Leonard Cohen i historia przeboju "Hallelujah". Dziś to hit pogrzebów i wesel
"Chciałbym, żeby moje piosenki przetrwały tyle czasu, ile przeciętne volvo. Czyli około 30 lat" - wyznał w jednym z wywiadów Leonard Cohen. 21 września mija 90 lat od urodzin kanadyjskiego barda, którego ballada "Hallelujah" dziś jest wykonywana przy każdej okazji - od pogrzebów po wesela.
Leonard Cohen urodził się 21 września 1934 roku w Montrealu, w średniozamożnej żydowskiej rodzinie. Miał polsko-litewskie korzenie. Jego dziadek, Lyon Cohen, pierwszy prezes Canadian Jewish Congress, wyemigrował do Kanady z Suwałk.
Choć Leonard należał do przeciętnych studentów, jeszcze w czasie studiów otrzymał pierwszą nagrodę literacką, McNaughton Prize. W 1956 roku wydał swój pierwszy tom poezji, "Let Us Compare Mythologies". Otrzymał stypendium Canada Council, które wykorzystał na życie w Londynie i na wyspie Hydra. Właśnie podczas pobytu na greckiej wyspie napisał swoją pierwszą powieść. Gdy powrócił do Kanady, odrzucił ją każdy dom wydawniczy, do którego drzwi zapukał. Wytykano mu niezdrową obsesją na punkcie seksu. Wobec pruderyjności kanadyjskich wydawnictw, Cohen wydał swoją książkę w nowojorskiej oficynie. Do Kanady "Ulubiona gra" trafiła w 1970 roku, nakładem tego samego wydawnictwa, które wcześniej odmówiło jej publikacji.
Leonard Cohen i historia jego miłości
Piosenkarz miał swoją muzę, którą była Marianne Ihlen. Zainspirowała go ona do napisania piosenki "So Long, Marianne" (sprawdź!) oraz do stworzenia debiutanckiego albumu "Songs of Leonard Cohen" (1967). Poznali się na greckiej wyspie Hydra w 1960 roku, gdzie połączył ich romans. Marianne na wyspie przebywała ze swoim półrocznym synem, porzucona przez pochodzącego z Norwegii męża, pisarza Axela Jensena. W latach 60. Ihlen i Cohen tworzyli parę, podróżując między Nowym Jorkiem, Montrealem i Hydrą. Zdjęcie Marianne trafiło na tylną stronę okładki płyty "Songs from a Room" Cohena z 1969 r.
Zobacz również:
Gdy 27 grudnia 1967 r. do sklepów płytowych trafił album "Songs of Leonard Cohen", jej 33-letni autor na scenie muzycznej był postacią anonimową. Rozpoznawalny był natomiast w świecie literackim. Jego powieści zdradzały fascynację problemami tożsamości, polityki, religii i seksu. Płyta "Songs of Leonard Cohen" nie okazała się jedynie kaprysem ekscentrycznego literata, ale pierwszą z płyt jednego z najbardziej wpływowych artystów muzyki popularnej. "Chciałbym, żeby moje piosenki przetrwały tyle czasu, ile przeciętne volvo. Czyli około 30 lat" - wyznał w jednym z wywiadów.
Cohen, kiedy stał się sławny, podróżował, otaczał się pięknymi kobietami, eksperymentował z LSD (wówczas jeszcze legalnym), prowadził wystawne życie. Często powtarzał, że śpiewem zajął się, ponieważ zrozumiał, że nie uda mu się wyżyć z pisania. Nigdy wcześniej nie myślał o karierze piosenkarza, traktując muzykę jako formę wytchnienia od trudów pisania. Grania na gitarze nauczył się samodzielnie w czasach szkolnych, a miłość do muzyki zawdzięczał matce, która śpiewała w domu. "Często razem śpiewaliśmy wieczorami, kiedy przychodziła do restauracji, gdzie spędzałem czasem z kolegami" - wspominał po latach Leonard Cohen.
Leonard Cohen - niezwykła historia przeboju "Hallelujah"
Na wydanej w 1984 r. płycie "Various Positions" znalazła się piosenka "Hallelujah", jak się później okazało, jeden z największych przebojów kanadyjskiego barda. Początkowo piosenka nie odniosła wielkiego sukcesu, ale drugie - i kolejne - życie dał jej John Cale, którego wersja została wykorzystana w filmie "Shrek" (2001). Wersją Cale'a zainspirował się z kolei Jeff Buckley, a jego wykonanie zostało umieszczone na liście "500 najwspanialszych piosenek wszech czasów" magazynu "Rolling Stone".
Utwór "Hallelujah" miał mieć ok. 150 szkiców, które Cohen pisał siedząc w bieliźnie na podłodze jednego z hoteli w Nowym Jorku. W dokumentalnym filmie "Alleluja" (2022) jego twórcy Dan Geller i Dayna Goldfine ujawnili, że napisanie ostatecznej wersji zajęło Cohenowi w sumie pięć lat, a podczas koncertów wielokrotnie ją zmieniał i przekształcał. "'Hallelujah' może być radosne lub słodko-gorzkie, w zależności od tego, której części użyjesz" - mówił przedstawiciel Jeffa Buckleya.
Sam Cohen po latach nie chciał wyjaśniać pochodzenia i znaczenia utworu "Hallelujah", który zyskał liczne interpretacje. "Gdybym wiedział, skąd się biorą piosenki, to chodziłbym tam częściej" - odpowiadał.
"Cohen odniósł się do najgłębszych naszych ludzkich obaw związanych z tęsknotą za więzią i tęsknotą za jakąś nadzieją, transcendencją i uznaniem trudności życiowych" - mówili twórcy wspomnianego dokumentu, który z kolei powstał na podstawie książki "The Holy or the Broken: Leonard Cohen, Jeff Buckley & the Unlikely Ascent of 'Hallelujah'" Alana Lighta z 2012 r.
Początkowo odrzucona ballada, teraz jest znana na całym świecie - wykonywana przy każdej okazji od pogrzebów po wesela i coverowana przez setki wykonawców z całego świata. Sam Cohen mówił, że nie ma tego dość. Choć internauci nawet apelowali o wprowadzenie moratorium na śpiewanie "Hallelujah" w talent shows, on się cieszył, że piosenka wciąż jest śpiewana.
Leonard Cohen w Polsce cieszył się wielkim kultem
W Polsce Cohen cieszył się niezwykłą popularnością dzięki tłumaczeniom Macieja Zembatego. "Muzyka Cohena trafiała w ogólny, melancholijny nastrój, jaki panował w Polsce. Nie potrafiliśmy ocenić jakiej wartości jest jego poezja" - tłumaczył w rozmowie z PAP dziennikarz Piotr Bratkowski.
Podczas trasy koncertowej po Polsce w 1985 roku, Cohen występował przy pełnych salach w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie. Spotkał się także z Lechem Wałęsą, ówczesnym przywódcą Solidarności. "Pochodzę z kraju, w którym nie panują takie napięcia, jak w Polsce. Szanuję waszą walkę. Może to was zaskoczy, ale szanuję obie strony tego konfliktu" - mówił podczas koncertu w warszawskiej Sali Kongresowej w 1985 roku. "By iść naprzód, Europa potrzebuje i prawej, i lewej nogi (...) Chciałbym powiedzieć liderom lewicy i prawicy: ja śpiewam dla wszystkich. Moja pieśń nie ma partii ani flagi" - podkreślał.
W późniejszych latach regularnie odwiedzał Polskę, gdzie oklaskiwały go pełne hale.
Leonard Cohen: Jestem gotowy, by umrzeć
W jednym z wywiadów Leonard Cohen zażartował, że po swojej śmierci zrobi większą karierę, niż za życia... Gdy okazało się, że został okradziony przez swojego menedżera, musiał wrócić do koncertowania w bardzo podeszłym wieku. W październiku 2016 r. wypuścił swój ostatni album za życia - "You Want It Darker". 17 dni po premierze zmarł we śnie w swoim domu w Los Angeles. Miał 82 lata.
"Jego śmierć była nagła, niespodziewana i spokojna" - napisał jego menedżer, Robert Kory.
Pogrzeb barda odbył się w Montrealu, a szczegóły do publicznej wiadomości zostały podane już po fakcie.
"W towarzystwie tylko najbliższej rodziny i kilku przyjaciół spoczął w ziemi w drewnianej skrzyni bez ozdób, obok swojej matki i ojca. Dokładnie tak, jak sobie tego życzył" - ujawnił Adam Cohen, syn Leonarda i współproducent płyty "You Want It Darker".
To właśnie Adam Cohen był odpowiedzialny za ukończenie wydanego w 2019 r. pośmiertnego albumu "Thanks for the Dance" (ścieżki wokalne Leonarda pochodzą z sesji do "You Want It Darker"). "Nie sądzę, bym był w stanie dokończyć te piosenki. Może, kto wie? A może znów dostanę wiatru w skrzydła, nie wiem. Mam trochę pracy do zrobienia. Zatroszczcie się o biznes. Jestem gotowy, by umrzeć. Mam nadzieję, że nie jest to zbyt niewygodne" - mówił Leonard Cohen w jednym z ostatnich wywiadów udzielonemu tygodnikowi "The New Yorker".