Prasa rozpisywała się o jego skandalach. Jaki naprawdę był George Michael?
W wigilijny wieczór 2016 roku, zanim nazajutrz pojawił się komunikat o śmierci George'a Michaela, telewizja BBC wyemitowała archiwalny program "Top of the Pops". Gwoździem odcinka był występ duetu Wham! z utworem "Young Guns (Go For It!)", jedną z pierwszych kompozycji, która rozpoczęła fantastyczną karierę muzyka. Gdyby żył właśnie kończyłby sześćdziesiąt lat. Czy świętowałby swoje urodziny wydaniem kolejnego albumu, wyprodukowanego przez Naughty Boya?
W książce "About a Boy" Nicka Hornby'ego główny bohater utrzymuje się z tantiem za świąteczną piosenkę, napisaną przez swojego ojca. Gdyby spojrzeć od tej strony na życie George'a Michaela, to poza wydaniem kompozycji "Last Christmas" nie musiałby już niczego nagrywać.
Było w nim coś cudownego. Świetny piosenkarz (kiedy nie palił za dużo marihuany), czarujący przystojniak (choć nie lubił jednej strony swoje twarzy), doskonały autor tekstów (zanim dostał blokady twórczej), olśniewająca osobowość (kiedy akurat nie był zbyt naćpany).
Śmierć muzyka w Boże Narodzenie 2016 roku byłą wstrząsem dla wszystkich począwszy od fanów, kończąc na najbliższym otoczeniu artysty. Nic nie zapowiadało tragicznego finału, pomimo dość kontrowersyjnego stylu życia Michaela, morza wypijanego alkoholu i całej gamie ostrych używek, jakie były jego udziałem. Znajomi podkreślali, że znajdował się doskonałej formie, podobno kończył pracę nad nowym materiałem na płytę, podobno chciał współpracować przy niej z producentem Naughty Boyem (tworzył hity dla Beyonce, Emeli Sande i Rihanny), podobno marzył pierwszy raz od lat o serii koncertów.
W trakcie swojej długiej kariery i burzliwego życia prywatnego wokalista przeżył niejedno otarcie się o śmierć, a także nieustanną depresję, żałobę, paraliżujący żal, batalię prawną z wytwórnią płytową, publiczne zawstydzenie, kilka spotkań z policją i długi i nieszczęśliwy okres, w którym czuł się niezdolny do uznania swojego homoseksualizmu.
"Przeklęty" George Michael
W 2011 roku, po tym jak zachorował na ciężkie zapalenie płuc podczas trasy Symphonica Tour i spędził tydzień na oddziale intensywnej terapii w Wiedniu, pojawiły się plotki, że być może jest chory na AIDS. Kilkanaście lat wcześniej jego ukochany Anselmo Feleppa, zmarł w wyniku udaru mózgu, który był powikłaniem tej choroby. Tuż po tej tragedii na wokalistę Michaela spadł kolejny cios. Jego ukochana matka umarła na nowotwór, a jego szczeniak utonął. Muzyk wpadł w depresję. Jak sam wyznawał później w wywiadach czuł się wtedy tak, jakby był przeklęty. Stąd być może ucieczka w świat narkotyków, brawurowej jazdy samochodowej pod wpływem (jedna skończyła się w witrynie sklepu fotograficznego w Londynie), przygodnego seksu.
Ta ostatnia pokusa stała się przyczyną skandalu obyczajowego z jego udziałem. W 1998 roku został aresztowany za dokonanie "lubieżnego czynu" w toalecie w Beverly Hills. Chociaż takie wydarzenie mogłoby wiązać się z końcem kariery wielu znanych osób, w tym przypadku było zupełnie inaczej. Piosenkarz nie tylko nie przeprosił za wydarzenie, ale po raz pierwszy, uznając swoją seksualność, zmienił incydent w doskonały, gejowski hymn "Outside". Nagraniu towarzyszył świetny teledysk. Przedstawiał policjanta tańczącego w toalecie, wyglądającej jak lśniąca dyskoteka. Stróż prawa, który aresztował Michaela, twierdził później, że wideo wywołało u niego "emocjonalny niepokój" i starał się o odszkodowanie od gwiazdy za ośmieszenie. Próba ta została na szczęścia odrzucona przez sąd.
Początki z Wham!
Sukcesy George Michaela zaczęły się w 1982 roku wraz z doskonałym przyjęciem pierwszych singli Wham!, które stały się podstawą rewelacyjnej sprzedaży debiutanckiego albumu "Fantastic". Grupa była kochana przez publiczność i często wyśmiewana i krytykowana przez dziennikarzy. Opisywano często twórczość duetu jako błyszczący, pusty pop, wykonywany dla małych dziewczynek przez opalonych chłopców, ubranych w białe koszulki. Jak się okazało, te pierwsze wrażenia były błędne. Wham! byli zauważalnie mądrzejszym i bardziej złożonym zespołem, niż sugerowałby ich wygląd. Chociażby często krytykowana piosenka "Wham Rap! (Enjoy What You Do)" była utworem nie tyle o obojętności wobec problemu bezrobocia, ile o odporności jednostki w jego obliczu i umiejętności radzenia sobie na przekór okolicznościom.
Bijąc rekordy sprzedaży, muzycy zdawali się bawić konwencją, często przemycając do pozornie błahych piosenek ciekawe, ironiczne obserwacje rzeczywistości. To właśnie ci dwaj przystojniacy potrafili zaskoczyć wszystkich, dając darmowe koncerty dla górników podczas strajków w połowie lat 80. w Wielkiej Brytanii. Każda kolejna płyta grupy docierała na szczyty list przebojów, a ich popularność już dawno rozlała się po całym świecie, dając im numer jeden za oceanem, za sprawą albumu "Make It Big".
Ten sukces wydawał się jednak nie do końca satysfakcjonujący dla gwiazdora. Szybko dojrzewał jako kompozytor i autor tekstów, czego dowodem były takie nagrania jak "Everything She Wants", "Careless Whisper" czy przejmujący "A Different Corner". Te dwa ostatnie sygnowane tylko jego nazwiskiem, chociaż pojawiły się na płytach Wham!. Zupełnie jakby George czuł, że obie kompozycje nie pasują do zespołu, który z taką pasją współtworzył. Podczas występu na Live Aid, pojawił się jako on sam w towarzystwie Eltona Johna, a jego partner z zespołu Andrew Ridgeley śpiewał w chórkach z tyłu sceny.
Solowa kariera i całkowita zmiana wizerunku
George Michael najwyraźniej kładł podwaliny pod karierę solową, która bardzo różniła się od tego czego dokonał z Wham!. Przejście od nastoletniej gwiazdy muzyki pop do dorosłego artysty jest często jednym z najtrudniejszych kroków na drodze do osiągnięcia sukcesu. Nasz bohater sprawił jednak, że cały proces wyglądał zupełnie naturalnie. Michael zdawał się dokładnie wiedzieć, czego chce i jak to osiągnąć.
Jego kolejnym solowym singlem był duet z Arethą Franklin "I Knew You Were Waiting (For Me)". Wielki, transatlantycki numer 1, który zdobył nagrodę Grammy za najlepszy występ R&B. Warto zauważyć, że sam fakt, współpracy Michaela z Królową Soulu, automatycznie dodawała mu splendoru i nowej jakości, podobnie jak duet na Live Aid z Eltonem Johnem. Dzięki tym zdarzeniom jego kariera poszybowała do góry, pokazując, że to już nie chłopiec w białych spodenkach, ale prawdziwy artysta.
Nie dziwi więc chyba fakt, że jego debiutancki album rozpoczyna się od motywu z "Freedom" granym na kościelnych organach, co można odczytać jako próbę odcięcia artystycznej przeszłości. Ponad 25 milionów sprzedanych płyt, podsycanych przez kontrowersję wokół piosenki "I Want Your Sex". "Faith" dosłownie przekroczył muzyczne granice do tego stopnia, że stał się pierwszym albumem białego artysty, który znalazł się na szczycie amerykańskiej listy przebojów R&B, z czego George Michael był niezwykle dumny.
W tamtym czasie piosenkarz był bez wątpienia jedną z największych gwiazd popu, jednak wydawał się ciągle niespełniony. Może dlatego kolejnej płycie nadał tytuł "Listen Without Prejudice Vol. 1" (Słuchaj bez uprzedzeń), jakby czuł, że coś z frywolności Wham! nadal trzyma się jego wizerunku. Chciał się schować za swoją muzyką i odmówił nakręcenia teledysku do pierwszego singla "Praying For Time". Muzyk wciąż ukrywał przed światem prawdę o swojej seksualności, jednak po wysłuchaniu albumu można było odnieść wrażenie, że za sprawą swoich kompozycji pragnął przekazać swoim fanom wiadomość.
Wojna z wytwórnią
Album nie powtórzył sukcesu swojego poprzednika, chociaż jego sprzedaż i tak była imponująca. Michael oskarżał Sony Music o brak zaangażowania w promocję, wytwórnia piosenkarza o odrzucanie wywiadów i niechęć uczestniczenia w działaniach marketingowych. To wtedy zaczął się spór prawny na linii wydawca i muzyk, który sprawił, że ten ostatni zamilkł na długie lata. Piosenkarz bezskutecznie pozwał Sony w 1992 roku, próbując uwolnić się od długoterminowego kontraktu, który uważał za artystyczne niewolnictwo. Sprawa ciągnęła się dwa lata. Michael jednak przegrał. Ostatecznie firmy Dreamworks i Virgin do spółki wykupiły go ze stajni Sony, co było jakimś pocieszeniem.
Paradoksalnie opublikowany w 2017 roku dokument o życiu gwiazdora został wyprodukowany przez Sony Music Entertainment, co nie dziwi z uwagi na fakt posiadania przez wytwórnię praw do niezliczonej ilości materiałów, dotyczących George'a Michaela. To jednak trochę zabawne w kontekście wcześniejszych wydarzeń, zupełnie jakby dokument o Brexicie został sfinansowany przez Unię Europejską.
Trudne lata George'a Michaela
Jedną z zapowiedzi nowej płyty był występ w 1994 roku podczas MTV Europe Music Awards, gdzie muzyk wykonał nową kompozycję. Przejmujący i poruszający "Jesus to a Child" był hołdem dla ukochanego Anselmo Feleppy. "Older" ukazał się w 1996 roku i okazał się ogromnym sukcesem. Mroczny, tajemniczy, wypełniony smutkiem i tęsknotą album, stał się jednocześnie przepięknym muzycznym balsamem. Po jego wydaniu Michael wpadł w okres twórczej blokady, która wiązała się z jego stanem emocjonalnym i osobistymi problemami.
Kolejne lata jego życia wypełniły sensacyjne doniesienia o zażywaniu narkotyków, życiu seksualnym, złym stanie zdrowia, wypadkach samochodowych. Kolorowe tabloidy prześcigały się w kolportowaniu informacji, często będących zmyślonymi sensacjami, jak rzekome doniesienie o przyłapaniu piosenkarza na schadzce z emerytem, przypominającym brytyjskiego komika Bernarda Manninga. Te wszystkie historyjki i medialny szum przyćmiły jego kolejne płyty "Songs from the Last Century", z ulubionymi przez Michaela piosenkami innych twórców oraz wypełniony premierowym materiałem "Patience". Nagrany zresztą ponownie dla wytwórni Sony Music.
Pewne ożywienie przyniosło w jego karierze wydanie kompilacji "Symphonica" i doskonale przyjęta trasa koncertowa, w ramach której artysta wystąpił w naszym kraju w 2011 roku.
Niedokończony album, który miał być przełomem
Wielokrotnie pisano już o sile talentu George'a Michaela. O jego bogatym dorobku artystycznym i niewątpliwym wpływie, jaki miał na kulturę. Często z wielu opracowań wyłania się obraz człowieka mocno poobijanego przez życiowe problemy, naznaczonego strachem przed stratą, poszukującego szczęścia i bliskości. Był w pewnym sensie odludkiem, ale paradoksalnie ukrywał się na widoku publicznym, dając pożywkę kolorowym pisemkom.
Przeszedł fantastyczną drogę przemiany jako artysta. Jego nagrania można po latach odczytywać na nowo, przez pryzmat wiedzy o jego życiu i doświadczeniach z nim związanych. Został w naszej pamięci, być może dzięki swoim słabościom, osobą wielowymiarową, skomplikowaną, intrygującą, a nie tylko ślicznym, opalonym chłopcem, śpiewającym skoczny pop. Jego niespodziewana i przedwczesna śmierć na zawał serca, odebrała nam możliwość poznania nowej drogi artystycznej, do której jak twierdził, powoli się przygotowywał. Czy współpraca z Naughty Boyem popchnęłaby jego karierę? Tego już się niestety nie dowiemy.