Reklama

K-POP NATION: decybele sięgnęły sufitu [RELACJA]

PGE Narodowy widział i słyszał takie rzeczy po raz pierwszy. Organizatorzy zapewniali, że to będzie najgorętszy festiwal muzyki koreańskiej. Bez wątpienia dla fanów k-popu tak było. Bo to pierwsze takie wydarzenie na tak ogromną skalę w Polsce, a także pierwszy stadionowy koncert k-pop, który odbył się w Europie Wschodniej.

PGE Narodowy widział i słyszał takie rzeczy po raz pierwszy. Organizatorzy zapewniali, że to będzie najgorętszy festiwal muzyki koreańskiej. Bez wątpienia dla fanów k-popu tak było. Bo to pierwsze takie wydarzenie na tak ogromną skalę w Polsce, a także pierwszy stadionowy koncert k-pop, który odbył się w Europie Wschodniej.
(G)I-DLE na scenie K-POP NATION /Hubert Grygielewicz /materiały prasowe

Koncert przerósł moje oczekiwania. Wiedziałem mniej więcej, czego się spodziewać, ale to co się tam działo to prawdziwa esencja całego k-popu. I to w naszym kraju! Z ludźmi z całego świata. Trzeba było tam być, aby zrozumieć, na czym polega fenomen tego gatunku. Najpierw, to, czego mogłem się spodziewać. Było słodko, wręcz landrynkowo, grzecznie, gwiazdy chętnie pozowały ze sceny do zdjęć w swoich uroczych pozach. Niezwykle widowiskowe (choć skromne w przekazie), dopracowane, spektakularne show. Przede wszystkim atrakcyjne wizualnie z choreografią do każdego utworu.

Reklama

W końcu KPOP NATION to święto muzyki, tańca i nierozerwalnej więzi między artystami i ich fanami, a do tego dochodzą wspomnienia, które pozostaną na pewno z uczestnikami na zawsze.

Całe show trwało trzy godziny, każdy zespół miał mniej więcej 20 minut na występ, który zapowiadał krótki materiał z powycinanych fragmentów teledysków. Łącznie wystąpiło osiem zespołów: trzy girlsbandy i pięć boysbandów. W takiej kolejności pojawiali się na scenie: ZEROBASEONE, KEP1ER, CIX, SF9, MAMAMOO+, (G)I-DLE, THE BOYZ, MONSTA X. Z każdym kolejnym wejściem pisk fanów stawał się coraz głośniejszy. A przyznam, że już ten pierwszy był dla mnie wstrząsający. 

I uważam, że tu jest właśnie ta moc i miłość fanów k-popu: nie przypominam sobie równie głośnego koncertu w swoim życiu. Praktycznie cały czas rozlegał się pisk, krzyki, wyznania miłosne fanów... Decybele nie spadały. One się wzbijały na wyższy level z każdym następującym po sobie zespole. Stąd domyślam się, że w rozumieniu organizatorów, zespoły takie jak: (G)I-DLE, THE BOYZ I MONSTA X miały być tymi wisienkami na torcie. Tak rzeczywiście było, bo zanim na scenę wszedł ostatni zespół, to ja szybko przemieściłem się dalej od sceny, aby po koncercie moje uszy nadawały się jeszcze do czegoś innego w życiu. Ale nikomu to nie przeszkadzało, bo to wyjątkowe wydarzenie i każdy się nim cieszył.

I teraz to, co mnie zdziwiło (oprócz decybeli). Koncert k-popu to też takie miejsce, gdzie fani nie tylko wykrzykują teksty piosenek swoich idoli - ale oni także powtarzają po nich układy choreograficzne, i robią to precyzyjnie, czasem nawet w podobnych strojach. Artyści są niezwykle przyjaźnie nastawieni do swoich fanów. Po każdym koncercie następowało pamiątkowe zdjęcie. Mniej pozytywnie zaskoczył mnie poziom angielskiego koreańskich gwiazd. Komunikowali się oni ze swoimi fanami (byli tam nie tylko Polacy) głównie po koreańsku. Czasem ktoś się wysilił i powiedział coś po angielsku. Niektóre tylko zespoły nauczyły się i powiedziały parę słów po polsku. Zabrakło tłumacza. 

Ale i z tym fani, którzy nie znali ojczystego języka gwiazd k-popu, poradzili sobie wzorowo. Nie znali języka, lecz i tak wiedzieli jak zareagować w danej sytuacji: kiedy coś powiedzieć do zdjęcia, kiedy zakrzyczeć, a kiedy się zaśmiać. Miałem wrażenie, że choć nie znają tego samego języka, to posługują się swoim kodem. Kodem, który wypracowali sobie swoją miłością i lojalnością do tego gatunku. Było to zaskakujące doświadczenie, które tylko potwierdziło silną wieź między społecznością k-pop. Na koncercie był również tort i "Happy Birthday" dla Song Yuqi, wokalistki zespołu (G)I-DLE, która tego dnia obchodziła swoje 24. urodziny.

Jeżeli mam oceniać popisy wokalne, to najbardziej zaskoczył mnie jednak lider zespołu CIX - Kim Seunghun. Miał łatwiej, bo wśród wszystkich chłopaków tańczył najmniej, ale coś za coś. Jego jakość i skala głosu była najlepsza.

Doceniam, że niektóre zespoły w swojej dyskografii łączą trochę swoją muzykę z innymi gatunkami muzycznymi. Przez to na scenie było ciekawiej. Organizatorzy już dzisiaj potwierdzili, że możemy się spodziewać kolejnych edycji spotkań społeczności k-popu. Takie wydarzenie trzeba zobaczyć chociaż raz w życiu, nawet jeśli słucha się całkiem innej muzyki.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: k-pop | koreański pop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy