, to trochę się obawiałem dziewczyńskiej płyty.
- Nie no, totalnie to rozumiem. Miałam od początku świadomość, że to może zainteresować bardziej dziewczyny. Ale wiesz, inni może nie mówią, że ich płyty są koncept albumami o miłości, a całe wypchane są tematyką relacji tak naprawdę. Wszyscy piszą o miłości. Ja to powiedziałam jasno.
Zmierzam trochę do tego, że podchodziłem do twojej płyty z obawą, że to będzie naiwne i dziewczyńskie, a jednak zaskoczyłaś mnie tymi piosenkami.
- Mam świadomość, że uczucie, które sobie wybrałam do opisania, niestety często bywa naiwne. To, w co wierzymy w związku, to jak kogoś widzimy w związku i co sobie wyobrażamy, że będziemy mogli razem... Siłą rzeczy to musi bywać naiwne i w moim przekonaniu jest kilka rzeczy naiwnych na tej płycie, ale one są umieszczone tam z premedytacją. "CAPTCHA" moim zdaniem jest takim numerem, tok myślenia, który tam przedstawiłam, taki jest. Ale to jest urocze, to miał być ten etap. Jak ktoś się fatalnie zauroczy, to siedzi i patrzy w telefon, jak cielę w malowane wrota i czeka aż ten obiekt westchnień odpisze. Jest to idiotyczne dla kogoś z zewnątrz, dla obiektywnego obserwatora, ale dla tej osoby to jest cały świat. Jest to naiwne, ale z drugiej strony totalnie prawdziwe i musiało takie zostać w niektórych miejscach na tej płycie.
Związek jest na twojej płycie opowiedziany od wspomnianego zauroczenia, przez zdradę, aż po rozstanie. Jesteś mężatką - nie kusiło cię, że opowiedzieć o wieloletnim związku, który może zawiera dużo rutyny, ale jednak jest szczęśliwy?
- Zamknęłam to w utworze "Jak dawniej (Rutyna)". Ja myślę w ogóle, że miłość to jest właśnie ta zwyczajność, ta powtarzalność i to, że nam to sprawia przyjemność, albo nie, ale wtedy wspólnie próbujemy pokonać trudności. Ale nie kusiło mnie opisywanie swojego związku. Nie przeżyłam ze swoim mężem wszystkich etapów, o których napisałam. Nie zauroczyłam się w nim fatalnie, nie rozstałam się z nim, nie zdradzaliśmy się, nie wracaliśmy do siebie i tak dalej. Nie mogłam więc opowiedzieć swojej najprawdziwszej historii. Po za tym nie byłaby ona aż tak interesująca. Trzeba było trochę pofantazjować (śmiech).
W "Tańczyć" wymieniasz z nazwy wiele gatunków muzycznych. Na płycie też trochę ich zawarłaś. Skąd taki zróżnicowany dobór podkładów?
- Jak sobie wymyśliłam tę płytę, to chciałam tylko, żeby była emocjonalnie zróżnicowana pod względem tekstowym i wykonawczym. Później szukałam muzyki do tego i to się wydarzyło totalnie przypadkiem. Możliwe, że z różnymi emocjami łączy mi się konkretny vibe muzyczny i to się po prostu wydarzyło. Wiem, że to jest trochę miszmasz i bałagan, mam tego świadomość. Ale tej płyty się raczej nie słucha od deski do deski, kawałek po kawałku. Chyba, że się jest dziennikarzem muzycznym (śmiech). Myślę, że jak ktoś zobaczy podtytuły, to będzie sobie wybierał piosenki pod dany stan czy etap, na którym się znajduje i nie będzie miał takiego dużego zaskoczenia, że obok siebie są trapowy "Seks" i coldwave'owo-discopolowa "Miłość".
"Toast! (Miłość)" to mój ulubiony kawałek na tej płycie. Pomimo twojego stażu na rapowej scenie, uważam, że dużo naturalniej wypadasz w tym kawałku, niż w pozostałych. Totalnie kupuję ciebie w takiej odsłonie.
- No i powiem ci, że ja mam dużo takich kawałków, których nigdy nie publikowałam, więc bardzo się cieszę. Wiem już w takim razie, co z tym robić. To jest coś, co ja bardzo czuję. W "Miłości" to jest troszeczkę przerysowane, ale w tę stronę bym chciała pójść i to rozwijać.
W teledysku wyglądasz w ogóle jak Wanda Kwietniewska z zespołu Wanda i Banda (śmiech). Z kolei w "Rozstaniu", gdyby nie zdradzał Cię żeński wokal, to bym pomyślał, że wjeżdża Oskar z Pro8l3mu.
- To było zrobione specjalnie. Bardzo chciałam, żeby Oskar się pojawił w tym kawałku, ale niestety nie udało się tego dopiąć, a my musieliśmy zamykać płytę i oddać ją do masteringu. Ale trafiłeś. Cieszę się, że udało mi się powielić jego flow.
To jak już wyciągamy te kawałki po kolei, to lećmy dalej. Napisałaś chyba najbardziej skoczną i radosną piosenkę o zdradzie wszech czasów (śmiech).
- Tak, dokładnie (śmiech). Strasznie się śmialiśmy w studio. Mój realizator powiedział, że to jest taka wesoła zdradka (śmiech). Mogłam zrobić smutny kawałek, mogłam zrobić kolejną "Niegrzeczną", ale wyszło jak wyszło i mamy wesołą zdradkę.
Wolisz mieć wszystko na swoich barkach i być szefową projektu tak jak tutaj, czy wygodniej ci jest, kiedy współdziałasz na przykład z Reną i Ryfą Ri podczas projektu WRR?
- To jest bardzo trudne pytanie. Chyba to pierwsze, ale jest to czasem okupione brakiem snu. Fajnie jest, kiedy pojawia się kreatywna burza mózgów - z nami tak było i możemy na siebie liczyć. Jedna rejestrowała utwory w ZAiKS-ie, druga robiła coś innego, trzecia nadzorowała okładkę, przez co prace też szły szybciej. Ale trzeba pamiętać, że nie zawsze się we wszystkim zgadzałyśmy i później rozwikłanie takich problemów trwało i opóźniało jakieś rzeczy, bo tutaj jednej się nie podoba bit, tej się nie podoba grafika, a tej ujęcie w klipie. Natomiast masz poczucie mniejszej odpowiedzialności, bo dzielimy ją na trzy osoby, a tutaj jest cała presja na tobie. Twój wybór, twoja odpowiedzialność, więc możesz winić tylko siebie, jak coś pójdzie nie tak, ale na koniec też jest ogromna satysfakcja. Trudne pytanie zadałeś. Chyba mimo wszystko wolę sama, ale w grupie też jest fajnie.
Dużo miałyście takich kłótni?
- Kłótni to za dużo powiedziane, ale takich powiedzmy intensywnych wymian zdań było wiele, w szczególności pomiędzy Ryfką a Reną. Ja byłam zawsze gdzieś pośrodku i starałam się znaleźć jakiś kompromis, bo one są totalnie różne. Rena bywa głośna, dynamiczna, a Ryfa chociaż jest tancerką, jest bardzo spokojna, ona lubi coś spokojnie powiedzieć i posłuchać muzyki. Jak te dwie energie się spotykały, to Ryfka się czuła jakby jej przestrzeń osobista była atakowana przez dynamikę Reny, a Rena z kolei nie potrafiła zrozumieć, jak tak można siedzieć, nic nie mówić, tylko sobie pisać czy kiwać głową. No i pojawiły się z tego jakieś małe potknięcia po drodze, ale ja zawsze jestem idealnym rozjemcą.
Wystąpiłaś w klipie "Amy Winehouse" Mioda i DJa BRK. Czujesz się w takich sytuacjach jak legenda damskiego rapu w Polsce?
- Nie, myślę, że chłopaki bardziej chcieli wykorzystać efekt zaskoczenia w tym przypadku. Mogli wziąć sobie jakąś śliczną modelkę do tego, a ja mam dosyć charakterystyczną urodę i wiem, że budzę w ludziach bardzo często antypatię. Mam niestety taki wyraz twarzy i taką mimikę, nad którą nie panuję, a która budzi u ludzi przekonanie, że ja jestem jakąś zołzą i mam zawyżone poczucie własnej wartości. To jest oczywiście nieprawdą, ale myślę, że chłopaki wiedzieli o tym i taki efekt właśnie chcieli uzyskać. To jest fajne i powinno być tego więcej, żeby pokazywać takie "unity" w naszej kulturze. Ja tam jestem nikim, ale niech przykładowo Pezet, Tede czy Gural pójdą do klipu jakiegoś innego artysty, nie mają tam zwrotki, ale odgrywają jakąś rolę, żeby pokazać, że to wspierają, firmują swoją twarzą. Są takimi tuzami, więc mogą się troszeczkę zniżyć i zagrać w klipie kolejarza, śmieciarza, czy kogokolwiek innego, bo szanują tego artystę. Jesteśmy jedną wielką kulturą i się wspierajmy. Tak powinno być, a u nas mam takie wrażenie, że jest jeszcze strasznie dużo zazdrości i zawiści.
Mnie się wydaje, że to nie "wciąż jeszcze jest dużo zawiści", tylko "już jest dużo zawiści" i obawiam się, że to się nie poprawi.
- Tak, bardzo dobrze, że to wychwyciłeś. Jest już bardzo dużo zazdrości i zawiści. Nie będę cię pokazywał, nie będę cię promował, nie będę siebie pokazywał, żeby ciebie promować. Ale wiesz, to zawsze w dwie strony działa, bo później ja to udostępniam, jak ja jestem w klipie Mioda, Miodu to udostępnia, więc ludzie widzą mnie. To jest zawsze obopólna korzyść.
Zasięgi to jedna sprawa, ale to przede wszystkim takie smaczki też dla ludzi, którzy słuchają tej muzy i faktycznie pokazanie tego, że trzymamy się razem. Ale jak już jesteśmy przy raperach... Zastanawiające jest to, że raperzy długo wyśmiewali Fryderyki, marudzili trochę na to, że nie mają własnej nagrody, a jak już mają Popkillery, to ich nie odbierają. Co ty o tym myślisz?
- Jest to oczywiście nie w porządku i wobec organizatorów, i przede wszystkich wobec fanów, którzy głosowali. Ale ja to z drugiej strony poniekąd rozumiem. Akurat Popkiller jeszcze publikuje jakieś artykuły muzyczne i czasem nawet nie skopiuje notki napisanej przez artystę, tylko napisze krótką recenzję. Ale tak na prawdę, kiedy muzycy potrzebują tych portali muzycznych, bo wyszedł ich singel, bo wyszła ich płyta, bo grają koncert i potrzebują tej promocji, potrzebują wsparcia, to tych portali nie ma. One wtedy przeklejają gówno-news o tym, że Szpaku na Q&A powiedział to czy tamto. Nie ma ich dla muzyków. To dlaczego później cała scena ma przechodzić, klaskać, odbierać nagrody, uśmiechać się, żeby jakiś Popkiller, CGM czy inny portal zarobił na ich wizerunku, bo dostał kasę od Bacardi?
Z innej beczki, uważam, że Popkillery w tym roku troszeczkę poszły nie w tę stronę, którą powinny. Zostało zaproszone bardzo dużo ludzi spoza środowiska hiphopowego, jakieś szafiarki i influencerki. Na scenie tribute dla Kasty, potem dla Pjusa i Bezczela, a one sobie wstają i robią selfie. To było niepotrzebne. Rozumiem, że chcieli zwiększyć prestiż i zasięgi, żeby w innych miejscach się pojawiały newsy o tym, że taka gala miała miejsce, ale to psuło po prostu klimat. Później ludzie mówią, że tam nikt nie klaskał. No bo kto miał klaskać? Jeżeli tam było 120 raperów i jacyś przypadkowi ludzie z ziomkami. W moim przekonaniu najpierw powinni prestiż zbudować w całej naszej społeczności, żeby naprawdę każdy chciał tam być, żeby każdy się chciał jak P.Diddy wystroić w garnitur i dopiero wtedy można wychodzić poza społeczność.
Można długo narzekać, bo było też sporo problemów technicznych, ale oczywiście też nie można zapomnieć, że to jest ogromne przedsięwzięcie. Ludzie, którzy to organizują, stanęli na rzęsach i na głowie, żeby to się odbyło z taką oprawą. To musi być docenione, bo to się jeszcze nie działo na taką skalę w naszym kraju. Cały czas się uczą. To była dopiero trzecia edycja, więc jeszcze kupa lat przed z nimi. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Pjus w "Najgorszych Pytaniach" w CGM-ie zapytany został o 3 najlepsze raperki. Później co prawda się poprawił, ale najpierw powiedział "Wdowa, Wdowa, Wdowa". Jak wspominasz Karola?
- Karol był definicją prawdziwości. Jak on polecał muzykę czy pokazywał jakiś klip, to wiedziałam, będę mogła poczuć prawdziwość od tego artysty. Nie wiem, jak to ująć, ale on miał taką zdolność do wyczuwania nie-fejku. Nawet jak to było video jakiegoś nowojorskiego, undergroundowego rapera, które miało mniej niż 1000 wyświetleń na Youtube, to on sobie czytał te teksty, analizował je i robił taką selekcję prawdziwości.
Karol też zawsze był taką osobą, która pamiętała o urodzinach czy imieninach. Ja mam na przykład takie rzeczy poukrywane, u mnie się na Facebooku nie wyświetla, kiedy mam urodziny. Jak sobie ostatnio przeglądałam historię naszych rozmów, to dostałam od niego wiadomość na każde urodziny przez ostatnie 13 lat. I to nie są wiadomości o treści: "Hej, sto lat", tylko są zawsze konkretne życzenia pod człowieka. Widać, że pomyślał o tym, co mam, a czego mogę potrzebować. I to jest zawsze kilka zdań, ale one były bardzo adekwatne. Przywiązywał do tego dużą wagę, był w tym taki niedzisiejszy. Był takim klasykiem człowieka, za którym już tęsknimy.