Reklama

ZEW się budzi: dzień drugi. Pogo! Pogo! Pogo! [RELACJA]

Drugi dzień Zewu był dużo bardziej punkowy i dużo bardziej deszczowy, ale to dobrze, bo tradycję trzeba pielęgnować.

Drugi dzień Zewu był dużo bardziej punkowy i dużo bardziej deszczowy, ale to dobrze, bo tradycję trzeba pielęgnować.
Stacja B. na scenie ZEW się budzi /Robert Wilk /INTERIA.PL

Sobotnie koncerty nie zaczęły się tym razem o siódmej, a o dziesiątej, czyli nie tak znowu skoro świt, choć jak na rockowy festiwal, to nadal wcześnie. Była szansa, że ktoś zawinie pod scenę dopiero kończąc imprezę – tak trochę żartem, a trochę wcale nie, znając różne takie z doświadczenia. 

Małą Scenę otworzył zespół RoseMerry, który wcześniej słyszałam tylko z nagrań, więc ciekawa byłam koncertowej wersji. I o ile studyjnie są dobrzy, to koncertowo są jeszcze lepsi. Jeśli lubicie Adę Rusowicz, Mirę Kubasińską, Breakout i tego typu klimaty zahaczające o lata 60., to koniecznie sprawdźcie RoseMerry. Jakie to było dobre! Łatwego zadania nie mieli więc grający po nich chłopaki ze Stan Chaplin, ale się starali. Jako trzeci na Małej Scenie wystąpił Chrust. Grupa założona w 2021 roku, choć przyznaję, że mi intensywniej przewija się dopiero od kilku miesięcy. Jeśli wczoraj polecałam Percivala, to teraz polecam Chrust – klimat podobny, tylko przy tych drugich przygotujcie się też na odrobinę electro. 

Reklama

A potem w harmonogramie zaczęły się zmiany, jak w Trójce po aferze z Kazikiem. Żartuję, nie było tak źle, tylko mała obsuwka i Zacier zmienił pozycję. I do line-upu dołączyły 4 Dziki, ale o tym potem. 

Na Dużej Scenie jako pierwsza poleciała AyAhuasca. Panowie mówili, że to moon rock, ale nie wiem, czy miało to był określenie nowego gatunku muzycznego, czy jednak bardziej pozdro dla kumatych. Następnie Chałtcore, który miał nie grać na festiwalach przez te brzydkie piosenki, a tu proszę, jednak. Można sobie było pokrzyczeć, czego się nie musi, czego nie żałuje i na co wymiotuje.

Kiedy na scenę weszły Siaki, sprawdzałam, gdzie się spotkaliśmy wcześniej, bo wiedziałam, że już ich słyszałam i mi się podobali. Okazało się, że to jeden z zespołów, który w ubiegłym roku grał na zewowej Małej Scenie, więc pamięć mnie nie myliła. Poznałam po swetrze. Anarcho-speed-country, jakby się ktoś zastanawiał.

Stację B. propsuję, odkąd usłyszałam pierwszy raz na żywo, czyli już pewnie ze dwa lata. Naprawdę dobry punkowy zespół z polskim Freddiem Mercurym na wokalu. Mam nadzieję, że do zobaczenia kiedyś na Jarocinie albo Pol'and'Rocku, bo na ich koncertach mądrzy ludzie bawią się, pogo! pogo! pogo! A "Wskazówka" to jest taka stadionówka, że ojej.  

Koncert Armii przebiegł pod znakiem "Budzy, k**wa, 'Legenda'", ale usłyszeliśmy też "Nigdzie, teraz, tutaj", "Aguirre", "Wołanie o pomoc" czy "Niezwyciężonego". Fani Armii na pewno nie byli zawiedzeni. Następnie, jak to śpiewał Kazik, czas na Zacier. Przy "Kebabie w cienkim cieście" miałam trochę flashbacki z Nocnego Kochanka, ale "Wokół chodzi sobie mrówka, param pam pam / No bo to właśnie są rzodkiewki, param pam pam" drugi dzień nie chce mi wyjść z głowy, więc nie wiem, może coś w tym jest. 

Po pierwszych dźwiękach "Pieśni Aniołów" Analogsów przypomniało mi się, dlaczego mam całą ich dyskografię na półce. Fajnie było znowu usłyszeć "Co warte jest życie", "Twoje kłamstwa", "Przegrany", "Dzieciaki atakujące policje", "Hlaskover Rock" czy wiele znaczące dla mnie "Pożegnanie". A i nowości nie zabrakło, takiej choćby "Rudej Kejli". Tęskniłam, chociaż nawet o tym nie wiedziałam. 

I na koniec, hiszpański Boikot, po raz pierwszy w Polsce. Myślę, że wspominać będą miło i wrócą jeszcze kiedyś, bo publiczność tańczyła, ile jeszcze mogła po spędzeniu dziesięciu godzin pod sceną. Jeśli lubicie, na przykład, Dubiozę Kolektiv, to odpalajcie Boikot, spodoba wam się. 

Miał być koniec, ale okazało się, że na scenę po Boikocie weszły jeszcze 4 Dziki. Dlaczego? Nie wiem, bo ja tam zawsze jestem za kończeniem takim koncertem, który ludzie będą przegadywać w emocjach, idąc do namiotu albo hotelu. Ale zawsze to lepiej więcej muzyki na żywo niż mniej, no nie? Piszę ten tekst na sporym niedospaniu, a już czekam, co będzie się działo na następnej edycji. Zewu nie da się nie lubić, nawet z tym nieoczekiwanie walącym deszczem. Na Zewie to nawet nie są niedogodności, tylko tradycja. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ZEW się budzi | Analogs | Zacier | Armia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy