W czterech smakach

WdoWA "Superextra", Alkopoligamia.com

Doczekaliśmy się wreszcie raperki kobiecej
Doczekaliśmy się wreszcie raperki kobiecej 

Raperka WdoWA wydaje się nie respektować żadnych zasad poza dwoma - byciem na czasie i byciem sobą. Sama przyznaje, że boi się tego co ma w głowie. "Superextra" to znakomicie skoordynowany bałagan.

Kosmiczna, komiksowa okładka dobrze do "Superextra" pasuje. Na tle rodzimej konkurencji jej autorka wraz z całą świtą współpracowników rzeczywiście brzmi jak przyleciała z daleka - jeśli nie innej galaktyki, to przynajmniej z przyszłości. "Dużo wymagam od siebie / W czasie, gdy ty odpoczywasz / Więc kiedy wpadasz na pomysł / Ja dawno to wymyśliłam" - rapuje, informując, że tyrała, po to by takie wrażenie wywołać. I choć, kiedy spojrzymy z perspektywy światowej cała sprawa nie prezentuje się już tak wizjonersko, to miło wiedzieć, że ktoś stara się o to, byśmy nie byli w tyle za światem.

Na krążku znajdziemy współczesną muzykę miejską, łączącą dirty south, electro, soul, odwołującą się do nu-disco, doprawioną szczyptą londyńskich "stepów". To polska wersja tego, co w Stanach określa się nieco karkołomnym sformułowaniem alternative mainstream hip-hop. Są też wolniejsze, psychodeliczne fragmenty, melodyjne partie klawiszy bądź skrzypiec i reprezentant nurtu indie (idealnie dopasowany Czesław Śpiewa). I jeszcze ma WdoWA skłonność do przeskakiwania od linijek tak zgrabnych i wpadających w ucho jakby myślano nad nimi w agencjach reklamowych, do krótkich ekshibicjonistycznych wersów-ukłuć. To jednak nie farmacja, sama formuła nie wystarczy. Gdyby odebrać "Superextra" osobowość gospodyni i aranżacyjny polot Szoguna, płyta była by co najwyżej poprawna.

WdoWA nie ma szesnastu lat. Patrzy na świat sporo dłużej i jest najwyraźniej zmęczona grą pozorów w klubach, w związkach, w branży. Piętnuje gówniarski bunt i hipokryzję yuppies. Proponuje sarkastyczne studium wielkomiejskich zachowań autodestruktywnych. "Słodzić, pieprzyć, słono płacić, czuć w tym gorycz" - czyli Warszawa w czterech smakach, główne danie nadwiślańskiej kuchni.

Doczekaliśmy się wreszcie raperki kobiecej, po babsku sprzecznej, rozkapryszonej, wrażliwej, fantastycznie wielowątkowej. Takiej, która nie wstydzi się płakać, ale też puszcza w ruch łokcie. Niedobrze czuje się wśród gwiazd, przy tym stroi się tak, że blask wyklucza użycie flesza podczas robienia jej zdjęć.

Wrócimy jednak do bitów Szoguna, gdyż album ma tak naprawdę dwóch bohaterów pierwszoplanowych i jemu też należy się akapit. Już na Pezecie słychać było, na co go stać, ale wtedy był zdecydowanie mniej twórczy. Teraz z wielkim wyczuciem detalu lepi wyrafinowane soniczne układanki. Producent pełną gębą. Jego hip hop nigdy nie jest monotonny, a dramaturgia wydaje się integralnym elementem kompozycji. Dużo kombinuje z rytmem, dobiera oryginalne brzmienia. Kumuluje rozwiązania kontrastowe, przez co doskonale do WdoWY pasuje. Razem z nią stworzył niejednoznaczny, bardzo wyrazisty album.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas