Pogrążony w depresji napisał swój wielki przebój. "I tak jestem na dnie"
"Zobaczysz, rzucisz to za kilka miesięcy" - Billy Corgan często słyszał te słowa od swojego ojca, kiedy wspominał, że chce zająć się muzyką. Corgan senior, który sam był niezłym gitarzystą, bał się, że jego synowi zabraknie cierpliwości i determinacji, a chciał oszczędzić mu zawodu. Być może Billy rzeczywiście czasem zbyt szybko rezygnował ze swoich pomysłów, ale przy graniu tak się uparł, że stworzył jeden z najważniejszych rockowych zespołów lat 90. Pamiętacie te przeboje The Smashing Pumpkins?
Samotnik, który zapowiadał się na niezłego koszykarza - takiego Billy'ego pamiętają jego koledzy z młodości. Przyszły gwiazdor dorabiał zmywaniem naczyń w chińskiej restauracji i marzył o tym, że pewnego dnia będzie grać dla tłumów. To nie była łatwa droga, bo Corgan na pewno nie należy do współpracowników, którzy przymykają oko na błędy i za każdym razem przytakują, ale trzeba przyznać, że udało mu się zrealizować plan z nawiązką.
"1979"
W latach 80. muzyk napisał tekst do szkolnej gazety. Billy słusznie przewidział w nim, że Metallica, U2 i R.E.M. zdobędą niesamowitą popularność na świecie. Ciekawe, czy przewidział też własny sukces? Na pewno mocno o niego walczył, a najlepszym dowodem jest choćby ten singel. Niewiele brakowało, żeby "1979" zabrakło na słynnej płycie "Mellon Collie and the Infinite Sadness". Po trasie promującej poprzedni album, czyli "Siamese Dream", Corgan pracował tak intensywnie, że w ciągu roku napisał ponad 50 piosenek. Jedną z nich był właśnie kawałek "1979", który powstał już pod koniec prac. Kiedy ekipa weszła do studia, żeby nagrywać kolejną płytę, trzeba było wybrać najlepsze utwory z zestawu. Producent, Flood, przesłuchał materiał i stwierdził, że "1979" nie jest wystarczająco dobre, żeby pojawić się na albumie.
Flood to bardzo znana postać w świecie muzyki, artysta ma na koncie współpracę choćby z Depeche Mode, U2 i Nine Inch Nails, więc zespoły zwykle słuchają jego wskazówek. Nie tym razem. Billy tak wierzył w tę piosenkę, że rzucił: "Poczekaj!". Muzyk usiadł wieczorem w swoim pokoju i spędził cztery godziny na "naprawianiu" utworu. Nad ranem nowa wersja "1979" była już gotowa. Okazała się na tyle dobra, że Flood już po jednym przesłuchaniu wrzucił piosenkę na płytę. To wyjątkowo ucieszyło Corgana, bo właśnie ten singel miał pokazywać nowy kierunek The Smashing Pumpkins, czyli już nie tylko bezkompromisowe rockowe brzmienia, ale też elementy popu, elektroniki i melodie, które na długo zostają w głowie.
"Tonight, Tonight"
W swojej karierze grupa miała setki, jeśli nie tysiące sesji zdjęciowych, do tego trzeba doliczyć fotografie z koncertów albo te, które wykonali przez lata paparazzi. Mimo to jednym z ulubionych zdjęć Billy'ego jest dla wielu fanów niepozorna fotka z Disneylandu. Park rozrywki powinien kojarzyć się ze szczęściem i radością, tymczasem muzyk jako pasażer kolejki wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Artysta tłumaczył później, że naprawdę tego dnia świetnie się bawił, po prostu ktoś zrobił mu zdjęcie w momencie, kiedy akurat miał taką minę, co nie zmienia faktu, że Corgan stał się internetowym memem.
