Reklama

Jarocin Festiwal 2024: dzień pierwszy. Paparara, paparara! [RELACJA]

Jarocin to jeden z tych festiwali, na które zaczynam czekać od razu, jak tylko się skończą. Jeśli ktoś marudzi, że przestał jeździć, bo to już nie to, to fakt, skinheadzi już nie butują publiczności, a publiczność nie rzuca ziemią w wykonawców, ale mocny line-up i klimat nadal jest.

Jarocin to jeden z tych festiwali, na które zaczynam czekać od razu, jak tylko się skończą. Jeśli ktoś marudzi, że przestał jeździć, bo to już nie to, to fakt, skinheadzi już nie butują publiczności, a publiczność nie rzuca ziemią w wykonawców,  ale mocny line-up i klimat nadal jest.
Jarocin Festiwal 2024: Happysad na scenie /Eris Wójcik /INTERIA.PL

Imprezę rozpoczął łódzki Bruklin. Łatwo nie mieli, bo granie jako pierwsi nigdy prostym zadaniem nie jest, a dodatkowo słońce świeciło sobie w najlepsze, ale pokazali, że jednak zespoły z Łodzi to są. Następnie Mulk, czyli must see dla tych, którzy lubią mocniejsze gitary. Ci z kolei udowodnili, że trójmiejska scena też po staremu ma się dobrze.

Dziwną Wiosnę niedługo posądzę o stalkerstwo, bo widujemy się częściej chyba niż z rodzicami, ale to w niczym nie przeszkadza, bo koncerty dowożą zawsze i też zawsze słysząc "Leć Maria, Maria, do góry" myślę, że to jedna z piękniejszych piosenek, jakie znam. Słyszałam też kiedyś stwierdzenie, że to obecnie jeden z najlepszych koncertowych zespołów w Polsce i można temu stwierdzeniu jedynie przytaknąć. Must see vol. 2.

Reklama

Kiedy z głównej sceny schodził wrocławski Ocean, po drugiej stronie ulicy wystartowała Mała Scena, a na niej Acapulco. Przyznaję, że podchodziłam sceptycznie, widząc w składzie akordeon, ale zupełnie zbędne były te obawy.

Na tej scenie też zagrali potem Jucha, przy której zdecydowanie można było się wyżyć, jeśli ktoś potrzebował się wykrzyczeć, i duet Alles, który widziałam już na NEXT Feście i od tamtego czasu kocham - są dziwni, mroczni i trudno oderwać od nich wzrok. Usiądźcie w ciemnym pokoju, odpalcie sobie "Przeklinam cię za to" Republiki i jak poczujecie ten niepokój, to jest właśnie to uczucie, które wywołuje Alles.

Po Oceanie na scenie pojawił się Dr Misio, zespół, który gra piosenki smutniejsze niż oni sami. Widziałam ten skład nie wiem ile razy już, ale zawsze dobrze sobie pokrzyczeć "Prawda? Nie ma jej!". Tak samo jak usłyszeć "Ściągać koszulki albo nie gram" i "Pogo", i "Chory na Polskę". Oni nigdy nie zawodzą.

Jako przedostatni zagrał zespół Happysad i hm, mogę powiedzieć, że to był dla mnie koncert dnia. Po pierwsze dlatego, że byłam na Happysad Inaczej, byłam też na "zwykłym" koncercie, ale to był Woodstock, więc byłam tam bardziej ciałem niż duchem, no i w końcu przyszła okazja do przesłuchania całego występu w spokoju. Po drugie, nowe aranże sztosik i nikt już nie powie, że "Zanim pójdę" to emo piosenka harcerska. Po trzecie, zabranie żywego dęciaka, to już w ogóle miód. Po czwarte, zaczęcie od kawałka "Homophobia" Chumbawamby. A po piąte, "Żar" na żywo, to jest jeszcze lepszy letni kawałek. Parapapa parapapa parapapa papara!

Zakończenie było równie mocne. Najpierw Dezerter zagrał swój koncert sprzed 40 lat, więc usłyszeliśmy między innymi "El Salvador", "TV Show", "Ku przyszłości" i "Plakat". Nie ma co tu dużo pisać, bo to po prostu marka sama w sobie. Całości dopełnił wspólny występ z Eugenem z Gogol Bordello i "Spytaj milicjanta".

Gogol Bordello jako headliner to pomysł idealny, bo ten cygański punk rock to pewniak dobrej zabawy pod sceną. I... publiczność była liczna, ale zaskakująco statyczna przy okazji. Naprawdę trudno stwierdzić dlaczego. Zrzućmy to może na późną porę i przemęczenie słońcem. A mówił Edgar ze sceny, żeby pić dużo wody!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jarocin Festiwal | Happysad | Gogol Bordello | Dezerter | Dr Misio
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy