Przepis na sukces i... kłopoty. Oto najsłynniejsze muzyczne supergrupy
"Weź znanych muzyków - im bardziej znanych, tym lepiej, a potem zaproś ich razem na scenę i czekaj na efekty" - gdyby istniał przepis na supergrupę, to pewnie tak wyglądał. W rzeczywistości sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Fani oczywiście są zachwyceni, kiedy mogą zobaczyć i usłyszeć cenionych artystów we wspólnych projektach, ale żywot takich zespołów bywa bardzo krótki. Jak pokazuje historia, muzycy często mają albo za mało czasu, albo zbyt wielkie ego, żeby to się udało. Oto najsłynniejsze muzyczne supergrupy.
Travelling Wilburys
Bob Dylan, George Harrison, Jeff Lynne, Roy Orbison i Tom Petty - gdyby taki zestaw gwiazd pojawił się w latach 80. w składzie jakiegoś festiwalu, bilety rozeszłyby się błyskawicznie. Nic dziwnego, że kiedy ci artyści spotkali się w jednym studiu, nagrali świetną płytę. Wszystko zaczęło się, kiedy Jeff Lynne z Electric Light Orchestra pracował nad albumem George’a Harrisona. Muzycy dyskutowali o tym, że miło byłoby pograć kiedyś razem ze wspólnymi kolegami. Takie pomysły często kończą żywot po zakończeniu sesji, ale nie tym razem. Ekipa zebrała się na nagranie jednej piosenki, jednak wszyscy zgodnie stwierdzili, że efekt jest za dobry, żeby na tym poprzestać.
The Traveling Wilburys wydali w 1988 roku album, który - co chyba nie dziwi - cieszył się ogromnym zainteresowaniem i okazał się sukcesem. Niestety Roy Orbison zmarł wkrótce po premierze płyty. Grupa wydała jeszcze jeden krążek, ale artyści stwierdzili, że bez Roya to już nie to samo i zespół zakończył działalność.
Cream
Ten zespół miał na koncie podobny staż jak The Traveling Wilburys, ale zdążył wydać aż cztery płyty. Cream stworzyli: Eric Clapton z The Yardbirds, Ginger Baker z Graham Bond Organization i Jack Bruce, znany choćby z grupy Manfred Mann. Ginger wybrał się kiedyś na koncert Erika i podwoził go do domu po występie. Panowie po drodze dyskutowali o tym, że chcieliby jakiejś zmiany w karierze, obaj myśleli o założeniu nowych zespołów. Szybko dogadali się, że będą wspólnie grać, ale Clapton postawił warunek: dołączy do nich Bruce. Ginger znał Jacka ze wspólnej pracy i nie miał najlepszych wspomnień. Muzycy często się kłócili, potrafili nawet pobić się na scenie. Mimo to Baker się zgodził.
Grupa Cream okazała się ogromnym sukcesem, ale ostatecznie nie wytrzymała pojedynku ego. Artyści nie mogli się dogadać, popisywali się na koncertach, do tego w pewnym momencie zmęczyli się trasami. Historia Cream zakończyła się w 1969 roku, nie licząc kilku późniejszych okolicznościowych koncertów. Clapton szybko się pozbierał i od razu założył kolejną supergrupę, Blind Faith, jednak ta formacja przetrwała zaledwie rok.
Temple of the Dog
Miał być skromny hołd dla zmarłego Andrew Wooda z Mother Love Bone, a skończyło się grunge'owym klasykiem. Chris Cornell, przyjaciel i współlokator wokalisty, postanowił uczcić pamięć kolegi. Muzyk namówił do współpracy wspólnych znajomych i tak powstało Temple of the Dog. Grupę stworzyli: Cornell, Jeff Ament, Stone Gossard, Mike McCready i Matt Cameron. Chris zaprosił też na album nowy nabytek grupy Pearl Jam, wokalistę Eddiego Veddera. Zespół Temple of the Dog zdążył nagrać tylko jedną płytę, bo muzycy musieli zająć się pracą w Soundgarden i Pearl Jam, ale ten album jest uznawany przez fanów grunge'u za klasyk.
Formacja ruszyła w oficjalną trasę koncertową dopiero z okazji 25-lecia premiery krążka. Kiedy okazało się, że Eddie nie może grać koncertów z powodów rodzinnych, podczas jednego z występów pozostali muzycy zadedykowali mu piosenkę "Hunger Strike", a partię Veddera wyśpiewała publiczność.
Audioslave
Kolejna supergrupa z Cornellem w roli wokalisty. Kiedy Zack de la Rocha odszedł z Rage Against the Machine, pozostali muzycy postanowili założyć nowy zespół. Tom Morello, Brad Wilk i Tom Commerford zaprosili do współpracy właśnie Chrisa. Audioslave chwalono za to, że muzycy nie poszli na łatwiznę i wymyślili coś nieco innego niż ich macierzyste formacje, poza tym grupa nagrała trzy dobre płyty. Ta trzecia okazała się ostatnią, bo wokalista postanowił odejść. Cornell stwierdził, że nie może się dogadać z kolegami, do tego każdy w Audioslave miał inny pomysł na muzykę.
Po latach artysta przyznał, że zmagał się w tym czasie z osobistymi problemami, które musiał rozwiązać, a wiele rzeczy w zespole można było załatwić zupełnie inaczej, bez sporów. W 2017 roku muzycy zagrali jeden wspólny koncert i nie wykluczali powrotu na dobre, tym bardziej że od dłuższego czasu rozmawiali o takiej możliwości. Niestety Cornell zmarł kilka miesięcy później, co zakończyło historię Audioslave w tym składzie.
Them Crooked Vultures
Co robi Dave Grohl, kiedy tylko ma wolną chwilę? Wymyśla sobie nową pracę. W tym akurat projekcie wsparli go John Paul Jones z Led Zeppelin i Josh Homme z Queens of the Stone Age. Artyści chcieli nazwać swój zespół Caligula, ale ta nazwa okazała się już zajęta, więc stanęło na Them Crooked Vultures. Swoją drogą, niewiele brakowało, żeby do ekipy dołączył jeszcze Jimmy Page. Grupa ma na razie na koncie trasę koncertową i jeden album z 2009 roku. Fani Them Crooked Vultures oczywiście liczą, że na tym się nie skończy.
Dobre wieści są takie, że muzycy wcale nie zrezygnowali z projektu. Planowali nawet kolejne prace, ale znalezienie czasu na wspólne granie okazało się dużym wyzwaniem, bo każdy z nich ma swoje zajęcia. Zresztą to, że od pierwszych rozmów ekipy do nagrania płyty minęły cztery lata, też o czymś świadczy.
Asia
Perkusista Carl Palmer z Atomic Rooster okazał się specjalistą od supergrup. Najpierw stworzył Emerson, Lake & Palmer, razem z Keithem Emersonem z Nice i Gregiem Lake’iem z King Crimson, a potem dołączył do kolejnej gwiazdorskiej formacji. Asia z Azją nie miała nic wspólnego, ale z przebojowymi singlami już sporo. Zespół tworzyli, oprócz Carla, John Wetton z King Crimson i Uriah Heep, Steve Howe z Yes oraz Geoff Downes z Yes i Buggles. Już debiutancki album grupy Asia okazał się sporym sukcesem, w czym na pewno pomógł hit "Heat of the Moment".
Akurat ta formacja, jako jedna z nielicznych supergrup, nie tylko ma na koncie kilkadziesiąt lat działalności, ale też kilkanaście płyt. Oczywiście skład zdążył się wiele razy zmienić, do tego niektórzy muzycy już nie żyją, ale do dziś w zespole działają Downes i Palmer.
Electronic
Bernard Sumner z New Order i Joy Division oraz Johnny Marr z The Smiths znali się już od kilku lat, kiedy wpadli na pomysł współpracy. Bernard nie był zachwycony tym, że koledzy z New Order kręcili nosem na jego pomysły użycia jeszcze większej liczny syntezatorów. Postanowił więc nagrać solową płytę, ale szybko zorientował się, że samodzielnie źle mu się pracuje. Muzyk zadzwonił więc do Marra, który akurat miał trochę wolnego czasu po rozpadzie The Smiths. Tak powstała grupa Electronic.
Zespół nagrał trzy płyty, a jeśli mało wam gwiazdorskich akcentów, to w debiutanckim singlu, "Getting Away with It", zresztą sporym przeboju, wystąpił jeszcze Neil Tennant z Pet Shop Boys. Kto by pomyślał, że inspiracje italo disco skończą się takim sukcesem?
The Last Shadow Puppets
Miles Kane, znany z The Rascals, a później solowej kariery, supportował Arctic Monkeys podczas jednej z tras koncertowych. Wokalista zaprzyjaźnił się wtedy z Alexem Turnerem, bo okazało się, że panowie nie tylko świetnie się dogadują, ale też uwielbiają tych samych twórców. Wtedy muzycy postanowili, że muszą coś razem nagrać. Zwykle w takich przypadkach kończy się na obietnicach, jednak nie tym razem. Duet dobrał do współpracy jeszcze jedną sławę - Jamesa Forda z Simian Mobile Disco, który przy okazji od lat pisze piosenki i produkuje płyty dla kolegów po fachu.
Debiutancki album The Last Shadow Puppets ukazał się w 2008 roku, na drugą płytę trzeba było czekać aż osiem lat. Kolejne osiem lat mija w tym roku i wielu fanów uważa, że właśnie w najbliższych miesiącach formacja wróci z czymś nowym. Artyści na razie na ten temat milczą.
Velvet Revolver
Historia Guns N' Roses przypomina momentami meksykańską telenowelę, ale czasem zawiłe historie prowadzą do ciekawych rozwiązań. Po kolejnych kłótniach, w drugiej połowie lat 90., z zespołu odszedł Slash, a potem szeregi grupy opuścili Duff McKagan i Matt Sorum. Muzycy przez kilka lat zajmowali się swoimi projektami, aż przypadkiem spotkali się na koncercie charytatywnym. Wtedy zdali sobie sprawę, że cały czas świetnie się dogadują i może warto byłoby coś z tym zrobić. Tym "czymś" okazała się grupa Velvet Revolver. Zespół dość długo szukał odpowiedniego wokalisty, w końcu Duff zasugerował swojego znajomego z siłowni, Scotta Weilanda z grupy Stone Temple Pilots.
Wszystko układało się świetnie, Velvet Revolver udało się osiągnąć spory komercyjny sukces, jednak w pewnym momencie pojawił się problem. Scott wrócił do swojego dawnego życia, sprzed odwyków i siłowni. Wokalista próbował nadrobić lata bez używek, co oczywiście doprowadziło do konfliktów w zespole. Podczas jednej z tras muzycy odzywali się do Weilanda tylko wtedy, kiedy się z nim kłócili. Grupa próbowała jeszcze swoich sił z innymi wokalistami, a Scott po latach ogłosił, że chce wrócić, jednak ani jedno, ani drugie się nie udało.
Crosby, Stills, Nash & Young
Ta supergrupa zaczęła swoją historię jako trio. David Crosby z The Byrds, Graham Nash z The Hollies oraz Stephen Stills z Buffalo Springfield mieli kiedyś okazję wspólnie występować i stwierdzili, że świetnie razem brzmią. Założyli więc zespół, do którego dołączył później Neil Young. Czterech świetnych muzyków daje niezłą kombinację talentów, ale czasem też kumulację kłopotów. Crosby, Stills, Nash & Young mieliby na ten temat sporo do powiedzenia. Nie zapominajmy oczywiście o tym, że zderzenie silnych osobowości doprowadziło do rozpadu zespołu. I nie, liczba mnoga nie jest tu przypadkiem, bo każdy miał coś za uszami.
O co kłócili się muzycy? W ostatnich latach na przykład o to, że David Crosby krytykował partnerki swoich kolegów ze sceny. Mimo to artyści nie wykluczali powrotu w pełnym składzie "z rozsądku". Crosby zmarł jednak w 2023 roku, więc pełna reaktywacja zespołu już się nie uda.
Atoms for Peace
Debiutancki solowy album Thoma Yorke'a z Radiohead był w dużej mierze elektroniczną płytą. Wokalista stwierdził jednak, że bardzo chciałby grać te piosenki na koncertach, na żywych instrumentach. Muzyk zadzwonił więc z pomysłem do Nigela Godricha, producenta Radiohead, a potem wszystko potoczyło się szybko. Do Atoms for Peace dołączyli też: Flea z Red Hot Chili Peppers, Joey Waronker, który grał z R.E.M. i Beckiem, a także Mauro Refosco, współpracownik choćby Davida Byrne'a.
Ekipie tak spodobała się wspólna praca, że stworzyła razem płytę "Amok". Co prawda na tym dyskografia grupy się kończy, bo artyści zwyczajnie nie mają czasu dla Atoms for Peace, ale zdarza im się razem pracować przy pojedynczych piosenkach innych projektów.
The Good, the Bad & the Queen
Damon Albarn z Blur i Gorillaz wymyślił sobie solowy projekt, w którym miał mu pomóc producent Danger Mouse - przy okazji jedna druga duetu Gnarls Barkley. Wkrótce do The Good, the Bad & the Queen dołączyli: Paul Simonon z The Clash, Simon Tong z The Verve i legenda perkusji Tony Allen. Ciekawostka: Damon poznał Paula na ślubie Joe Strummera, a Tony sam odezwał się do muzyka, kiedy usłyszał swoje nazwisko w piosence Blur. Supergrupie udało się nagrać dwie wspólne płyty, co zajęło artystom ponad 10 lat. W 2019 roku The Good, the Bad & the Queen zagrali swój ostatni koncert.