Billy przekonywał, że może nie zawsze był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale naprawdę potrafi cieszyć się życiem. Jeśli ktoś nie wierzy, może posłuchać choćby tego singla. "Tonight, Tonight" to takie "carpe diem" w wydaniu The Smashing Pumpkins. Wokalista przyznał, że to również jego mały hołd dla grupy Cheap Trick, czyli optymistyczny tekst, pod którym kryje się jednak trochę mroku. Muzyk nigdy nie ukrywał, że ojciec stosował przemoc wobec niego oraz jego brata, kiedy byli mali. Po latach mężczyzna zasugerował nawet synowi, że "dzięki temu stał się lepszym rockmanem". "Tonight, Tonight" miało więc być dla Corgana taką wiadomością do samego siebie, że warto walczyć o marzenia, wierzyć w siebie i nie poddawać się, nawet jeśli życie nie jest łatwe. Piosenka wydawała się muzykowi na tyle ważna i dobra, że jeszcze podczas trasy koncertowej wokalista zarezerwował studio, żeby zespół nagrał wstępnie kilka nowych utworów, w tym właśnie "Tonight, Tonight". W ostatecznej wersji singla pojawiła się też 30-osobowa orkiestra.
Billy przyznał po latach, że nie spodziewał się takiego sukcesu piosenki. Wiedział, że jest dobra, ale nie miał pojęcia, że stanie się przebojem, a potem również jednym z najważniejszych utworów The Smashing Pumpkins. Mały bonus: w teledysku do utworu zagrali Tom Kenny i Jill Talley - aktorzy, którzy podkładają głosy w kreskówce "SpongeBob Kanciastoporty".
"Today"
Plany i marzenia czasem świetnie motywują, ale rzeczywistość potrafi je boleśnie zweryfikować, o czym na własnej skórze przekonała się ekipa The Smashing Pumpkins. Debiutancki album zespołu, "Gish", nie był może gigantycznym sukcesem, jednak zwrócił uwagę na zespół. Grupa została nazwana "nową Nirvaną", co niekoniecznie zachwyciło Corgana. Muzyk chciał robić wszystko po swojemu, a nie zostać "następnym kimś". Billy miał jednak po debiucie większe problemy na głowie. Gitarzysta James Iha i basistka D'arcy Wretzky zakończyli swój związek, co niezbyt dobrze wpłynęło na atmosferę w zespole. Perkusista Jimmy Chamberlin miał z kolei coraz większe problemy z narkotykami i na tym etapie był już uzależniony od heroiny. Wokalista zdecydował nawet, żeby kolejny nagrać album w Atlancie, bo tam Jimmy nie miałby dostępu do swoich stałych dilerów. Sam Corgan po debiucie wpadł w depresję i - jak przyznał - przez jakieś dwa-trzy miesiące rozważał nawet samobójstwo.
"Today" okazało się pierwszą piosenką, jaką artysta napisał na album "Siamese Dream", a przy okazji było opisem osobistych zmagań muzyka. Billy wspominał w wywiadzie dla serwisu "Pitchfork": "Podjąłem decyzję na zasadzie: 'W sumie to jestem już na dnie, nie mam po co żyć, więc równie dobrze mogę stworzyć taką muzykę, jaką rzeczywiście chcę wydać'. Tak zaczęły się zmiany w moim życiu". Kiedy menedżer grupy usłyszał po raz pierwszy "Today", od razu rzucił: "To będzie przebój!". Nawet przedstawiciele wytwórni płytowej, którzy zajrzeli do studia po informacji o kłopotach w zespole, posłuchali kawałka i stwierdzili, że zapowiada się dobry album. Nie przewidzieli tego, że prace przedłużą się o kilka miesięcy, a ekipa przekroczy budżet, ale to już inna historia.
"Today" dla wszystkich było oczywistym pierwszym singlem - oprócz Corgana. Wokalista uparł się na piosenkę "Cherub Rock" i firma w końcu odpuściła. Propozycja artysty nie zrobiła furory, za to "Today" stało się sporym przebojem, co najbardziej pomogło samemu muzykowi, bo Billy nareszcie odzyskał wiarę w siebie. Przy okazji: "Today" i cały krążek "Siamese Dream" wyprodukował Butch Vig, który pracował między innymi przy słynnym "Nevermind" Nirvany.
