Cigarettes After Sex "X's": "Piosenki o miłości są takie banalne"... chyba, że nie są [RECENZJA]

Paweł Waliński

Wiadomo, że 99% piosenek na świecie traktuje o miłości. Nie inaczej w przypadku trzeciego albumu Cigarettes After Sex inspirowanego rozpadem związku lidera, Grega Gonzaleza. Czy ta formuła nadal porywa?

Cigarettes After Sex wydali album "X's"
Cigarettes After Sex wydali album "X's" Mauricio SantanaGetty Images

Trzecia płyta w ciągu siedmiu lat zastaje tercet z Ela Paso w Teksasie na pewnego rodzaju rozdrożu. Muszą uciągnąć ciężar złotej płyty i kilku platynowych singli, a w dodatku rozprawić się z czterema latami związku, który się rozpadł. I tak "X's" rozpoczyna się klasycznie dream popowo, słychać wszystkie te motylki w brzuchu i bulgocące endrofiny charakterystyczne dla relacji, która właśnie się rodzi, by w miarę postępu nagrania zrobić miejsce na uczucia skrajnie przeciwne: żal, ból, poczucie straty i przegranej.

Któż z nas nie zna tego przeklętego cyklu i jakże smacznie - mimo, że jak wspomniałem, numerów o tym mnóstwo - móc przeglądać się w korespondujących z naszymi własnymi, uczuciach innych. Immersa, identyfikacja z podmiotem lirycznym - któż tego nie kocha?

Mimo sposobu podania idącego niemal idealnie gitarowym rozmytym paradygmatem ustalonym dawno temu przez Cocteau Twins i mimo mocno androgynicznych wokali, nie brakuje tu też pieprzu, jak choćby w "Tejano Bues", gdzie Gonzalez wyśpiewuje (czy może raczej melodeklamuje?) wersy w stylu "Chcieliśmy się piep..yć bez przerwy, kiedy wracałaś (...) to była pierwsza rzecz, którą robiliśmy". Z drugiej strony pełno tu iście werterowskiego romantyzmu, a numery, jak choćby "Hideaway" potrafią być tak boleśnie minimalne, że rzeczone wrażenie immersji i możliwość odniesienia do doświadczeń własnych zaczyna być na tyle dojmująca, że boimy się, że za chwilę zaczniemy tańczyć na niebezpiecznej granicy między - jeszcze - słuchaniem pięknych piosenek, a - już - rozdrapywaniem własnych ran, traum, przepracowywaniem tego, co mieliśmy - niesłusznie - za dawno przepracowane.

Dalsza część albumu, ta bardziej bolesna, sfinalizowana pasażem "Bierz moją miłość z zolpidemem" ("Ambien Slide"), czyli popularnym lekiem nasennym, wydaje się już (nie dziwota) bardziej nerwowa, mocniej zrytmizowana. Nie znaczy, to że traci na łagodności. To nadal szepty, to nadal patrzenie przez okno jakiegoś przydrożnego motelu, ale już nie z motylkami w brzuchu, ale szklącymi się oczami. Wielki szacunek za talent do wywoływania takich emocji tak oszczędnymi i prostymi środkami. To rzadka i cenna umiejętność. Szczególnie w dzisiejszych czasach. Może i "X's" nie ma siły, jaką miała poprzednia płyta formacji, "Cry" (2019.). Ale wszak nie o siłę chodzi, kiedy nasz (jakiś nawet chwilowy) świat się kończy. Nawet jeśli to zaledwie jeden z wielu takich końców świata.

"X's" to nagranie odważne, nie tylko ze względu na bezwzględną wiwisekcję emocji, jaką funduje nam lider, ale również właśnie z uwagi na ten minimalizm ocierający się wręcz o slowcore. Proste ale silne emocje łatwo utopić w wybuchowych aranżacjach, ale to tylko utrudnia odnalezienie się w przekazie. Ciężko płakać nad utraconą miłością z taką na przykład Adele, kiedy naszemu chlipaniu towarzyszy kilkudziesięcioosobowa orkiestra symfoniczna. Z Gonzalezem płacze się znakomicie. Bo jesteś tylko ty i on, nocą, w jakimś cichym pokoju w motelu. Niekoniecznie w El Paso.

Cigarettes After Sex "X's", Mystic

8/10

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas