Historia piosenki, która zmieniła oblicze polskiego wybrzeża. Hit, którego Wodecki się wstydził
Letnia piosenka o nudystach, która miała być tylko sezonowym przebojem, zmieniła życie Zbigniewa Wodeckiego i na trwałe wpisała się w krajobraz Chałup. Choć "Chałupy welcome to" podbiło serca słuchaczy, sam wykonawca nie był jej największym fanem – wręcz przeciwnie.

Była zima 1985 roku, gdy Antoni Wroński z Polskiego Radia postanowił przygotować letni przebój. Z pomysłem zwrócił się do artystów szykujących się do tournée po USA. Kompozytor Ryszard Poznakowski skomponował melodię, a słowa napisała Grażyna Orlińska. Początkowo piosenkę miała wykonać Irena Santor, ale uznała, że "Chałupy" nie pasują do jej repertuaru. Zdecydowała się oddać utwór Wodeckiemu.
Zbigniew Wodecki nagrał wokal i partię trąbki, a do chórków zaproszono Alibabki. Założenie? Ma być lekko, dowcipnie, plażowo. Nie spodziewano się, że ta pastiszowa piosenka stanie się wielkim hitem.
Sukces, który zaskoczył wszystkich
Gdy Wodecki i Santor koncertowali w USA, "Chałupy welcome to" zdobywały szturmem polskie listy przebojów. Utwór dotarł na pierwsze miejsce Telewizyjnej Listy Przebojów i szybko stał się nieodłącznym elementem wakacyjnych playlist. Radiostacje grały go na okrągło, a widzowie nie mogli oderwać wzroku od odważnego jak na ówczesne standardy teledysku.
Ten jednak był dla Wodeckiego źródłem zażenowania. Wideoklip zrealizowany na plaży nudystów wzbudził kontrowersje - artysta przyznał, że niektóre mity wokół nagrania, np. ten o jego własnym rozbieraniu się na plaży, były dla niego krępujące. "Po prostu się wstydzę" - mówił w jednym z wywiadów.
Zbigniew Wodecki - wstyd w Chicago
Podczas jednego z koncertów w Chicago, Wodecki odmówił wykonania "Chałup", co wywołało niezadowolenie widowni. Ostatecznie artysta dał się namówić i wystąpił - jak sam wspominał, "ku uciesze zgromadzonych przy scenie osób".
Piosenka, która miała być wakacyjnym żartem, stała się dla niego wybawieniem w trudnych czasach PRL-owskiego show-biznesu. "Letnia piosenka pozwoliła mi się utrzymać na powierzchni mętnej wody rodzimego show-biznesu" - żartował Wodecki.
Chałupy - z procesu czarownic na plażę nudystów
Miejscowość Chałupy, dziś nieodłącznie kojarzona z opalającymi się nago naturystami, ma burzliwą historię. Jeszcze przed wojną trafiła na karty "Wiatru od morza" Stefana Żeromskiego, który opisał tu ostatni kaszubski sąd - karanie kobiet, którym zarzucano czary.
W latach 60. i 70. miejscowość upodobali sobie polscy artyści. Andrzej Łapicki, Aleksandra Śląska czy Tadeusz Konwicki z żoną przyjeżdżali tu na wakacje, jedząc, pijąc i dyskutując o sztuce. Jednak to nie oni, a naturyści mieli na zawsze zmienić wizerunek Chałup.
Naturyzm jako wentyl bezpieczeństwa PRL
Choć początkowo władze PRL próbowały zwalczać naturystów, z czasem uznały ich za niegroźnych ekscentryków. Naturyzm - jak tłumaczy Marcin Lubertowicz z Federacji Naturystów Polskich - był dla władzy formą "wentylu bezpieczeństwa", podobnie jak Jarocin. Pojawiły się zloty, wybory Miss Natura, a tekstylni zaczęli masowo przechodzić na "nagą stronę mocy".
Teoretycznie, plaża w Chałupach nigdy nie była największa ani najbardziej znana. Jednak dzięki Wodeckiemu i jego piosence to właśnie ta stała się symbolem polskiego naturyzmu.
Zbigniew Wodecki - legenda, która przetrwała dekady
Choć Zbigniew Wodecki z początku dystansował się od "Chałupy welcome to", z czasem pogodził się z jej sukcesem. Dla wielu słuchaczy piosenka do dziś pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych wakacyjnych przebojów. A dla mieszkańców Chałup - symbolem, z którego nie każdy jest dumny, ale któremu nikt nie może odmówić siły rażenia.
Letni przebój, który miał być tylko epizodem, przeszedł do historii. Dziś trudno wyobrazić sobie polskie lato bez Wodeckiego śpiewającego: "W Chałupach się nie łudzisz, w Chałupach się rozbudzisz…"