"Disarm"
"To utwór o moim dzieciństwie i o tym, dlaczego stałem się du**iem" - podsumował Billy. Tym razem jednak nie jest to motywująca piosenka o przezwyciężaniu trudności. Muzyk wiele razy wspominał, że jego młodość była trudna. Rodzice wokalisty rozwiedli się, kiedy ten miał zaledwie trzy lata. Ojciec artysty ożenił się z kobietą, która w pracy była miłą dla innych stewardessą, jednak muzyk zapamiętał ją jako potwora. Corgan wspominał, że macocha stosowała przemoc fizyczną i psychiczną. Wokalista doskonale pamięta, jak pewnego wieczoru został wysłany do sklepu po papierosy i miał tak dość sytuacji w domu, że rozważał ucieczkę z 20-dolarowym banknotem w dłoni. Zresztą to z powodu macochy i jej nałogu Corgan do dzisiaj nie znosi dymu papierosowego. A co w tym czasie robił ojciec artysty? Najczęściej spędzał czas przed telewizorem, zamroczony używkami. "Był handlującym narkotykami szaleńcem, który nie rozstawał się z bronią" - wspominał muzyk w rozmowie z Joe Roganem.
Kiedy ojciec i macocha wokalisty rozstali się, Billy oraz jego bracia zostali z kobietą, co jeszcze pogorszyło sytuację. Artysta wspominał, że w dzieciństwie czuł się samotny i zaniedbywany. "Napisałem 'Disarm', bo nie miałem odwagi, żeby zabić rodziców, więc pomyślałem, że zemszczę się poprzez piosenkę. Zamiast stworzyć utwór przepełniony agresją i złością, chciałem napisać coś pięknego, żeby zdali sobie sprawę, ile wrażliwości mam w sobie, aby poczuli się źle z powodu tego, jak mnie traktowali" - przyznał muzyk w wywiadzie dla "Rage". Część tekstu okazała się na tyle kontrowersyjna, że BBC zabroniło emisji singla w popularnym programie "Top of the Pops", co na początku trochę utrudniło promocję.
Corgan zawsze podkreślał, że jego ojciec był świetnym gitarzystą, ale beznadziejnym rodzicem - nawet wtedy, gdy wokalista był już dorosły i odnosił pierwsze duże sukcesy, których zresztą senior trochę mu zazdrościł. Ojciec przez lata obiecywał na przykład Billy'emu swoją starą gitarę. Pewnego dnia jednak zadzwonił do syna z informacją, że wystawił instrument na internetowej aukcji, więc może tam zajrzeć, jeśli jest zainteresowany. Artysta nie miał więc wyboru i musiał kupić w sieci swój "prezent".
"Ava Adore"
To nie tylko pierwszy singel z płyty "Adore", ale też nowy początek. Pod koniec lat 90. Billy postanowił nieco zmienić styl The Smashing Pumpkins i zaczął używać nowych instrumentów oraz sporej dawki elektroniki, a "Ava Adore" miało najlepiej to pokazać. Piosenka opowiada o nie do końca zdrowej relacji, z której jednak trudno zrezygnować. Sam album "Adore" okazał się dla grupy sporym wyzwaniem. The Smashing Pumpkins byli świeżo po wielkim sukcesie "Mellon Collie and the Infinite Sadness", więc oczekiwania fanów i rynku muzycznego były spore. Tymczasem w zespole niezbyt dobrze się działo. Artyści nie potrafili się dogadać, szukali pomysłu na siebie, do tego grupę opuścił perkusista Jimmy Chamberlin. Swoją drogą, w kilku utworach zastąpił go wtedy Matt Cameron z Soundgarden, a później Pearl Jam. Sam Corgan w tym czasie przechodził rozwód i przeżywał żałobę po śmierci matki.
Nic dziwnego, że wokalista wspominał "Adore" jako album nagrany przez "rozpadający się zespół". Oczywiście nie wszyscy fani byli zachwyceni nowym, bardziej elektronicznym wcieleniem The Smashing Pumpkins, co odbiło się na wynikach sprzedaży, gorszych niż w przypadku dwóch poprzednich płyt. Album chwalili za to krytycy, którzy docenili grupę za poszukiwania. Po latach Billy przyznał, że próbował wtedy udowodnić, iż jest prawdziwym artystą, a to na pewno żadnemu artyście nie służy.
"Bullet with Butterfly Wings"
Tak jak "Mellon Collie and the Infinite Sadness" stało się największym komercyjnym sukcesem zespołu, tak słowa "The world is a vampire" są jednym z najsłynniejszych rockowych momentów lat 90. Niewiele jednak brakowało, żeby zespół wydał ten singel kilka lat wcześniej. Billy wspominał, że znalazł w swoim archiwum starą taśmę, na której grupa próbowała nagrać piosenkę i w kółko powtarzała właśnie tej charakterystyczny wers. Utwór ostatecznie powstał dzięki przypadkowi.
The Smashing Pumpkins nagrywali akurat dla BBC cover "Landslide" Fleetwood Mac, ekipa bardzo długo rozstawiała sprzęt, a wokalista siedział z boku i niesamowicie się nudził. Wtedy muzykowi przyszedł do głowy fragment tekstu. Corgan sięgnął po gitarę i zaczął śpiewać, a reszta jest historią. "Bullet with Butterfly Wings" to trochę żartobliwa, ale jednak częściowo prawdziwa piosenka o tym, że bycie gwiazdą rocka nie jest wcale takie łatwe, jak się niektórym wydaje. Każdy czegoś od ciebie chce, trudno ufać ludziom, a sława nie jest wcale najlepszą rzeczą na świecie. Artysta przyznał, że w tamtym czasie miał w sobie sporo złości, więc postanowił ją wyładować w ten sposób.
To zawsze lepsze rozwiązanie niż agresja na scenie, o czym Billy przekonał się na własnej skórze. W 1992 roku The Smashing Pumpkins byli gwiazdą festiwalu Reading. Wiele osób oczekiwało, że grupa zaserwuje takie widowisko jak rok wcześniej Nirvana. Nic z tego nie wyszło, koncert okazał się porażką, bo ekipa miała jeden problem techniczny za drugim. W końcu Corgan tak się wściekł, że zniszczył swoją gitarę i rzucił nią w tłum. Fragment instrumentu uderzył w głowę... szefa wytwórni płytowej. Tak, tej która wydawała akurat albumy The Smashing Pumpkins, jednak jakimś cudem zespół nie stracił kontraktu.
"Zero"
Ten singel to kolejna odsłona płyty "Mellon Collie and the Infinite Sadness", a przy okazji jeden z najważniejszych przebojów w dorobku The Smashing Pumpkins. To właśnie tę piosenkę zespół zagrał podczas gościnnego występu w serialu "Simpsonowie". "Zero" było w pewnym sensie odpowiedzią Corgana na to, co działo się wtedy wokół zespołu, na traktowanie wokalisty jak boga. Muzyk nigdy nie ukrywał, że wcale nie był tym zachwycony. Zamiast mu schlebiać, wywoływało to u niego poczucie pustki.
Tytuł "Zero" mogą kojarzyć nawet osoby, które nigdy nie były wielkimi fanami The Smashing Pumpkins, ale znają zespół. Taki napis pojawił się na koszulkach, które często nosił Billy, a które po czasie stały się znakiem rozpoznawczym grupy. Niektórzy doszukiwali się w tym głębszego przekazu, jednak artysta wyjaśnił, że "Zero" to po prostu dobre słowo na koszulkę, a on nigdy nie miał wyszukanego stylu ubierania się, więc charakterystyczne t-shirty okazały się świetnym rozwiązaniem.