Nirvana: 30-lecie "Nevermind". "Znam brzydkie słowo"
Mateusz Kamiński
Niedawno świętowaliśmy 30-lecie "Use Your Illusion I & II" Guns N' Roses czy albumu "Metallica" Metalliki. 24 września 1991 roku przeszedł jednak do historii jako święto Nirvany. Na półkach sklepowych pojawiło się "Nevermind". Co niesie ze sobą płyta, która stała się głosem pokolenia?
Nirvana powstała w 1987 roku, więc w momencie wydania "Nevermind" był to jeszcze naprawdę młody, ale zdecydowany zespół. Jedno było pewne - muzycy, Kurt Cobain (wokal, gitara), Dave Grohl (perkusja) i Krist Novoselic (bas), nie chcieli płynąć z prądem. Pokazali to już na swoich wcześniejszych koncertach i debiutanckim albumie "Bleach". Podobnie jak pokolenie dorastającej na przełomie lat 80./90. młodzieży, która szukała czegoś, co otrząśnie ich z kolorowych, przaśnych lat osiemdziesiątych.
Nirvana - 30 lat "Nevermind"
Z początkiem nowej dekady przyszła na to najlepsza możliwość. Choć Nirvana miała już na swoim koncie album "Bleach", to był on raczej niszowy, rozpoznawalny jedynie w kręgu miłośników grunge'u. I wraz z premierą pierwszego singla z "Nevermind", "Smells Like Teen Spirit" (sprawdź!), można było wyczuć, że właśnie tego oczekują młodzi odbiorcy.
Dlatego za sukcesem płyty stoi głównie ogromna popularność "Smells Like..", bo dzięki pojawieniu się początkowo w małych stacjach, a następnie głównych rozgłośniach Ameryki, trafiła do szerszego grona odbiorców. Gdy w końcu piosenka pojawiła się w programie MTV, "120 Minutes", który emitował głównie rock alternatywny, od razu się spodobała. Chwilę później była emitowana już nie tylko w krótkim, dwugodzinnym paśmie, ale przez cały dzień.
"Głos pokolenia"
Od dekad mówi się, że "rock nie żyje", a geneza tego określenia mogła powstać w latach osiemdziesiątych. Wystarczyło rozejrzeć się, by zobaczyć, jak największe gwiazdy lat 70., które jeszcze parę lat temu wyprzedawały pełne stadiony, nie potrafiły się odnaleźć w muzyce przepełnionej syntezatorami, kiczem i.. młodością.
Niektórzy szli z nurtem, komercjalizowali się, ale nikt im niczego nie zarzucał - w końcu każdy miał swój czas. I przyszedł też moment Nirvany. Trzech chłopaków we flanelach zamieniających w drobny mak każdą przestrzeń, w której występowali, spodobali się młodym właśnie dlatego, że byli autentyczni. Nikt nie oczekiwał od nich strojów i makijażu na miarę KISS czy "udawanego" brzmienia.
Nirvana bez prądu
To był jeden z najważniejszych momentów w historii zespołu Kurta Cobaina. 18 listopada 1993 roku Nirvana wystąpiła w nowojorskich Sony Studios w ramach serii MTV Unplugged, dając niezapomniany koncert.
Charles R. Cross pisał w biografii Cobaina pt. "Pod ciężarem nieba", że "Nirvana pojawiła się dokładnie wtedy, gdy rock potrzebował rewolucji". Ówczesny rock głównie kręcił się wokół tematyki kobiet czy balang, a w tekstach Nirvany nastolatkowie zderzyli się z tematyką im bliską, czyli osamotnieniem, rezygnacją, zagubieniem czy w końcu - jak sam tytuł wskazuje - zobojętnieniem. Dlatego dla młodych Nirvana i jej frontman stali się głosem pokolenia - w głównym nurcie pojawiła się inna tematyka, dotycząca bardziej ich problemów niż tylko zaangażowania politycznego czy opisywania imprez i kontaktów z kobietami.
Najlepszym dowodem na nadchodzące zmiany był fakt, że krótko po wydaniu "Nevermind", album "zrzucił z tronu" Króla Popu Michaela Jacksona i jego premierowy album "Dangerous". Zmieniała się publiczność i czasy, a to za sprawą nowego longplaya zespołu z Seattle (dokładniej muzycy pochodzili z Aberdeen w Waszyngtonie).
Spencer Elden: Nagi bobas pływa
Ostatnio znów zrobiło się głośno o okładce, na której widnieje nagi bobas. 30-letni dziś Spencer Elden, kuszony w basenie dolarem, w ostatnim czasie zdecydował się wytoczyć proces zespołowi za korzystanie z jego nagiego zdjęcia, które jego zdaniem promuje pornografię. Mężczyzna, który całe życie powracał do swojej kultowej roli i po latach powtarzał ujęcie w wodzie, domaga się teraz 150 tysięcy dolarów od każdej z 15 oskarżonych osób, m.in. muzyków Nirvany, żony Cobaina - Courtney Love, czy fotografa Kirka Weddle. W sumie chciałby otrzymać 2 250 000 dolarów za wyrządzone mu "szkody na całe życie".
Inspiracją do powstania takiej okładki był jednak program telewizyjny o podwodnych porodach. Interpretacje są różne, ale częsta jest ta mówiąca o pogoni, w jakiej znajdują się młodzi ludzie - świeżo urodzone dziecko widzi przed sobą pieniądz i niczym ryba, by zdobyć pożywienie, ma instynktownie dać złapać się na haczyk. Każdy z utworów dotyczy głównie przeżyć Kurta, który zwykł mówić, że "najpierw pojawia się muzyka, potem przychodzą słowa".
Lider Nirvany spowodował, że mainstreamowy rock znów stał się "o czymś". Na oryginalnym wydaniu znalazło się 12 utworów, m.in. "Lithium", "In Bloom" czy "Come As You Are". Kolejne zawierały dodatkowy numer, "Endless, Nameless", a z okazji 20-lecia ukazał się także okryty legendą koncert "Live at Paramount".
W wywiadzie dla pisma "Musician" w 1992 roku, Cobain przyznał, że teksty dotyczą "niektórych z jego bardzo osobistych doświadczeń", a wśród nich można wymienić "rozstania z dziewczynami i złe związki, poczucie pustki śmierci, które odczuwa osoba w piosence - bardzo samotna, chora". I choć trudno było je zrozumieć po zwyczajnym przeczytaniu tekstu, to dla słuchaczy było wtedy i jest nadal jasne, że Cobain w tekstach intensywnie przeżywał swoje problemy.
Nieważne po latach
Choć Kurt Cobain nie żyje od 27 lat (tyle samo miał w chwili śmierci), muzyka nadal rezonuje w fanach pamiętających Nirvanę, ale też w kolejnych pokoleniach, dla których czasy Nirvany są tak odległe, jak niegdyś dla pokolenia X czasy Beatlesów. W 2020 roku magazyn "Rolling Stone" umieścił płytę na 6. miejscu w rankingu "500. najlepszych albumów wszech czasów".
Nad nim znajdują się jedynie The Beatles ("Abbey Road"), Stevie Wonder ("Songs in the Key of Life"), Joni Mitchell ("Blue"), The Beach Boys ("Pet Sounds") i Marvin Gaye ("What's Going On"). Rok wcześniej natomiast "Nevermind" zajął pierwsze miejsce w rankingu "100. najlepszych albumów lat 90.".
Co wiesz o muzyce grunge?
Kurt Cobain był wokalistą Nirvany od 1987 roku. Karierę zespołu przerwało uzależnienie od narkotyków i samobójcza śmierć muzyka. Od dziecka cierpiał on na chroniczne bóle brzucha, które już od nastoletnich lat starał się uśmierzyć narkotykami i alkoholem.
Zastrzelił się 5 kwietnia 1994 roku. Pozostawił list pożegnalny, w którym zawarł frazę z piosenki Neila Younga "Hey, Hey, My My" - fragment tekstu "It's better to burn out than to fade away" ("Lepiej spłonąć niż powoli się tlić"). Miał zaledwie 27 lat.
Dave Grohl mówił w niedawnym wywiadzie do dokumentu "When Nirvana Came To Britain", że nadal jest mu trudno pogodzić się z samobójczą śmiercią lidera Nirvany. "Nadal przetrawiam śmierć Kurta Cobaina, bo muszę ją wytłumaczyć moim dzieciom, które kochają Nirvanę. Przez długi czas próbowałem ją przetrawić, rozmawiając o niej z moimi przyjaciółmi i rodziną i to mi pomogło. Teraz muszę jednak pomóc przejść przez to moim dzieciom. To rana, która nie zagoi się do końca życia" - zdradził perkusista.